Artykuły

Teatr przeciw naszej swojskiej homofobii

"Homofobia - to się leczy!" - skandowali uczestnicy tegorocznej Parady Równości w Warszawie. Teraz terapią homofobicznego społeczeństwa zajął się teatr

Scena wydaje się dzisiaj wyspą tolerancji na morzu homofobii. Tylko w tym tygodniu w Warszawie miały miejsce dwie premiery polskich sztuk, których bohaterami są homoseksualiści. W Teatrze Powszechnym Małgorzata Bogajewska wystawiła "Dotyk" [na zdjęciu plakat do spektaklu] Marka Modzelewskiego, a w TR Warszawa Przemysław Wojcieszek zrealizował swój autorski tekst "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię". Trzecia sztuka: "Sekstet" krytyka filmowego Bartosza Żurawieckiego była w tym miesiącu prezentowana w Laboratorium Dramatu. Paradoks polega na tym, że wszystkie trzy sceny dotuje nastawiony wrogo do homoseksualnych manifestacji warszawski magistrat, który wiosną, łamiąc konstytucję, zakazał organizowanej przez środowiska gejowskie Parady Równości. Albo więc władze Warszawy przyznały w końcu prawo do istnienia tematyki homoseksualnej w obszarze publicznym, albo żyją w hipokryzji: zakazane na ulicy manifestowanie inności jest dozwolone na scenie. Tak czy inaczej, teatr jest wciąż jeszcze przestrzenią obyczajowej wolności, z czego należy się cieszyć.

Wyjście z ukrycia

Sztuki Modzelewskiego i Wojcieszka nie są jedynymi w ostatnich sezonach utworami dotykającymi problematyki homoseksualnej. Od czterech lat idzie kompletami w TR Warszawa jednoaktówka Ingmara Villqista "Beztlenowce", opowiadająca o parze gejów wychowujących dziecko. To Villqist sztukami takimi jak "Beztlenowce" czy "Kostka smalcu z bakaliami" zapoczątkował pod koniec lat 90. w polskim dramacie tematykę gejowską. W miejsce zniewieściałych pederastów, którzy od zawsze byli w teatrze obiektem żartów, wprowadził wrażliwych ludzi, którzy walczą o miłość i akceptację partnerów. W jego dramatach więcej niż o seksie mówiło się o uczuciach, dlatego docierały do szerokiego kręgu odbiorców.

Impulsem dla najnowszej fali zainteresowania tematyką homoseksualną w teatrze jest problem nietolerancji. "Dotyk" i "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" to artystyczna odpowiedź na homofobiczne wybryki wszechpolaków, magistratu warszawskiego czy anonimowych chuliganów, którzy niszczyli plakaty z serii "Niech nas zobaczą" przedstawiające pary homoseksualne trzymające się za ręce. Obie sztuki pokazują homoseksualistów w relacji z otoczeniem, przede wszystkim z rodziną, obie opowiadają o najważniejszej decyzji w życiu osoby homoseksualnej: wyjściu z ukrycia. Obie także przełamują uprzedzenia wokół homoseksualizmu.

"Dotyk" jest bardziej kameralny: to dwie równoległe rozmowy: żony z mężem, który zdradził ją z mężczyzną, i ojca z synem, który wyznaje, że jest homoseksualistą. Modzelewski stawia pytanie o odpowiedzialność: w obu przypadkach ujawnienie prawdziwej tożsamości rujnuje życie drugiej strony. Andrzejowi (Sylwester Maciejewski) wyznanie jego syna (Krzysztof Szczerbiński) rozwala świat przekonań uformowanych przez dowcipy o pederastach i ciasną atmosferę prowincjonalnego miasteczka. Jeszcze gorzej jest z Dorotą (Edyta Olszówka) dla której odkrycie, że mąż (Szymon Bobrowski) jest gejem, oznacza nie tylko koniec związku, ale także podważenie własnej wartości: "Gdybyś mnie zdradził z jakąś kobietą, mogłabym o ciebie jakoś walczyć. A tak... Boże... Dlaczego?".

Na pytanie, czy lepiej żyć w prawdzie, raniąc bliską osobę, czy zakłamywać się, ale utrzymać fikcyjny związek, Modzelewski nie daje odpowiedzi. Nie obwinia jednak żadnej ze stron: w innej wersji sztuka nosiła tytuł "Instynkt", sugerujący, że bohaterowie ulegają siłom, nad którymi nie jest w stanie zapanować sumienie.

Powrót do Itaki

"Dotyk" przy całej odwadze z jaką stawia kwestię odpowiedzialności za drugą osobę, pozostawia jednak niedosyt. Autor ucina sztukę w momencie, kiedy bohaterowie muszą zmierzyć się z prawdą i zacząć żyć. Tam gdzie kończy Modzelewski, zaczyna Wojcieszek: "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" opowiada o walce z otoczeniem, jaką bohaterki, dwie dziewczyny pracujące w smażalni kurczaków muszą stoczyć o swój związek. Sztuka jest przez to bogatsza i bardziej wielowymiarowa - to wydarzenie w dramaturgii ostatnich lat.

Wartość dramatu Wojcieszka polega na bardzo polskim konflikcie wartości. Z jednej strony jest czysta, głęboka miłość Magdy i Sugar (znakomite role Agnieszki Podsiadlik i Romy Gąsiorowskiej), które szukają w związku ochrony przed nietolerancyjnym otoczeniem. Z drugiej strony jest świat wartości katolickich, które reprezentuje brat Sugar, zawodowy żołnierz wracający z Iraku. To polskie wcielenie Rona Kovica z filmu Olivera Stone'a "Urodzony 4 lipca", człowiek, który po powrocie z wojny, gdzie śmierć i życie są jasno zdefiniowane, nie może odnaleźć się w świecie relatywnych wartości (świetna rola Krzysztofa Czeczota). Jest w nim coś ze współczesnego Odysa: wpada w szał, kiedy odkrywa że jego dom został skalany, siostra żyje z koleżanką, a matka to akceptuje. Nie mogąc się z tym pogodzić, siłą zaprowadza porządki.

Symboliczna jest scena, kiedy pijany leży na podłodze przykryty biało-czerwoną flagą. I kiedy siostrze przed oczy podsuwa medalik, znak katolickiego wychowania.

Jest to zarazem świetna opowieść o poszukiwaniu tożsamości, dla której wehikułem staje się poezja. Wojcieszek wplótł w akcję konkurs poetyckiego slamu, w którym obok poety Marcina Cecko występują bohaterki. Wiersze improwizowane do muzyki grającego na żywo wrocławskiego zespołu Pustki zastępują tu monologi wewnętrzne. Głęboko wzruszający jest ostatni slam, w którym Magda wyznaje miłość Sugar za pomocą pierwszego w życiu wiersza napisanego na paru zmiętych kartkach, w przerwie od zmywania talerzy. Brzmi jak najlepsza miłosna liryka.

Terapia teatrem

Na tym tle słabiej wypada "Sekstet" Żurawieckiego, który ogranicza się do prezentacji specyficznego środowiska homoseksualistów z wielkiego miasta. Bohaterami są artyści, dziennikarze i naukowcy związani więzami przyjacielsko-seksualnymi. Pomiędzy nimi krąży młody chłopak niczym wyrzut sumienia, a może marzenie o niespełnionej wielkiej miłości. Autora bardziej od uczuć interesuje portret gejów należących do różnych pokoleń. Zabawnie rysuje ich język, dowcipy, a nawet specyficzne spojrzenie na historię literatury (Mikołaj Rej jako pionier literatury gejowskiej ze swoją "Rozmową między panem, wójtem a plebanem"). To jednak trochę za mało, aby przekroczyć barierę środowiska gejowskiego.

Tematyka homoseksualna na scenie jest bowiem nie tylko modą, czy manifestacją specyficznej obyczajowości, ale i koniecznością. Takie sztuki, jak Modzelewskiego i Wojcieszka mają do odegrania ważną rolę terapeutyczną i edukacyjną. Pokazują mianowicie, że preferencje seksualne nie ograniczają człowieczeństwa. Że niezależne od tego, z kim się sypia, trzeba brać odpowiedzialność za drugą osobę. I wreszcie wyśmiewają stereotypy i uprzedzenia wobec gejów i lesbijek. Wojcieszek bezbłędnie wyłapuje hipokryzję twardych facetów, którzy nienawidzą pedalstwa, ale nie mają nic przeciwko pornografii lesbijskiej. Publiczność zaśmiewa się do łez z Heńka (Eryk Lubos), dresiarza i miłośnika tuningowanych golfów, który na wieść o tym, że dziewczyny są lesbijkami, uruchamia wyobraźnię ukształtowaną przez niemieckie filmy porno.

Z kolei na sztuce Modzelewskiego sala zanosi się od śmiechu, kiedy ojciec pyta syna homoseksualistę, czy był już u lekarza. Ale śmiech zamiera na ustach, kiedy chwilę później niepokoi się, czy syna nie wyrzucą z pracy za skłonności - "bo tutaj jednemu takiemu podpalili samochód".

Takie spektakle mogą uczynić więcej dla tolerancji niż niejedna manifestacja.

Teatr Powszechny w Warszawie: "Dotyk" Marka Modzelewskiego, reż. Małgorzata Bogajewska, premiera 22 października; TR Warszawa: "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię", tekst i reż. Przemysław Wojcieszek, premiera 25 października.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji