Artykuły

Dulscy w szklanym domu

Anna Augustynowicz znalazła dla siebie świetny temat, który analizuje od lat w swoich przedstawieniach. Jest to temat rodziny. Czy jest to {#re#8462}"Balladyna"{/#} Juliusza Słowackiego, czy {#re#4776}"Siostry, bracia"{/#} Stiga Larssona czy {#re#6705}"Zagłada ludu"{/#} Wernera Schwaba, reżyserka opowiada wciąż tę samą historię rozpadu tradycyjnego domowego ogniska. Jej najnowszy spektakl - "Moralność pani Dulskiej" - to zwieńczenie tego cyklu i może najbardziej dotkliwa realizacja tematu. Dotkliwa, bo przewrotna - wielodzietna rodzina Dulskich mogłaby przecież posłużyć za wzór do naśladowania i nie zdziwiłbym się, gdyby zaproszono ją dzisiaj do Radia Maryja na rozmowę o tradycyjnej polskiej rodzinie.

Przecież u Dulskich wszystko chodzi jak w zegarku: pani domu dba o wszechstronne wykształcenie córek i o zdrowie męża, któremu wydziela po jednym cygarze, stara się o dobrą opinię o swojej kamienicy, nie toleruje samobójczych prób jednej z lokatorek. Jest co prawda ten okropny Zbyszko, który lumpuje się po nocnych kawiarniach i romansuje ze służącą, ale nawet w najlepszym stadle zdarzyć się może czarna owca. Zresztą problem Hanki zostaje rozwiązany w duchu wartości chrześcijańskich, nikt nie domaga się usunięcia ciąży, dziewczyna dostanie męża i tysiąc guldenów odszkodowania, czyli majątek, jeśli zważyć, że Felicjan na wyjście do kawiarni dostaje od żony dwadzieścia centów.

Augustynowicz, przypominając historię Dulskich w roku 2000, idzie pod prąd współczesnych moralistów, którzy szukają źródeł kryzysu rodziny raczej tam, gdzie praca, pieniądze lub alkohol stały się ważniejsze od wychowania dzieci. A tu mamy wzorowe, spokojnie żyjące stadło, nikt nie pije, nikt nikogo nie bije, ale przecież ta piękna fasada ukrywa śmierdzące ruiny. Dulska okazuje się gorszą matką niż niejedna kobieta poświęcająca życie osobiste dla kariery. Uczy córki, że pieniądze nie śmierdzą, że najważniejsze w życiu to złapać bogatego męża z odpowiednim pochodzeniem, że uczucia nie liczą się, liczy się pozycja i majątek. Czyli uczy drobnomieszczańskiego dekalogu, który od czasów Gabrieli {#au#163}Zapolskiej{/#} nie zmienił się ani o jotę.

Do "Moralności pani Dulskiej" Augustynowicz doszła przez późniejszą o prawie wiek dramaturgię Wernera {#au#1941}Schwaba{/#}, który rysował w swoich dramatach karykaturę austriackiego mieszczaństwa. Tego samego stylu karykatury reżyserka użyła, inscenizując sztukę Zapolskiej. Grająca rolę Dulskiej Anna Januszewska w pierwszej scenie pojawia się w ogromnych papilotach, a jej przenikliwy krzyk niesie się po całym teatrze. Juliasiewiczowa (Magdalena Myszkiewicz) nosi seksowne czerwone rajstopy. Hanka (Ewa Sobczakówna) występuje w wydekoltowanej bluzce i w mini. Doprawdy Zbyszko musiałby być ślepy, żeby nie wykorzystać okazji.

Nie powiedziałem najważniejszego - otóż rodzinę Dulskich reżyserka przeprowadziła z XIX-wiecznej krakowskie kamienicy do XX-wiecznego luksusowego apartamentu ze stali i szkła. Dulscy noszą się nowocześnie, pani domu ma nawet pod szlafrokiem seksowni bieliznę, którą - zapewne za radą pism kobiecych - próbuje wskrzesić męskie instynkty w Felicjanie (Tadeusz Zapaśnik), właścicielu obwisłego brzucha. Dziewczynki uczą się tańczyć nie walca, ale techno, Zbyszko pokazuje im pewien perwersyjny krok taneczny, który budzi oburzenie matki.

Wszystko to służy zatarciu dystansu obyczajowego, jaki dzieli nas od czasów Zapolskiej, ale nie jest w sztuce zgrzytem. Przeciwnie, wyostrza historię, okazuje się bowiem, że mimo pozorów nowoczesności w polskiej rodzinie wszystko zostało po staremu. Mela i Hesia o seksie i małżeństwie wiedzą tyle co nic, choć wyglądają na dwadzieścia lat. Słowo antykoncepcja nie istnieje w języku Dulskich, podobnie jak słowo ciąża, w dodatku niechciana. Mela (Grażyna Madej), która u Zapolskiej jest jedyną postacią serio, przeżywającą dramat Hanki, u Augustynowicz jest głupią pensjonarką, która nie rozumie, skąd biorą się dzieci i dlaczego są podobne do rodziców. Z kolei Hesia (Joanna Matuszak) to kopia matki, kuta na cztery nogi, już wie, czego faceci szukają u kobiet, w związku z czym wypycha sobie biustonosz rękawiczkami. Zbyszko (Wojciech Brzeziński), choć ma pracę, woli trzymać się rodziców, niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Hanka wcale go nie kocha, być może poszła z nim do łóżka, aby nie stracić pracy, a teraz kombinuje, jak najwięcej na tym zarobić.

To może najbardziej okrutne przedstawienie Augustynowicz, na nikim reżyserka nie zostawiła suchej nitki. I najbardziej śmieszne, bo śmiech jest tu główną bronią. Kiedy jednak Dulska wygłasza ostatnie słowa sztuki o tym, że teraz będą znów żyć po bożemu, nie wiemy, czy śmiać się, czy płakać. Po bożemu czy po diablemu - wszystko się już nam poplątało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji