Artykuły

Tylko prawda i poszukiwanie prawdy

- Tak, ciągle biorę z siebie. I to nie z siebie uspokojonej, jaką teraz jestem, a z tej zagubionej, przerażonej, chorej, pijanej, prawie że obłąkanej osoby, jaką byłam dwadzieścia pięć lat temu - Stanisława Celińska w rozmowie z Olgą Paszkowską w miesięczniku Teatr.

OLGA PASZKOWSKA Jak reaguje Pani na stwierdzenie: "aktorka Warlikowskiego"? STANISŁAWA CELIŃSKA Zaczynam się powoli z tym godzić, że to jest moje miejsce. Poza tym robię dużo innych rzeczy, ale w teatrze w tej chwili nic lepszego dla siebie nie widzę. Wiem, że nie powinnam z tego rezygnować. Jakaś część mojego życia jest przy nim. Ta współpraca rzeczywiście długo już trwa, jak na mnie.

PASZKOWSKA Ale jak to bywa w burzliwych związkach, są odejścia i powroty.

CELIŃSKA Świętej pamięci Bogdan Cybulski mawiał, że uczucia obracają się o sto osiemdziesiąt stopni. Miłość - nienawiść. Jeśli jest silna więź Łączy nas pasja, zdecydowanie i to, że oboje nie odpuszczamy, jeśli chodzi o teatr. Ale faktem jest, że moje poszukiwania, wieczna tułaczka, łączą się z moją cygańską naturą, z jednej strony lubię stabilizację, a z drugiej gdzieś mnie gna. Wiecznie się przenosiłam. Wędrowałam po teatrach. Aż tu nagle jakiś przyciąga mnie do siebie na tyle, że od piętnastu lat w nim jestem i pracuję. Opuściłam "(A)polonię". Człowiek z czasem zaczyna się orientować, dlaczego robi to, co robi. Coś dojrzewa. Nie muszę się pod wszystkim podpisywać. Mogę mieć własne zdanie, wykonać pracę na swoim odcinku, mogę mieć też wpływ na całość. Często mam.

PASZKOWSKA Co jest jeszcze trudnego w pracy z Krzysztofem Warlikowskim? Może praca nad rolą, którą trzeba budować na kanwie własnych przeżyć?

CELIŃSKA Tak, ciągle biorę z siebie. I to nie z siebie uspokojonej, jaką teraz jestem, a z tej zagubionej, przerażonej, chorej, pijanej, prawie że obłąkanej osoby, jaką byłam dwadzieścia pięć lat temu. Wszystko ożywa, co kiedyś przeżywałam, plus bazowanie na problemach z dzieciństwa. On z tego czerpie, bo takie rzeczy chce robić. Ale teraz już wiem, że to jest OK. Po prostu nagle zaczyna boleć. A człowiek instynktownie chce chronić siebie. A już taką moją piętą achillesową jest miłość. Granie osoby zakochanej to temat dla mnie trudny. Nie wiem, czy już zamknięty. Związki, które miałam, nie udały się z wielu powodów. Może dlatego, że jako dziecko nie byłam nauczona miłości, byłam dzikim, trochę niepotrzebnym dzieckiem. Cóż mogę na to poradzić, że on reżyser na tym bazuje. Taka jego rola, jest wampirem emocjonalnym. Musi nim być. On w zasadzie żyje tymi przedstawieniami, dlatego są takie bolesne.

PASZKOWSKA Czyli Warlikowski nie jest reżyserem srogim, krzyczącym i wyciskającym ze swych aktorów ostatnie soki?

CELIŃSKA On wyciska z nas ostatnie soki, ale robi to tak, że my tego nie wiemy. On nas raczej prowokuje, łagodnie prowadzi. Czasem boi się aktorów, szczególnie tych nowych. Ale agresywny absolutnie nie jest. W pracy wszystko przebiega bardzo naturalnie, mamy ogromną wolność na próbach, aktor może próbować, kompromitować się do woli.

PASZKOWSKA Kiedy ostatnio zbuntowała się Pani, ale tak porządnie?

CELIŃSKA "Przy Kabarecie warszawskim". Miałam bunt. I to straszny. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale nie od razu. Oczywiście dużo racji nie miałam, a może miałam Jest u twórcy taki bardzo trudny moment, gdy odnosi sukces. Krzysiu długo nie miał tego sukcesu, Jarzyna już dostawał nagrody, Lupa wiadomo. A on ciągle nic. Mówili, że hormony uderzają mu do mózgu. Odniósł go późno.

W ogóle sukces jest bardzo trudny. Teraz jest taki okres w jego twórczości, że cokolwiek by zrobił, jest wspaniale. Bo on to jest on. Trudny moment dla każdego twórcy. Wtedy dobrze jest mieć obok ludzi, którzy mimo wszystko będą piłować i nie popuszczać. Taka rola przypadła mnie. Nie wiem, czy musiałam się jej podjąć, ale zaczęło mnie zbyt wiele rzeczy bulwersować. Może ja od niego za dużo wymagam, jak od siebie, nie wiem Być może czasem powinnam odpuścić, ale potem jest przykro, jak okaże się, że był potencjał, a nic wielkiego się nie wydarzyło. Zobaczyłam w tekście Kabaretu taki potencjał. Jest w nim dużo o miłości, o seksie, o poszukiwaniach człowieka, o samotności, o ekstremach, podobnie jak w "Oczyszczonych", ale tu można zawędrować jeszcze dalej, głębiej. Jeśli coś takiego można osiągnąć, a tego nie ma Wkurzyłam się i była awantura.

Krzysztof zaczął poszukiwać, a my na siebie działamy tak, że mówimy sobie nawzajem: odważ się. Jeśli ja się wycofuję, Krzysztof mnie bodzie, jeśli on, to ja bodę jego. Staram się myśleć nowocześnie o teatrze, choć to głupie określenie. Jeśli ktoś mówi, że piosenka ma trwać trzy i pół minuty, to mam to gdzieś. Nie można emocji zamknąć w czasie. Bo czasem jest tak, że jedna godzina dłuży się w nieskończoność, a druga trwa trzy sekundy. I jak pojawia się taka scena w teatrze, to musi trwać.

W pierwszej scenie odczułam taki potencjał, coś czułam. A on, dlatego że mnie zna, ufa mi i wierzy, to nawet jak już za długo mówię na jakiś temat, zaczyna się zastanawiać. Rozumiemy się. W imię pewnej prawdy okazuje się, że krócej to trwać nie może. Wydłużył ją i sprawił, że pierwsza scena Claude'a i Małgosi Hajewskiej jest fenomenalna. Jest długa nie do wytrzymania! Scena miłosna, dziwna. Trwa i trwa, muzyka rośnie, już nie można tego wytrzymać, a to daje fundament pod całą drugą część. Nakreśla język, jakim będziemy się posługiwać w tym spektaklu. Nie ma zmiłuj. Docenił mój bunt, pozmieniał, swoim językiem, oczywiście. Nie gniewał się na mnie, choć bardzo go zabolało moje odejście. Bo nikt już teraz nie odważa się powiedzieć czegoś mistrzowi, to są takie trudne rzeczy, a tu nagle ktoś mówi: nie.

PASZKOWSKA Odejście?

CELIŃSKA Nie z teatru, ze spektaklu. Pojechałam na działkę. Mówię, że poniosę wszelkie konsekwencje. A on: jakie konsekwencje? Wiedział, że skoro tak postąpiłam, musiałam mieć konkretne powody. Ucieszył się, że nie odchodzę w ogóle, że zostaję w pierwszej części, a w drugiej części mnie już nie będzie. Poradzili sobie beze mnie. Wyszło na dobre. Redbad przejął moją rolę.

PASZKOWSKA Może tu właśnie zadziałała Pani mądrość, dojrzałość i świadomość siebie, wiedziała Pani, kiedy powiedzieć dość, usunąć się na chwilę, znać swoje granice.

CELIŃSKA Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, stanie się ze mną coś niedobrego.

PASZKOWSKA A z drugiej strony, to chyba dzięki poczuciu akceptacji, poczuciu artystycznej wolności, wiedziała Pani, że ma do tego prawo, że jest to taka wymiana.

CELIŃSKA Tak. Mogłam sobie na to pozwolić. To też coś znaczy. On bardzo cierpiał, ale pozmieniał kilka rzeczy. Graliśmy "Kabaret: na opeerze [na zdjęciu], nie gram w drugiej części, więc usiadłam na widowni, patrzyłam. Zobaczyłam, jak Krzysiek owocuje. Jak z jednej uwagi, którą przyjął, przyswoił, idzie za tym i to tak pięknie rozkwita. Spotkałam kogoś, na kogo czekałam całe życie.

Chciałam, żeby on szedł w głąb, a on przez moment szedł w stronę blichtru. A mnie nie po drodze taki teatr. Dlatego się oddaliłam. Wyłączyłam telefon. W ogóle nie wiedziałam, czy to kończą. Dopiero na Openerze zobaczyłam drugą część "Kabaretu", tak się rozpłakałam, że nie mogłam się uspokoić. Oboje płakaliśmy. Niesamowity spektakl. Wszystko jest w nim takie ostateczne, Krzysiek przestał liczyć się ze zdaniem innych. Walczyłam o niego, a kiedy się odsunęłam, w końcu zrozumiał, że sam musi o siebie zawalczyć, że musi być metafizyka, Bóg. Nabrał odwagi i powstała wspaniała część.

PASZKOWSKA Czy czuje się Pani niezbędna w tym teatrze?

CELIŃSKA Jestem zbyt skromna, żeby tak myśleć. Czasem myślę, że może szkodzę, jestem za stara, że go ciągnę w jakieś stare tory teatru. Ale czasem wiem, że jestem najbardziej nowoczesna, a moje pomysły są najbardziej drastyczne. Może dlatego, że szukam tej prawdy, a ona jest głęboko schowana. Na przykład w "Dybuku" wymyśliłam scenę, w której puszczamy nagranie prawdziwego porodu. To Krzysiek musiałby stwierdzić, czy jestem niezbędna. Nie wiem. Mnie jest trudno powiedzieć.

PASZKOWSKA To zapytam inaczej. Byłaby Pani w stanie opuścić jego teatr na dobre?

CELIŃSKA Teraz już nie.

PASZKOWSKA Jak tak słucham, co Pani mówi o swojej roli w zespole, o relacji z Warlikowskim, nasuwa mi się jedno skojarzenie: rodzina. Więzi, których nie da się już zerwać. Czy to jest relacja tego typu?

CELIŃSKA Myślę, że tak. Wkurzają mnie czasem niemiłosiernie, ja ich zapewne też. Czasem się ze mnie śmieją, bywają różne momenty, dramatyczne, ale istnieje więź. I jak zobaczyłam ich teraz, w tej drugiej części, z jaką determinacją grają Pomyślałam sobie, że już mam następców, że mogę sobie umierać Ta miłość do teatru to jak więzy krwi. I zobaczyłam to w nich, w Krzysiu. W imię spektaklu, który musi być doskonały, jesteśmy w stanie ostro się pokłócić, ale z każdej kłótni wychodzi coś dobrego, wiemy o tym. Jakaś prawda zostaje osiągnięta. Ja tego biednego Krzyśka skatowałam, ale potem mówi mi: wiem, wiem, ty nie odpuszczasz.

PASZKOWSKA Jak matka, która czasem musi porządnie zrugać swoje dziecko, robiąc to oczywiście w imię miłości. Do teatru.

CELIŃSKA Jest tylko jedna ważna rzecz, której muszę pilnować. Że nie wolno mi już odejść. Mogę rozluźnić nieco więzy, zrobić coś swojego na boku. To jest atawizm, bardzo silne duchowe więzy, jakiś rodzaj odpowiedzialności, który mnie tu trzyma. Zdarza się, że ktoś z członków rodziny chce zwrócić na siebie uwagę, robi jakiś wyskok, burzy porządek codzienności. Ale tylko na chwilę. Szczególnie ostatnie wydarzenia z "Kabaretem" dały mi do myślenia, że takich więzów już nie można zerwać. To też kwestia mojego charakteru. Dokąd można uciec? Ile można? Tym bardziej, że już wiem, że właśnie pozostanie w tym teatrze jest dla mnie twórcze. Najważniejsze, żeby być sobą. To jest miejsce, gdzie mogę być sobą. Wiem o tym.

PASZKOWSKA Czuje się Pani wolna?

CELIŃSKA Tak. Ale dopiero teraz poczułam się wolna. Narozrabiałam jak pijany zając w kapuście. Było im ciężko, jak ich zostawiłam, ale tym samym zwróciłam na siebie uwagę. Należało się im. Nie chciałam zupełnie odejść, Krzysztof tak to zrozumiał, bardzo się przejął.

PASZKOWSKA Czyli nie wszystko musi prowadzić do ostatecznych rozwiązań.

CELIŃSKA Czasem trudno to pojąć, ale tak. Za nami kolejna burza, potężna, z piorunami, ale oczyszczająca. Coś się zbierało, kisiło musiało w końcu wydarzyć się coś bolesnego. Ale jeśli ma się do czynienia z mądrym człowiekiem, a Krzysztof z pewnością nim jest, to mogę sobie pozwolić na bycie dziką, nieokiełznaną, zrobić awanturę.

PASZKOWSKA Może Pani nawet odejść i wrócić.

CELIŃSKA No właśnie. On rozumie naturę ludzką, przynajmniej stara się zawsze ją zgłębiać, bardzo głęboko. Zdarzają się w pracy kryzysy. Jak opuściłam (A)pollonię, chciałam chyba zobaczyć, na czym polega ten teatr, jak na mnie działa, czym w ogóle dla mnie jest. Bo w pewnym momencie bardzo mnie zmęczył. Wróciłam do Współczesnego. Przyszłam na "(A)polonię" jako widz. Parę rzeczy bardzo mi się podobało, kilka mniej, ale nie czułam szczególnego poruszenia. Dopiero po dwóch dniach zaczęło to we mnie krążyć. Pomyślałam sobie: aha, to ty tak działasz na ludzi, Warlikowski. Działasz na podświadomość. Po dwóch dniach nagle zaczęła docierać do mnie muzyka, sceny, zrozumiałam, że on coś bardzo głęboko wsącza, zaszczepia w człowieku pytania.

PASZKOWSKA Na początku myślałam, że teatr Warlikowskiego, ten późniejszy, jest tylko dla intelektualistów, którzy są w stanie odczytać wszystkie konteksty, cytaty, symbole. Później zrozumiałam, że intelekt jest tylko wierzchnią warstwą

CELIŃSKA Wydawałoby się, że to teatr przeintelektualizowany, zwłaszcza w "Końcu", ale potem okazuje się, że te zebrane teksty są pretekstem do powiedzenia czegoś o emocjach, o tym, co drzemie głęboko w środku człowieka, co boli. Może my też nie do końca to rozumiemy. Tak jak w "Kabarecie". Ja nie do końca wiedziałam, rozumiałam, w czym biorę udział, o czym jest rzecz. Dopiero po zagraniu pierwszej części i zobaczeniu drugiej wszystko mi się zgodziło. Byłam bardzo poruszona. Nagle zrozumiałam, jak to działa. Jaka w tym teatrze jest rozpacz. Jego rozpacz. Determinacja. Chęć poruszenia ludzi, zrozumienia świata, ile go to kosztuje. Jakie to wszystko jest piękne, szczere. Jaki to jest niezwykły człowiek. On jest po prostu dobry.

Jestem osobą wierzącą, więc od razu bałam się, że on pokazuje świat bez Boga. Wcale nie. On po prostu pokazuje świat takim, jaki jest. Prawdę, której do końca nie chcemy poznać. Ale tylko dzięki niej możemy zacząć od nowa, oczyścić się, przeżyć katharsis. Jak ważne pytania on stawia, na przykład w "(A)polonii": co to znaczy oddać za kogoś życie? Na nie można odpowiedzieć teatrem greckim, zresztą on się na takim wychował, moim też jest ukochanym, bardzo silny, krwiożerczy, prawdziwy, jak Sarah Kane, ona też czerpała z tego teatru i sposobu konstruowania dramatu. Tylko ona, zamiast długich monologów, pisze "tak, nie, lub, bo". A nim aktor to wypowie, wykonuje ogromną drogę, wewnętrzną.

Przy "(A)polonii" Krzysztof miał bardzo ciężki okres. Ja odeszłam, Redbad się odsunął, nie grałam w zagranicznych przedstawieniach. Rozluźniłam więź. Można powiedzieć, że zakończyłam. Żeby wrócić, trzeba najpierw odejść do końca. Po powrocie byłam zdumiona. Wróciłam do kogoś, kogo zrozumiałam, uznałam. Sztuką jest też dowiedzieć się czegoś o samym sobie. Emocje nami rządzą.

Miałam taki dziwny moment, jak po długiej przerwie zaczęliśmy grać "Kruma", wtedy dowiedziałam się sporo o sobie. Przyszedł na próbę Krzysztof i mówi, że jakaś chusteczka będzie potrzebna, bo będą łzy, wracamy do naszej Matki, do naszego "Kruma". Śmiałam się, że chyba on tej chusteczki będzie potrzebował. Gramy. Ląduje samolot, zaraz zobaczę mojego syna. Koniec. Potok łez. Coś we mnie pękło na temat tego teatru, nie mogłam się uspokoić, ryczałam do końca przedstawienia. Po powrocie do domu, do rana czytałam scenariusz Końca, zadzwoniłam do Krzysia, powiedziałam, że to dobry tekst, on za dwie godziny przyjechał. Wróciłam. Wróciłam do teatru.

Wtedy stwierdziłam, o zgrozo, że oni tu wszyscy go nie doceniają! Nie zdają sobie sprawy, jaki jest wielki. Zrobiłam straszną awanturę! A ja podczas mojej nieobecności w Nowym byłam we Współczesnym, zrobiłam Klub Polski w Dramatycznym u Miśkiewicza, byłam w Feliksach, więc naoglądałam się tych spektakli, miałam porównanie, świadomość, jaka tu jest wolność, postęp a oni chyba już trochę zapomnieli, jak jest gdzie indziej. Na nowo zdałam sobie sprawę, w jak wspaniałym teatrze jestem, wielkim, światowym, kim on jest, ten Warlikowski.

Bo jeszcze trzeba Ci wiedzieć, że jak byłam wcześniej w zespole, to niepisana, ale jednak była jakaś hierarchia, ale jak odeszłam, o tym jest trudno powiedzieć, ale Krzysztof najbardziej cierpiał, że mnie nie ma. Dlaczego? Ja nigdy nie myślę o sobie, ale o całości spektaklu, często innym pomagam, układam, pewne jego myśli pomagam przełożyć na język teatralny. Mam intuicję, doświadczenie, może talent dany od Boga, a jak mnie nie było, każdy ciągnął w swoja stronę, wszyscy doszli do głosu. A Krzysztofa nie jest łatwo zrozumieć, też często mam z tym problem, bo on jest do przodu, ale mimo wszystko jestem gdzieś blisko. Oni też pomagają, ale na swoim odcinku. Krzysztof czasem boi się powiedzieć i prosi przez kogoś, żeby przekazał, że za mocno gra. Jak mnie zabrakło, został z tymi, co każdy w swoją stronę szarpie.

Jak wróciłam, ucieszył się. Stoczyłam bitwę. Byłam jego tarczą. Przy "Kabarecie" zespół wyczuł jego niepewność, a ja obroniłam tekst i powiedziałam, że to trzeba zrobić. I dobrze, bo bardzo dobry spektakl powstał, a druga część jeszcze wspanialsza. Powstały niesamowite role, Magda jest wielka, Andrzej też, a chcieli poodchodzić. Maja nie chciała zagrać w Kabarecie, a teraz szczęśliwa, że jednak została. To wszystko jest trudne, ale żywe. Za tym się tęskni. Jak w miłości. Nie zawsze dobrze się układa, ale ważne, by mieć z kim się pokłócić. Krzysiek na szczęście się nie obraża. Jest radość, że jest z kim powalczyć na szpady.

PASZKOWSKA A może właśnie odkryła Pani tajemnicę miłości?

CELIŃSKA A kto wie, gdyby teraz ktoś się trafił? Ale to nie jest takie proste. Zelwerowicz mawiał: aktor to jest człowiek z walizką. To jest zawód, który staramy się pogodzić z miłością. Nie jest łatwo aktorce mieć rodzinę, dzieci. Teraz jest trochę inaczej. Jak czytałam pamiętniki Modrzejewskiej, zresztą przez nie zostałam aktorką, ona grała po dwa, trzy spektakle dziennie, jak połączyć z życiem rodzinnym fakt, że pracuje się tak ekstremalnie? Aktor po pracy jest tak wypompowany, że nie ma już czasu, siły na budowanie kolejnych relacji. To jest rodzaj zakonu. Trzeba dbać o swoje ciało. Teraz mam luksusową sytuację. Jak przed laty. Babcia się wszystkim zajmowała, może teraz przydałby mi się ktoś do pomocy. Ale generalnie mam spokój. Wracam po spektaklu, w którym oddałam wszystko, a w domu mogę zniknąć. Jakby mnie nie było. Pani Sztuka jest zazdrosna, zaborcza.

PASZKOWSKA Chciałabym jeszcze zapytać o Pani technikę aktorską. W książce jeden z Pani kolegów, chyba Redbad Klijnstra, mówi, że Pani Stasia wychodzi na scenę i pozwala na siebie patrzeć. Nie robi nic, żeby przyciągnąć uwagę widza, jest jedynie w kontakcie z sobą i z postacią, pozwala widzowi podglądać się w tym stanie.

CELIŃSKA Kiedyś z Redbadem użyliśmy takiego określenia: "aktorstwo wklęsłe". Polega to na tym, że ja nie emanuję, nie atakuję, nie pikuję w ludzi, oczywiście też w pewnych momentach. Zainteresowanie widowni zdobywam nie przez krzyk, ale poprzez pauzę, nagłe ucięcie, wyciszenie, wycofanie się, tak, żeby oni do mnie przyszli. To też jak w miłości.

PASZKOWSKA Kogo Pani podziwiała jako młoda aktorka, jakie wydarzenie teatralne utkwiło Pani szczególnie w pamięci?

CELIŃSKA Udało mi się porozmawiać z Holoubkiem, jakieś dwa lata przed jego śmiercią. Powiedziałam mu wtedy, co najbardziej mi się podobało w życiu, jedno z najważniejszych wydarzeń w teatrze, to "Dziady" Dejmka, kiedy on grał Gustawa Konrada. Byłam młodą aktorką, jeszcze w szkole (to też propos technik aktorskich). Była tak pochyła scena i on przed monologiem "Samotność - cóż po ludziach" tak stał, stał, stał, trochę się odwracał, nic nie robił, potem zaczynał mówić i był koniec świata. Wszyscy zamilkli. Chłonęli.

Ja się całe lata zastanawiałam, co on takiego ze mną zrobił. Aspekt polityczny wiadomo, ale chodzi o coś więcej. W końcu do tego doszłam. On mówił w moim imieniu. To było tak przezroczyste, wklęsłe, on pozwalał, żebym to ja mówiła, był tak skupiony na temacie, żadnym graniem czy kreowaniem mi tego nie brudził, mi się wydawało, że to ja mówię ten monolog, każdy człowiek młody czy stary mógł utożsamiać się z tymi słowami: "Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi? / Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha, / Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha? / Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi". Człowiek jest samotny i to w każdym wieku, wszyscy na widowni czuli to samo.

Rozmawiałam z Holoubkiem o tym dystansie właśnie, opowiedziałam mu o swoich wrażeniach, a on się bardzo cieszył, mówił, że to właśnie tak miało być, o to chodziło i o tym jest w jego książce o aktorstwie przezroczystym, pisze, że ten dystans jest konieczny, inaczej można się spalić. Mój energoterapeuta powiedział, żeby się nie utożsamiać, ale grać. To jest bardzo trudne. Czujność tej z boku nad tą, która gra. Jest forma. Na scenie nie ma prawdziwej śmierci.

PASZKOWSKA Czy można to nazwać pokorą w stosunku do postaci, którą się gra? Może aktorstwo nie powinno polegać na utożsamianiu się z postacią, ale na wyobrażaniu sobie jej przeżyć. Aktor nie zakłada, że wie, ale domyśla się, co mogła odczuwać. Oczywiście do tego trzeba mieć odpowiednie narzędzia, warsztat, samo zrozumienie i czucie postaci nie wystarczy.

CELIŃSKA Że się domyśla, tak poniekąd. Ale w życiu też trzeba się czasem zapomnieć, bo jeśli nie zapomnisz się w miłości, nie przeżyjesz rozkoszy. Tak samo na próbach. Jak wchodziłam w Żaklin Bąbą w "Kabarecie", a ona nie poszła do kabaretu, tylko na emeryturę, jeśli w nią weszłam bez reszty, zaczęłam ją grać sobą, przypominając sobie pijackie ekscesy, jak i to, że odchodzę z teatru; na próbie nawet nie umiałam dobrze tekstu, który jest dość skomplikowany, improwizowałam, dodawałam dużo od siebie, na końcu założyłam sobie reklamówkę na głowę. Wykonałam spontanicznie taki gest, on został w przedstawieniu, tak kończy się ta scena. Gdybym nie weszła głęboko w postać, gdybym zachowała dystans, o którym mówimy, nie doszłabym do takiego rozwiązania.

Moja babcia pytała mnie zawsze przed premierą: Stasieńka, weszłaś już w nią? To jest chyba najlepsze określenie na budowanie roli. Jest to trudne i czasem niebezpieczne, ale i rozkoszne. Nie zapomnę momentu, kiedy wchodzisz w postać i już wiesz, że już nie skłamiesz, jesteś tak zespolona z tym kimś, że przestajesz być sobą, od tej pory wszystko, co robisz, będzie jej. Grałam kiedyś Luizę w "Intrydze i miłości" jako bardzo młoda aktorka. A dlatego, że lubię wchodzić w role przy pomocy różnych sposobów, na przykład wkładam kostium, dotykam tych przedmiotów stylowych, siedzę, przebywam, chodzę i nagle poczułam, że jestem w innej epoce i co nie zrobię, to będzie Luiza, ona we mnie ożyła. To było niesamowite. To była już ona, nie ja, człowiek uwalnia się od samego siebie.

Na próbach czerpiesz z siebie, ze swoich doświadczeń, użyczasz postaci własnych przeżyć i emocji, aż nagle z tego składa się postać. Na scenie dokładnie idziesz po tematach, ale tak do końca, mało tego, to, co najważniejsze, odbierasz od partnera tu i teraz, zawsze na świeżo, czujnie. I nigdy nie wiesz, gdzie zawędrujesz w tych tematach.

PASZKOWSKA Wiem, że jest Pani osobą wierzącą. Jak ten aspekt Pani życia przekłada się na pracę?

CELIŃSKA To jest strasznie ważne, żeby wierzyć. Może być Bóg, może być Budda, papież nie negował innych religii. Wiara jest rodzajem pokory, jak człowiek myśli, że jest pępkiem świata, to może się na tym ciężko przejechać. Myślę, że warto powierzyć siebie sile wyższej. Przeczytałam w biografii Bacha, że tworzył dla Boga. Czyli miał ten wysoki adres. Tylko wtedy sztuka może być doskonała, coraz wyższa, bo jeśli jest tworzona tylko dla ludzi, będzie zależna od ich uznania lub krytyki. Jeśli staram się podobać Panu Bogu, gram dla niego, wtedy staje się to o wiele większe i ważniejsze. Zawsze przeżegnam się przed wyjściem na scenę, robię znak krzyża. Jest moim znakiem. Jeśli rola mi na to pozwala, zakładam na szyję medalik. Wiara wytwarza rodzaj pokory, a o to chodzi też w aktorstwie przezroczystym, czy wklęsłym. Jak gram "Księgę Hioba", to zdarza się często, że ludzie mają łzy w oczach, chcą całować mnie w rękę. Gdybym była młodsza, pomyślałabym, że taka świetna jestem, a ja wiem, że to zasługa tekstu, tematu, a tylko temu służyłam, starałam się jak najwspanialej. Przepuściłam przez siebie wspaniałe treści, boże treści swoją zakichaną biologią. Ale istota sprawy tkwi w temacie, mądry tekst, genialne tłumaczenie Czesława Miłosza, pieśni i treny Kochanowskiego i ja, która to pokazałam.

PASZKOWSKA Myślę, że wygrała Pani wyścig z czasem. Jak to się dzieje?

CELIŃSKA Tak się dzieje. Już jako młoda aktorka napisałam sobie na kartce: "tylko prawda i poszukiwanie prawdy", i wsunęłam ją do pianina. Tylko to pozwala aktorce stworzyć żywe postacie, nie papierowe. Jeśli mam uczyć salsy w "Opowieściach afrykańskich", kogo obchodzi, że mnie boli kolano. Muszę mieć imperatyw, prawda wyzwala we mnie taką energię, że zagram mimo wszystko. Wiem, jakich narzędzi muszę użyć, żeby to pokazać. Cieszę się, że mam Krzyśka, który daje mi takie zadania, bo to mnie odmładza. Wiem, że muszę pokonać swoje ciało, jeśli postać tego wymaga. I to jest właśnie ta pokora wobec granej postaci. A co jeszcze jest fajne, chyba to, że Warlikowski, podobnie jak Peter Brook, dostrzega temat w aktorze.

Widziałam kiedyś "Sen nocy letniej" Brooka, kapitalne sceny, byłam zafascynowana, zobaczyłam Tytanię, którą grała taka słodka, niedużego wzrostu dziewczyna, jakbyś zobaczyła ją w kolejce w sklepie, nie zwróciłabyś na nią uwagi, ale jak wchodziła na scenę, to stawała się symbolem seksu, fantastycznie się poruszała. A amanci? Tyle żeby byli proporcjonalnie zbudowani, ale nic więcej, mieli po prostu w sobie to coś. Warlikowski też ma taką umiejętność dostrzegania w aktorze tematu, który niesie.

PASZKOWSKA W jego teatrze jest to ewidentne, że nie płeć, wiek czy kolor skóry buduje postać, ale temat - i chyba na tym buduje cały swój teatr?

CELIŃSKA Na temacie, który aktor w sobie niesie. Na początku w "Zachodnim wybrzeżu" grałam staruchę, zrzędzącą wiecznie na syna, potem umieram, zresztą Krzysiek ciągle mnie uśmierca w tych przedstawieniach. Aż nagle przychodzi z propozycją "Oczyszczonych", ale nie wie, czy ja się odważę. Odważ się - mówię. Przeczytaliśmy tekst, a on mówi, że mam zagrać Kobietę z peep-show. Matko Święta! Mówi mi, że czystość we mnie zobaczył. Jak on zaczyna pracować z aktorem, to się nim interesuje, ogląda filmy, "Krajobrazem po bitwie" się zafascynował, jeszcze grałam w takim filmie z Fronczewskim młodą kurwę, drapieżną, dziką. I on to coś we mnie zobaczył po latach. A ja skąd! Mnie do głowy by to nie przyszło. I dlatego trzeba ufać reżyserowi, on jednak jest tym okiem patrzącym.

Podczas prób do "Oczyszczonych" byłam przerażona, dwa razy chciałam uciec. Potem zrozumiałam, że gdyby moją rolę zagrała młoda kobieta, byłoby to banalne. Po jednym ze spektakli usłyszałam od kogoś najwspanialszy komplement, pokazałam, że kobieta w każdym wieku ma prawo do miłości. Z każdym kolejnym spektaklem nigdy nie wiem, co mnie spotka, w jakiej roli tym razem mnie Krzysiek obsadzi. Ale to jest cudne. Z wiekiem kapcaniejemy, stajemy się spolegliwi, a w tym zawodzie potrzebna jest świeżość jak u dziecka. Nasza natura zostaje przyklepana przez życie, obyczaje, a Krzysiek celnie trafia u mnie w sam środek, w moją dzikość, siłę, niezależność, buntowniczość, nawet wtedy, kiedy ja o tym zapominam.

PASZKOWSKA Przypomina o atutach.

CELIŃSKA Tak, które ma każdy człowiek. W taką pierwotność drzemiącą w każdym z nas trafia. A jeszcze chciałam Ci powiedzieć o takim zdaniu, które powiedziała Hanka Polony, jak jej mówiłam: wiesz Haniu, ja to w życiu tak chciałabym być sobą, taką Stachą, równą, fajną, a na scenie grać. Na co ona mi powiedziała, że jest dokładnie odwrotnie: w życiu trzeba grać, a na scenie być sobą.

PASZKOWSKA Na koniec chciałam jeszcze zadać banalne pytanie. A może wcale nie takie banalne czy czuje się Pani spełniona?

CELIŃSKA A wiesz, że teraz nie. Gdybyś zapytała mnie o to jakiś czas temu, powiedziałabym tak. A teraz mam poczucie, że mam strasznie dużo do roboty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji