Artykuły

Najważniejsze są proporcje

- Ja przyszedłem do tego teatru nie po to, żeby się popisywać premierami, ale spojrzeć na wszystko gospodarskim okiem i wykorzystać jak najlepiej potencjał zespołu i także odpowiednio zarządzać tym, co już mamy, a w repertuarze jest aż 19 tytułów! - rozmowa z IGOREM MICHALSKIM, dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni.

Rozmowa z Igorem Michalskim [na zdjęciu], dyrektorem Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni:

Piotr Wyszomirski: Czym dla pana jest pełnienie funkcji dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni?

Igor Michalski: - To z pewnością największe wyzwanie, jakie mogło mnie spotkać. Wszystkie towarzyszące temu okoliczności są niecodzienne, możemy choćby o nich samych bardzo długo rozmawiać, bo ich wpływ na funkcjonowanie teatru jest znaczący. Na pewno od września rozpoczął się nowy okres, wszyscy zbieramy wiedzę, wszystko jest niby znajome, ale jednak nowe. Przez nowe warunki, w jakich teatr funkcjonuje, trzeba spojrzeć na nasze zasoby, choćby na posiadany przez nas repertuar. Będziemy monitorować frekwencję i decydować o nowych premierach, uprzednio mądrze eksploatując to, co mamy.

Propozycja zostania dyrektorem była dla pana niespodzianką. Czy chciałby pan coś powiedzieć o okolicznościach tego wyboru?

- Jestem stąd. To chyba było ważne dla decydentów. Nie ma co w tej chwili rozmawiać o okolicznościach, po prostu stało się. To zaskoczyło nas wszystkich, również mnie...

Ale dostał pan telefon...

- Telefony to się dostawało w PRL-u...(śmiech)

No jeszcze w Hollywood czekało się na telefony...

- No tak (śmiech). Po konkursie, który nie przyniósł rozstrzygnięcia, miałem niewiele czasu na podjęcie decyzji. Po wstępnych rozmowach zdecydowaliśmy, że możemy podjąć takie ryzyko...

Wyjątkowym sytuacjom i rozwiązaniom towarzyszą zazwyczaj różne komentarze. Autorzy artykułów zamieszczanych na prestiżowych wortalach, w tym na e-teatrze, zarzucali panu brak programu. Ma pan program, panie dyrektorze?

- Ja przyszedłem do tego teatru nie po to, żeby się popisywać premierami, ale spojrzeć na wszystko gospodarskim okiem i wykorzystać jak najlepiej potencjał zespołu i także odpowiednio zarządzać tym, co już mamy, a w repertuarze jest aż 19 tytułów!

Czyli nie wyciągnę z pana programu?

- To nie tak. W teatrze muzycznym potrzeba dużo więcej czasu na zakontraktowanie tytułu, a najlepsi reżyserzy mają zajęte terminy czasami na dwa lata do przodu. Rozmawiam m.in. z Wojtkiem Kościelniakiem i Agatą Dudą-Gracz, mogę zapewnić, że będą to ciekawe propozycje. Równoległe przyglądam się eksploatacji bieżącego repertuaru.

No właśnie - na ten rok planowanych jest aż 11 premier...

- Było. Takie były przymiarki kilka miesięcy temu. Z tej listy większość tytułów nie będzie realizowana w najbliższym czasie.

Co będzie, a czego nie będzie w takim razie?

- Nie będzie m.in. "Człowieka z La Manczy", "Różowego młynka2", "Księgi dżungli", "Woman in black" i jeszcze kilku. Będzie koncert poświęcony Maciejowi Korwinowi i koncert sylwestrowy oraz premiery, które przed nami, czyli "Dzielny Szewczyk" i "Przygody Sindbada Żeglarza". Zastanawiamy się nad jesiennym tytułem na Dużą Scenę, ale czasu jest mało, więc być może premiera będzie miała miejsce w przyszłym roku.

A decyzje personalne? Przez blisko rok teatr prowadziła trójka panów...

- I będę oczywiście współpracować z nimi i wykorzystywać ich kompetencje. Bogdan Gasik jest dyrektorem ds. administracyjno-technicznych, a Wojciech Dmochowski zastępcą dyrektora ds.marketingu. Bernard Szyc będzie konsultantem ds. programu i opieki nad zespołem.

Nie będzie to funkcja zastępcy dyrektora ds. artystycznych?

- Nie. Nie ma wymogu, by taka funkcja występowała.

Czyli pan będzie w jednym ręku skupiać funkcję dyrektora i odpowiedzialnego za sprawy artystyczne.

- Tak można powiedzieć.

Czy zna pan publiczność, która chodzi do Teatru Muzycznego?

- Publiczność jest wszędzie taka sama. Nie ma specjalnej różnicy między Gdynią a Kaliszem, trochę inaczej jest w największych miastach, gdzie są duże środowiska akademickie. Mam porównania nie tylko z okresu mojego dyrektorowania w Kaliszu i prowadzenia tam Kaliskich Spotkań Teatralnych, ale sporo jeżdżę po Polsce, znam teatry, rozmawiam z dyrektorami.

Teatry muzyczne jednak różnią się od siebie. Sukces gdyńskiego opiera się, nie licząc inscenizacji Wojciecha Kościelniaka, głównie na repertuarze sprawdzonym, by nie rzec "bezpiecznym". Trochę inaczej do tego podchodzą np. we wrocławskim Capitolu. Czy wyobraża pan sobie wystawienie w Gdyni takiego tytułu jak "Jerry Springer - The Opera"?

- To jest bardzo dobre i bardzo mądre pytanie. Ja bym polecał sprawdzenie, ile razy to przedstawienie zostało zagrane w Teatrze Capitol. Jestem otwarty na wyzwania, uważam, że publiczność trzeba delikatnie kształtować. Jednak praktyka pokazuje, że w teatrze, a przede wszystkim w teatrze muzycznym, widz chce się bawić.

Jaki poziom ryzyka repertuarowego jest pan w stanie podjąć? Proszę podać jakiś tytuł, który byłby punktem odniesienia.

- Odpowiedzią jest nazwisko reżysera. Przykładem odwagi repertuarowej są na pewno spektakle Wojciecha Kościelniaka: "Lalka" i "Chłopi". To spektakle ambitne artystycznie, a jednocześnie atrakcyjne dla widza, które, szczególnie w przypadku scenicznej wersji arcydzieła Reymonta, potrafią przyciągać komplety. To jest trop, którym będziemy podążać.

Jaki ma pan styl zarządzania zespołem?

- Oczywiście można mieć styl, ale nie można zapomnieć, że dziś mamy kontrolę zarządczą. To zbiór przepisów porządkujących bardzo wiele elementów zarządzania instytucją kultury, nawet relacje międzyludzkie tam są regulowane. Chciałbym, aby ten teatr był prowadzony przez zespół ludzi, którzy mają wspólny cel.

Jaki komunikat chce pan wysłać do widowni i do środowiska artystycznego? Jaki będzie teatr pod wodzą Igora Michalskiego?

- Prezydent Wojciech Szczurek powiedział, że ma to być teatr autorski. Chciałbym jak najlepiej wyważyć proporcje między rozrywką a poszukiwaniami artystycznymi. Jestem otwarty na rozmowę z każdym, ale pod jednym warunkiem: chciałbym rozmawiać na temat konkretnych propozycji, a nie jedynie wizji, w stylu: "Chętnie bym coś u pana zrobił". Na takie rozmowy nie mam w tej chwili po prostu czasu.

Operetka? Show?

- Czemu nie, ale pod warunkiem, że będzie to na odpowiednim poziomie. Chciałbym m.in. wydłużyć żywot koncertów sylwestrowych, które grane są z wielkim powodzeniem, ale zdecydowanie za krótko, bo tych 6-7 spektakli idzie na kompletach, więc warto je pokazywać dłużej, np. do końca karnawału.

Będziecie grać latem, dla turystów?

- Nie. To nie jest dobry pomysł dla takiego teatru jak nasz.

A osobiste ambicje Igora Michalskiego? Reżyserował pan kiedyś, także w Teatrze Muzycznym w Gdyni...

- Osobiste ambicje przerzuciłem na coś fantastycznego. Na zajęcie się tą gromadą ludzi, która ma mieć poczucie sensu i ważności pracy w teatrze. Dobra atmosfera i właśnie to tak nieoczywiste poczucie sensu i misji w całym zespole teatru, to zadanie które może zaspokoić wszystkie ambicje...

Panie dyrektorze, po dzisiejszej rozmowie mogę stwierdzić na pewno, że jest pan świetnym dyplomatą (uśmiech). Starałem się wyciągnąć od pana jak najwięcej konkretów, ale...

- Konkretem będzie to, co zobaczą Państwo na scenie. Rozmawiamy z wybitnymi reżyserami, ale to proces, który zdecydowanie wymaga czasu. Zapewniam, że staramy się namawiać do współpracy najlepszych, Teatr Muzyczny w Gdyni zasługuje na wielkie nazwiska polskiej sceny, ale trochę czasu potrzebujemy. Proszę uzbroić się w cierpliwość.

Dziękuję za rozmowę

- Dziękuję.

Gdynia, 23 stycznia 2014

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji