Artykuły

Gorzów Wlkp. Kumoszki dla pobudzenia wyobraźni

Prawie cztery lata temu Jacek Głomb, znany reżyser, który na co dzień dyrektoruje Teatrowi im. Modrzejewskiej w Legnicy, wystawił na deskach Teatru Osterwy "Zapach żużla". Teraz wraca, ale z Szekspirem.

To "Wesołe kumoszki z Windsoru" - komedia, a przy tym jedyne dzieło dramatyczne Williama Szekspira osadzone dokładnie w czasie i miejscu, w których żył jego autor. I na dodatek to jedyna komedia mieszczańska, a nie dworska. We wszystkich innych sztukach Szekspira bohaterami są królowie, księżniczki, hrabiowie czy lordowie. Tu w centrum uwagi są mieszczanie. Choć bohaterem jest również szlachetnie urodzony John Falstaff, światowiec i podrywacz. Przybywa na prowincję, gdzie postanawia zauroczyć i uwieść równocześnie dwie zamężne mieszczki. Nie wie jednak, że obie są przyjaciółkami, które szybko rozszyfrowują jego zamiary i przechodzą do kontrakcji. Postanawiają zemścić się na nim, robiąc mu serię żartów. Zdaniem literaturoznawców oprócz wielkiej siły komicznej to mistrzowski portret obyczajowości epoki.

Jednak reżyserowi nie chodzi bynajmniej o pokazywanie dawnych historii.

- Robimy ten spektakl w kostiumie, ale robimy go współcześnie. Nie interesują nas stare emocje, ale dzisiejsze, współczesny świat. Chcemy, aby ta opowieść była zrozumiała, zabawna i refleksyjna dla dzisiejszej publiczności. I to nie jest jakaś publicystyka, to nie jest "plastik", to są nasze sprawy, nasze emocje, którymi żyjemy - opowiada Jacek Głomb o spektaklu, którego premiera odbędzie się już w sobotę.

Podkreśla, że ma to być spektakl, na którym ludzie będą się bawić, ale też będą mogli się zastanowić. Bo ta z pozoru łatwa i przyjemna opowieść kryje też istotniejsze treści. - Choćby takie, że dotyczy wspólnoty, mieszkańców niewielkiego miasta, w którym się wszyscy znają, wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. I nagle do tego miasta przyjeżdża ktoś ze stolicy. Takie mechanizmy przecież znamy z życia, to nie jest jakiś wymysł Szekspira. To również współczesny temat, jak ta wspólnota się zachowuje wobec gościa, jakie to ma konsekwencje, co robi ten przybysz. Od paru lat mocno mnie takie małomiasteczkowe myślenie interesuje, opisywanie świata poprzez niewielkie miejscowości, społeczności, gdzie te emocje, wzajemne relacje się zapętlają - tłumaczy reżyser.

Liczy, że ten klasyczny tekst w świetnym tłumaczeniu Stanisława Barańczaka trafi do widzów, choć nie jest to język, którym mówi się na co dzień. Do tego oszczędna scenografia Małgorzaty Bulandy. Bo zgodnie założeniem reżysera ten spektakl ma polegać na kreacji, na pobudzaniu wyobraźni. I wymaga dużej wyobraźni w kreowaniu tego świata zarówno od aktorów, jak i publiczności. - Jestem za tym, żeby w teatrze bronić metafory. To jest ostatnie miejsce, ostatnie Okopy św. Trójcy, gdzie metafora jeszcze coś znaczy. Nie ma jej w życiu, nie ma jej w filmie, chyba że niszowym, ludzie przestali mieć wyobraźnię, przestali kreować świat, bo wszystko im się podaje na tacy. Będzie strasznie fajne, jeśli widownia podąży za nami w wymyślaniu tego świata - mówi Jacek Głomb.

W teatrze elżbietańskim nie było wiele dekoracji, często zastępował je symbol albo nawet napis, np. "las". W gorzowskiej inscenizacji napisów wprawdzie nie będzie, ale za to przyda się właśnie wyobraźnia. - Zdradzę tylko tyle, że będziemy ten świat kreować inaczej. Bohaterowie idą przez mostek, ale tego mostku nie ma, przechodzą przez strumyk i tego strumyka też nie ma na scenie. Jest scena, kiedy idą przez pola, gdzie są krzaki, rzeka, błoto, i aktorzy to grają. To strasznie ekscytujące, jak można rozwinąć wyobraźnię u aktora i u widzów. Widz nie jest kretynem, nie można obrażać jego inteligencji, jak to się często robi za nasze podatki - mówi. - Ale to wszystko też nie znaczy, że ten spektakl ma nie być zabawny. Dla nas podstawową weryfikacją będzie to, czy widz wejdzie w ten świat razem z nami, czy też będzie dłubał z nudów w nosie - dodaje.

Aktorzy natomiast mają o tyle trudne zadanie, że grają w kostiumach, a będą starali się oddać emocje bliskie współczesnym.

- Chodzi o to, aby te postacie w kostiumach nie były oddalone od nas. To, że ktoś wkłada kostium, nie znaczy, że musi być od razu staroświecki. Dla aktora to trudne, bo aktora kostium bardzo ciągnie. W kostiumie musi być XVII-wieczny? Nie. Chodzi o to, aby ten bohater był jednak XXI-wieczny - przekonuje reżyser.

Jacek Głomb ponownie skorzysta ze swojego żelaznego wsparcia realizacyjnego. Scenografia i kostiumy będą dziełem Małgorzaty Bulandy, muzyka - Bartosza Straburzyńskiego, a ruch sceniczny - Witolda Jurewicza. "Wesołe kumoszki z Windsoru" będą drugą (po "Zapachu żużla" Iwony Kusiak, który miał premierę w 2010 r.) realizacją tego reżysera na scenie gorzowskiego teatru

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji