Artykuły

O Osieckiej mógłbym mówić bez końca

- O Osieckiej mógłbym mówić bez końca. Uważam ją za jedną z niewielu osób, które naprawdę się liczą wśród autorów piosenek w Polsce. Stawiam ją na równi z Hemarem, Wasowskim, Kaczmarskim, Młynarskim - rozmowa z Z IRENEUSZEM PASTUSZAKIEM, aktorem Tarnowskiego Teatru, reżyserem spektaklu "Apetyt na czereśnie" Agnieszki Osieckiej.

Beata Stelmach-Kutrzuba: Ostatnio w Teatrze mamy wysyp inicjatyw aktorskich. Postanowił Pan pójść w ślady kolegów i też coś wyreżyserować...

Ireneusz Pastuszk: O realizacji "Apetytu na czereśnie" myślałem od dawna. Pomysł narodził się w zasadzie 19 lat temu tu w teatrze za czasów dyrekcji Jacka Andruckiego. Niestety nie doszedł wówczas do skutku i tak trwał w zawieszeniu do teraz. W przypadku tego tekstu i zespołu, z jakim pracuję, nie czuję się nawet reżyserem, jestem raczej kimś, kto czasami pchnie realizację w konkretnym kierunku, coś pokaże, wygładzi jakąś zmarszczkę. Oczywiście biorę pełna odpowiedzialność za całość spektaklu, ale akurat tak się fajnie złożyło, że zarówno ja, jak i osoby uczestniczące w tym przedsięwzięciu podobnie myślimy o teatrze i pewnego rodzaju spotkaniu z widzem. Dla mnie teatr to przede wszystkim kontakt publiczności z autorem, a aktorzy są tylko pośrednikami sugerującymi pewne emocje. Widz w zależności od swojej wrażliwości podąża za nimi lub nie. Reżyser natomiast spełnia rolę przewodnika dla aktora, ale niczego nie narzuca, starając się raczej wyciągnąć z niego autentyczne przeżycia związane z rolą.

Sam Pan gra w tym spektaklu. Jak reżyseruje się samego siebie?

- Jest to czasem trudne, dlatego pomaga mi nagrywanie prób i odtwarzanie później nagrań. Jestem w stanie wtedy wychwycić, co robię nie tak, co z punktu widzenia reżysera powinienem poprawić, zmienić.

Dlaczego akurat Osiecka i "Apetyt na czereśnie"?

- O Osieckiej mógłbym mówić bez końca. Uważam ją za jedną z niewielu osób, które naprawdę się liczą wśród autorów piosenek w Polsce. Stawiam ją na równi z Hemarem, Wasowskim, Kaczmarskim, Młynarskim. Są to ludzie, którzy potrafią w nieprawdopodobny sposób operować skrótem emocjonalnym. Agnieszka miała też ten dar - w kilku zdaniach umiała opowiedzieć całą historię, bynajmniej nie spłycając tematu, przeciwnie - otwierając całe przestrzenie dla wyobraźni i aktora, i widza.

A co ujęto Pana w samym tekście?

- W tej sztuce, pozornie banalnej, znajdujemy problemy, które są nam bardzo bliskie. Są ważne też dla mnie - mówią o tym, jaki jest nasz stosunek do drugiego człowieka., jak znajdujemy się w relacjach międzyludzkich także w kontekście rewolucji technologicznej. Komórka, Internet, samolot zmniejszają odległości między nami, ale okazuje się, że droga z serca do serca drugiego człowieka robi się wbrew pozorom coraz dłuższa.

To jest tekst o historii nieudanego związku.

- Na pozór tak. Dla mnie jest to opowieść o tym, że nie dorastamy do pewnych sytuacji, że podejmujemy zbyt pochopne decyzje, bo nie do końca jesteśmy świadomi tego, co się z nami w danym momencie dzieje. Czasem trzeba dużego wstrząsu, dużej zmiany w życiu, żeby móc spokojnie, z dystansem i w miarę obiektywnie ocenić zdarzenia - jaki błąd popełniliśmy albo czego nie zrobiliśmy, czego zaniechaliśmy, żeby daną sytuację uratować, nie zniszczyć.

Powiedzmy wyraźnie: bohaterowie się rozwiedli i podczas przypadkowego spotkania odkrywają się na nowo.

- Dokładnie tak. A staje się to za sprawą pewnego rodzaju psychozabawy, dramy odegranej wobec siebie. Te epizody, które są reminiscencjami ich życiowych perypetii, są dla nich psychoterapią, pozwalają im spojrzeć z zewnątrz i z dystansem na przeszłe zdarzenia. Tego właśnie brakuje nam na co dzień. Tekst Osieckiej jest przede wszystkim o tym, co tak naprawdę jest w naszym życiu najważniejsze. Zmusza do zadania sobie pytania, po co uganiamy się za różnego rodzaju dobrami materialnymi, skoro potrzeba nam po prostu drugiego człowieka, który będzie przy nas. Mówi więc o dojrzewaniu do właściwych wyborów i hierarchii wartości.

W sztuce jest dużo piosenek. Lubi Pan śpiewać?

- Piosenka jest dla mnie zawsze dużym wyzwaniem. Jako aktor nigdy nie mam tremy przed premierą, z jednym małym wyjątkiem - gdy w sztuce jest część śpiewana. Piosenki w szkole teatralnej uczyła mnie Marta Stebnicka, która w tej dziedzinie była prawdziwym specjalistą. Ale tak naprawdę przestałem się bać śpiewu, gdy jako adept w teatrze w Rzeszowie występowałem w "Pastorałce" Schillera w reżyserii Czarnoty. Spektakl polegał głównie na śpiewie i tańcu. Trzy miesiące wielogodzinnych prób nauczyło mnie, że nie trzeba się bać ani jednego, ani drugiego, trzeba to po prostu robić. Piosenka jest pewnego rodzaju zamkniętą całością, jeśli jest dobrze napisana, to jest historią równie pełną jak dramat Szekspira.

Spektakl będzie wystawiany na Scenie Foyer. Nie wiedziałam, że jest taka w naszym teatrze...

- Będę miał szczęście otworzyć już drugą scenę - spektaklem "Blackbird" otwierałem już przecież Scenę Underground., a teraz zainauguruję nową przestrzeń teatralną spotkaniem z widzami w foyer przy okazji "Apetytu na czereśnie". Pomysł wziął się stąd, że sztuka rozgrywa się na trzech płaszczyznach - tu i teraz, czyli w przedziale kolejowym, w przestrzeni wspomnieniowej, w której bohaterowie tworzą dramę, oraz w przestrzeni uczuć, które w danym momencie ich dotknęły. Pragnęliśmy trzymać się tej trójpłaszczyznowości. Na dużej scenie by to nie wyszło, tym bardziej na specyficznej Scenie Underground. Natomiast foyer daje świetną możliwość połączenia scenerii dworca kolejowego z estradą.

Jak to będzie rozwiązane scenograficznie?

- Będą utworzone trzy niezależne przestrzenie przechodzące płynnie jedna w drugą. Wyróżnione będą tylko światłem i naszą grą aktorską. Reszty nie chciałbym zdradzać, niech to będzie niespodzianka. Dodam tylko, że widzowie zasiądą z dwóch stron, mając pełny wgląd w to, co się dzieje. Może poczują się trochę jak w poczekalni dużego dworca. Będą mieli też szansę współuczestniczyć w całości, mamy nadzieję, że aktywnie.

Jak współpracuje się z panią Kingą Piąty?

- Moim zdaniem jest to jedna z najfajniejszych aktorek w tym teatrze. Osoba niezwykle dojrzała, mająca nieprawdopodobny potencjał, a przy tym dystans do siebie - potrafi krytycznie spojrzeć na to, co robi i wyciągać błyskawiczne wnioski. Ponadto mamy podobne poglądy na to, co w życiu ważne i o co warto się bić. To się przenosi na naszą współpracę i na interpretację tekstu Osieckiej.

W spektaklu bierze udział także para muzyków.

- Bartek Szułakiewicz i Piotrek Niedojadło. Bartek jest kierownikiem muzycznym całego przedsięwzięcia. Muzyka Małeckiego, która zabrzmi w przedstawieniu, napisana jest na duet fortepianowy i nie jest prostą sprawą skoordynowanie gry obydwu instrumentów. Wbrew pozorom łatwa i wpadająca w ucho melodia jest trudna technicznie - i do zagrania, i do zaśpiewania. Mimo to pracuje nam się znakomicie, bo panowie, choć dużo młodsi, świetnie czują te klimaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji