Artykuły

"Wesele" jako pijacka szarża

"Wesele" w reż. Marcina Libera w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Jeśli teatr ma zespół zdolny zagrać "Wesele", to ponoć gra w pierwszej lidze. Teatr Polski w Bydgoszczy taki zespół ma, ale zabrakło pomysłu na sztukę Wyspiańskiego.

Reżyser Marcin Liber z dramaturgiem Pawłem Sztarbowskim bardzo chcą, żeby tekst był o dziś. Żebyśmy wszyscy westchnęli - jakiż to nasz Wyspiański na czasie, jakaż z "Wesela" wiecznie aktualna rozprawa o kondycji naszego społeczeństwa. Nie wystarczy jednak zarzucić sceny garem bigosu i pijackimi szarżami rodem z filmu Smarzowskiego, żeby zrobić ważny spektakl o Polsce.

U Libera wódka leje się litrami, jak gdyby spektakl sponsorowała Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. "W moim domu nie ma problemu z alkoholem/ albowiem piję na mieście" - między wersami młodopolskiego poety pojawiają się frazy z Marcina Świetlickiego. Chodzi jednak o to, że pomysł zainscenizowania "Wesela" jako ostrej imprezy jest równie błyskotliwy i odkrywczy jak narzekania na polskie pijaństwo. Nawet jeśli budzi salwy śmiechu. Więcej od nas piją ponoć nie tylko Szwedzi i Irlandczycy, ale nawet Francuzi. Może więc warto brzytwę satyry chwycić nieco pewniejszą ręką?

Pany i chamy. Wszyscy w garniturach

Liberowi patronuje oczywiście Wyspiański ironista. W trzecim akcie, gdy w chacie goszczą widma z przeszłości, to, co dzieje się na scenie, radykalnie odstaje od wzniosłych słów. W tekście potężny duch Wernyhory wzywa do narodowego zrywu. Tymczasem u Libera zwalisty mężczyzna w źle skrojonym garniturze bełkocze i wpada w pijacką drzemkę. Gra go, jak zawsze świetny, Michał Jarmicki. Czy szara paczka, którą wręcza Gospodarzowi, faktycznie skrywa złoty róg?

Na weselu jak to na weselu - panowie w garniturach, panie w sukienkach. Kostium zaciera w bronowickiej chacie podział na panów i chamów. Na szczęście od początku XX w. sporo się w strukturze klasowej polskiego społeczeństwa zmieniło. Jednak poza kostiumowym zabiegiem Liber niespecjalnie to zauważa, nie wie, jak to podstawowe napięcie z Wyspiańskiego przetłumaczyć na dzień dzisiejszy.

Wyjątkiem jest jedna scena. Pan Młody (Maciej Pesta) pogardliwie i z naciskiem poprawia mazurzącą w gwarze Pannę Młodą (Julia Wyszyńska). Młodopolska chłopomania jako forma paternalistycznej przemocy? Inteligencka pogarda dla wsi żywa też w czasach "słoików"? Być może. Niestety, diagnoza na błyskotliwych dwóch minutach się urywa, a dyskoteka leci dalej.

Na zaliczenie czeka już kolejny ważny temat - antysemityzm. Gdy pada słowo "Żyd", wszyscy milkną. Panna Młoda z pogardą spluwa do kieliszka Racheli, ktoś krzyczy: "Jude raus!". W scenie-wspomnieniu rabacji galicyjskiej, o pół wieku wyprzedzającej zaślubiny, do Gospodarza i Pana Młodego dołącza Żyd, u Wyspiańskiego w niej nieobecny. Pamięć o rzezi ma zapewne wiązać "Wesele" z powidokiem pogromów i zbrodni szmalcowników.

Ale czy do rozmowy o polskim antysemityzmie, o pamięci i zapominaniu naprawdę potrzebujemy szlagwortów z Wyspiańskiego? Czy u Libera mówią nam coś poza tym, że ten antysemityzm, owszem, istnieje? Użyte w tak prosty sposób wersy sprzed stulecia stają się tępym nożem, gdy inni w teatrze dawno operują skalpelami. "Myśmy wszystko zapomnieli" też może być komunałem.

Jak się robi Żyda

Nie chodzi, broń Boże, o to, by dać sobie spokój z Wyspiańskim. Teatr - wielka machina przypominania i zapominania - nie przestanie żywić się klasyką. Ale najlepsze w ostatnich latach "Wesela" były radykalne w zupełnie innym sensie niż poszukiwanie najprostszych skojarzeń. Radykalny i precyzyjny był stojący za nimi koncept.

Rytmiczne, minimalistyczne przedstawienie Anny Augustynowicz z Teatru Współczesnego w Szczecinie obyło się niemal bez skrótów. Jego głównym bohaterem był sam tekst Wyspiańskiego, z pogranicza geniuszu i grafomanii, wciąż powracający gdzieś w polszczyźnie, nieraz w nieświadomy sposób. Z kolei Piotr Cieplak w "Albośmy to jacy tacy" z warszawskiego Powszechnego pierwszą część "Wesela" rozegrał kolażem współczesnych wypowiedzi - o lustracji, antysemityzmie, Dolinie Rospudy. Szukał analogii, ale pokazywał też, jak bardzo społeczeństwo polskie roku 2007 różni się od tego z 1901.

U Cieplaka Kazimierz Kaczor "robił Żyda". Na oczach widzów przywdziewał ostentacyjnie stereotypową charakteryzację, z nesesera wyciągał doklejaną brodę, pejsy, jarmułkę. Z papierowej torby - tałes. To społeczeństwo buduje sobie wizerunki swoich Innych, by ich się bać, pogardzać nimi lub im zazdrościć. W Bydgoszczy nikt się na taki autotematyzm nie sili. Rachela (Joanna Drozda), piękna, smagła i niebezpiecznie inteligentna, przychodzi wprost z polskiego fantazmatu.

A jeśli ktoś jeszcze nie zrozumiał, że to wszystko o przeklętych narodowych problemach, co to się przez wieki nie zmieniają i determinują nasze życie, wtedy mu weselnicy na melodię biesiadnej przyśpiewki wytłumaczą: "A teraz idziemy do kanału/ a teraz idziemy przelać krew!". Skoro robimy spektakl o Polsce, to nie mogło zabraknąć powstania warszawskiego.

Liber ze Sztarbowskim chcą złapać za ogon zbyt wiele srok naraz - z Wyspiańskiego wyciąć jak najmniej, zrobić w miarę wierną, choć przemontowaną, inscenizację, a jednocześnie musnąć jak najwięcej bardzo ważnych problemów. A wszystko to ubrać w efekciarską formę.

"Okazuje się, że każda scena jest materiałem na osobne przedstawienie" - mówił podczas pracy nad "Weselem" reżyser w jednym z wywiadów. Szkoda, że nie znalazł przekonującego pomysłu na jeden spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji