Artykuły

Horror wiary

"Rękopis znaleziony w Saragossie" w reż. Pawła Świątka w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Mateusz Rossa w portalu Tektura Opolska.

Przepiękne, industrialne drzewo edeńskie, a trupio wisielcze, pozbawione jakiegokolwiek listowia ze strzelistymi łodygami konfesji w oczekiwaniu na życiodajny deszcz czystej wiary. W tle księżyc i jeno wilkołaczego skowytu brak, by dopełnić obrazu scenicznej grozy. Ino dyszenie, sapanie przeokrutne posągowych bóstw kopalń złota Gomelezów; Wielkich Inkwizytorów dogmatycznej, czystej wiary (Grażyna Misiorowska), a prawdziwej, zobrazowanej w wodzonym na pokuszenie, klęczącym przy owej krynicy edeńskiego drzewa Alfonsie van Wordenie Macieja Namysły. Tenże, pomimo rozlicznych kuszeń szatana (dowolnej wiary) nie upada.

Z drzewa wisielczego na scenę opadają wykluwające się z kokonów dwie mauretańskie księżniczki: Emina oraz Zibelda (Izabela Gwizdak, Karolina Piechota). Przerysowane krwiście usta, blade lica, strzygi, wampiry, przywry, kusicielki pełne seksu - obce, złe, zniewalające stręczycielki mahometańskiej wiary.

Przeciwwagą religijną dla muzułmańskich księżniczek zdają się być skażone szaleństwem Paszeki (Adam Ciołek) jego macocha oraz siostra macochy (Arleta Los - Pławszewska, Aleksandra Cwen). Notorycznie powtarzany dygot ich ciał, wilczo płomienne oczy nabiegłe krwią zdającą się kalkować w krzywym zwierciadle figury posągowych, świętych panienek katolickiej wiary, nie pozostawiają cienia wątpliwości względem współczesnego świata przepełnionego ziarnem obłudy. Zwłaszcza w scenie pod drzewem (w moich oczach) krzyża "poznania dobrego i złego", gdzie Paszeko Adama Ciołka namiętnie oblizujący dłoń swojej macochy ze wzrokiem obłędnego zapamiętania w bluźnierstwie jakiejkolwiek wiary, przy rudowłosych kurtyzanach, wykoślawia do absurdu znaczenie każdej wiary współczesnego świata. Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce - zauważa Wisława Szymborska

U samego końca pojawia się piękna, święta panienka (Judyta Paradzińska) - rodem z wystawy co bardziej popkulturowych polskich (i nie tylko) mieszkań. Z grubsza naga, błyskająca światełkiem pokoju w postaci świetlistego kwiecia trzymanego u nasady łona. W tle bóg słońce - Ra. Obok - posągowa w odcieniach czekolady postać cudownej Grażyny Misiorowskiej w portrecie Wielkiej Inkwizycji, która głównego bohatera - na ogół milczącego na scenie Alfonsa Macieja Namysły - co i rusz, po każdej przygodzie zawraca w przestrzeni i czasie w owo znane nam z nie jednej opowieści drzewo wisielcze u Potockiego, edenowe w Piśmie.

Szarpie owa sceniczna kompozycja (Chlanda, Kornacka, Ślesiński, Pieńkos) duszę odbiorcy bez reszty, pozostawiając myśli w pełnej konfuzji; koszmarze sennym niedopowiedzenia. Plastyczność sceny, świateł, struktury, wskazuje na obszar obmierzłego horroru, który czerpie nie tylko z życiorysu Potockiego i jemu współczesnych w kontekście politycznej i religijnej zawieruchy, lecz nadto, wykrzywia do granic możliwości stonowane oraz przebrane ze smakiem teksty rozliczne Potockiego z Rękopisu (Pakuła), czego osobiście nie jestem zwolennikiem, woląc całość. Oto najwyższej próby klasyka polska. Pisana po francusku w czasach I Rzeczpospolitej, domaga się swoich pięciu minut w na wskroś powtórzonym, wszak tym samym od stuleci drzewie wiary, czystości przesłania katechezy.

Piękno oraz dobroć człowieka w postaci Alfonsa Macieja Namysły pozostają niczym niewzruszona opoka. Jest ów ekran kontrolny scenicznego telewizora, gotowy do zapisania kolejnej historii, opowieści. Jest owa nadzieja wyrwania się z mantry powtarzanych od dziesięcioleci błędów nierozumienia wiary jako istotnej cechy przypisanej człowiekowi bez względu na rodzaj monoteistycznie wyznawanej religii. Jest owa czystość dogmatyczna domagająca się prawdy, a przedstawiona w opozycji do scenicznego wynaturzenia. Jest piękno Boga objawionego w człowieku poprzez słabości, na które naraża go codzienność. Jest niespotykane credo w profanacji, które uwzniośla ludzką niedoskonałość w niezrozumieniu mechanizmów świętości, pychy ludzkiej.

Oto zaserwowano opolanom spektakl rangi co najmniej europejskiej, w której pobrzmiewa tłem zwierciadlanym, głęboko odbitym, adhoracja apostolska Ewangelii Gaudium papieża Franciszka. Niechcący, wybrzmiewa zarazem decyzja ministra kultury, który woli finansować koszmarną postać kultu papieskiej kremówki w wydaniu Świątyni Opatrzności Bożej (nie mam nic do JP2 - szanuję jego pisma i myśli, cenię go ze wszechsił za mistykę w drodze ścieżek wiodących do Boga), niż klasykę polską. Wybrzmiewa korodowanie państwa od środka, czego doświadczała ta ziemia za każdej z istniejących historycznie Rzeczpospolitych. Wybrzmiewa nieposzanowanie kultury, która - szanując wierzenia religijne - unaocznia ich erozję, czego dowodem są zmuszeni do milczenia najznamienitsi kapłani tej ziemi, nad czym szczerze boleję.

Pozostaję zdania, że spektakl Pawła Świątka unaocznia dziejące się tutaj i teraz procesy społeczno- i kulturotwórcze sięgające daleko ponad horyzont polskiego piekiełka, niedofinansowania kultury. Zarazem jestem w stanie zarzucić twórcom ich formę sms-owego trwania przy ochłapach wielkiej literatury. Może lepiej byłoby całokształt napisać samodzielnie, niż czepiać się twórczości wielkiego Polaka z okresu I Rzeczpospolitej, który, sądząc po pismach historycznych, faktycznie miał na celu idee dobra i piękna rozumianą na wskroś daleko ponad jego czasy. Poznawał obcości ówczesnego świata. Dziś, na scenie w Kochanowskim, zostałem zmuszony do poznawania obcości wewnątrz państwa, w którym żyję. Na dodatek, są to obcości wzajem się wykluczające, które rodzą horror wiary powracającej co i rusz pod drzewo poznania dobrego i złego, rodząc podziałowy dysonans.

Tocząc rozważania daleko wybiegające w przód, nad całością spektaklu wisi Oko Polskiego Saurona, myślom którego spektakl Świątka odważnie oraz z czystym sercem zdaje się stawać naprzeciw. Człowiek z natury rzeczy jest przecież dobrym

Jeżeli takim jest świat religii, polityki bez zrozumienia sedna sprawy - nic nie poradzę. Wszak duch wieje kędy chce, mimo wszelakiej obcości. Z rzeczy oczywistych, nic obrazoburczego na scenie nie było. Była namiastka świata, która skłania do myślenia. Ale czy ktoś jeszcze ma na to czas?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji