Artykuły

Z Pinterem we Włoszech

JERZY STUHR o swojej pracy z tegorocznym laureatem literackiego Nobla: PINTER potrafił jednego dnia ustawić dwadzieścia pięć minut spektaklu i kazał nam to powtarzać - by uzyskać napięcie. Aktor jest bardziej napięty, gdy musi powtórzyć długą sekwencję niż mały fragment. I to napięcie zostaje w spektaklu.

Joanna Targoń: W 1997 roku Harold Pinter wyreżyserował we Włoszech własną sztukę "Z prochu powstałeś". Jak doszło do tego, że to Pan zagrał w nim główną rolę męską?

Jerzy Stuhr: Pinter jest we Włoszech bardzo popularny, nie ma porównania z Polską. Teraz przy okazji Nobla czytałem, że grana jest u nas tylko jedna jego sztuka. Gdy pracowałem nad "Z prochu powstałeś", ktoś mnie zapytał: To on jeszcze żyje? Ludziom się wydaje, że to martwy klasyk...

Do wyreżyserowania tej sztuki we Włoszech namówił Pintera prywatny producent. Pinter wybierał obsadę. Adrianę Asti znał, grała u Viscontiego w "Dawnych czasach" w latach 70. Nie chciał natomiast włoskiego aktora. Prapremierę w Londynie grał Stephen Rea, Pinter był przyzwyczajony do innego rodzaju aktorstwa niż we Włoszech. Spektakl miał mieć premierę na międzynarodowym festiwalu w Palermo, a potem czekało nas dziewięciomiesięczne tournée po całych Włoszech. Szukano więc desperacko aktora, który włada włoskim i ma doświadczenie scenicznie. Zwrócili się do mnie. Miałem pojechać do Londynu i przedstawić się Pinterowi. Ucieszył się, bo uważał Polaków za niezłych aktorów, no i o innej ekspresji niż włoska. Pojechałem, Pinter miło mnie przyjął w domu i po kilku minutach zaakceptował.

To była rozmowa, nie casting?

- Tak, pytał o moje proweniencje teatralne. Chciałem się jakoś pochwalić, powiedziałem że kończyłem tę samą szkołę co Jerzy Grotowski. A on: Ale pan nie jest z tej formacji? Zorientowałem się, że Grotowski w tamtych rejonach nie jest popularny. Anglicy w ogóle uważają że mają najlepszy teatr i najlepszych aktorów.

Jak wyglądały próby?

- Pierwsza odbyła się w Londynie u Pintera w domu. Usiedliśmy przy stoliku - dwójka aktorów, Pinter i tłumaczka. Ciągle poprawiali tłumaczenie, bez przerwy coś mu się nie podobało. To sprawiało mi największą trudność, bo rolę miałem już nauczoną. Najpierw poprosił nas o przemówienie tekstu. Z Adrianą Asti spotkałem się pierwszy raz w życiu, ale przegadaliśmy tekst, jakbyśmy się znali całe lata. Pinter powiedział, że inteligentnie to mówimy, ale teraz przystąpimy do pracy.

On jest aktorem, i to dobrym. Gdy aktor reżyseruje aktora, mają inny rodzaj porozumienia niż aktor i reżyser. Pinter wiedział wszystko, nie dyskutowaliśmy nad rozwiązaniami. Wytłumaczył nam, że to sztuka o lęku, traumie, która nie może się zagoić i przeradza we wzajemne okrucieństwo. Teatr angielski nie przejmuje się rozwiązaniami sytuacyjnymi i nasz spektakl był ascetyczny. Mnie to się nawet na początku wydawało nudne, ale nie, tam jest taka potęga słowa... Moja partnerka cały czas siedziała. Godzinę dwadzieścia minut. Tylko raz wstała, ale jak wstała, to publiczność zamarła. Ja miałem więcej swobody, krążyłem, chodziłem wokół niej, osaczałem ją coraz bardziej.

Próby trwały tylko trzy tygodnie, ale po siedem-osiem godzin dziennie. Pinter potrafił jednego dnia ustawić dwadzieścia pięć minut spektaklu i kazał nam to powtarzać. Trudno od razu powtórzyć dwadzieścia pięć minut, ale on to robił celowo - by uzyskać napięcie. Aktor jest bardziej napięty, gdy musi powtórzyć długą sekwencję niż mały fragment. I to napięcie zostaje w spektaklu. Taki dreszcz na próbach przeżywałem tylko u Konrada Swinarskiego, choć Konrad był oczywiście wielkim inscenizatorem i raczej sprawdzał swoją inscenizację, niż wykonywał na aktorach operację psychologiczną, jak Pinter. To był mój pierwszy sprawdzian z takiego teatru - zastanawiałem się, czy moja mentalność będzie mu odpowiadać. Okazało się, że tak, bez najmniejszego problemu. Cieszyłem się, że ktoś mnie zmusza do czegoś więcej niż moje umiejętności, do napięcia.

Pinter używa w swoich sztukach dwóch terminów - pauza i cisza. Czym się różnią? Pauzy, które precyzyjnie zaznacza w tekście, zdradzają, że myśli teatrem, a nie literaturą. Pauzy można było jeszcze z nim dyskutować, zwłaszcza że graliśmy po włosku, w języku o innej melodyce niż angielski. Ale cisza była obowiązkowa.

Czym jest ta cisza?

- To stanie na scenie przez trzydzieści sekund bez słowa. Pinter wymierzał cisze ze stoperem. Pani sobie nie wyobraża, co to znaczy dla aktora, to śmierć! Zacząłem mieć kłopoty z błędnikiem. Na wielkiej scenie, z solidnym angielskim dekorem - mieszkanie, ogród, drzewa za oknem - stałem i stałem. W ciszy. Pinter szukał w tym efektu tragicznego: chciał pokazać, że te osoby nie tyle nic nie mówią, co nie mają sobie nic do powiedzenia. W przedstawieniu trwającym godzinę dwadzieścia takie cztery cisze to śmiertelna dawka. We Włoszech było to groźne, bo tam publiczność ma temperament - w Genui ktoś wyszedł, trzaskając krzesłem, były krzyki. Ale jak ktoś chciał się skupić i przyjąć ten rodzaj teatru, to rozumiał, co się dzieje.

Premiera odbyła się w Palermo. Pinter bał się wyjść z hotelu, bo mu się wydawało że tam strzelają na ulicach. I jeździł do teatru taksówką, pięćset metrów. Po premierze ruszyliśmy w dziewięciomiesięczne tournée, Pinter przyjechał tylko gdy rejestrowaliśmy spektakl dla telewizji, gdzie moim zdaniem lepiej wyszedł, bo oparty był na zbliżeniach. A podczas tournée graliśmy w ogromnych teatrach, co było pomyłką. Ponury Pinter nie pasował do złoconego teatru dworskiego w Neapolu. Na północy są mniejsze teatry, lepszy kontakt z widownią, inna kultura. Graliśmy dwa tygodnie w Piccolo Teatro w Mediolanie, co było dla mnie wielkim przeżyciem.

Jaki był Pinter poza próbami?

- Najpierw strasznie sarkałem na próby w Londynie - miesiąc w Londynie, straszna pogoda... Ale Pinter czuł się naszym ojcem duchowym, on w ogóle ma skłonności przywódcze i jest strasznym lewicowcem. Kiedyś mu powiedziałem, że mam zaproszenie na festiwal do Istambułu. On na to: nie jedź, tam mordują ludzi w więzieniach. Powiedziałem, że jadę na festiwal filmowy, może rozdzielmy te sprawy. On na to, że był raz w Istambule i na przystanku spytał jakieś starsze panie: czy wiecie, że u was w kraju mordują i torturują ludzi w więzieniach? A one na to: no nie, tylko komunistów. Wtedy wrócił do hotelu i napisał "Kochanka".

Adriana Asti spędzała czas w hotelu, ale mnie codziennie namawiał do wyjścia. Mówił: Jerzy, dzisiaj jest bardzo ważny wieczór. Będzie czytanie sztuki kurdyjskiego autora, który siedzi w więzieniu. No i przez trzy godziny słuchałem po angielsku sztuki kurdyjskiego autora. Pinter to organizował, wszystkich znał, i te czytania propagowały nieznanych wówczas twórców. Myślę że Nobla dostał też trochę za tę działalność, bo przecież od "Z prochu powstaniesz" napisał tylko jedną sztukę - o Iraku. Po tych czytaniach były spotkania, poznałem świetnych ludzi - Stephena Rea, Hugh Granta, Natashę Richardson, Vanessę Redgrave. I to wszystko dzięki niemu.

I oni wszyscy słuchali sztuki kurdyjskiej?

- Tak, tak - to było londyńskie lewicujące środowisko artystyczne i Pinter bardzo był z tego dumny. Poznałem też Sarah Kane - on był jej ojcem duchowym, przychodziła do nas na próby. Jak się od młodości takiego ponuractwa naoglądała, to wiadomo, że musiała potem pisać takie sztuki. Pinter był w tych latach ojcem całego angielskiego teatralnego nurtu ryzykownego, niecenzurowanego.

Jak Pan przyjął komentarze po Noblu, że twórczość Pintera jest dziś nieaktualna?

- Nie mogę tego zrozumieć, w innych krajach wciąż go grają. Może u nas nie potrafią go przeczytać na nowo, choć czas jest jakby po temu. Dla mnie to wielkie święto - w ciągu paru lat dwóch ludzi teatru dostaje Nobla - Dario Fo i Harold Pinter.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji