Artykuły

Centkowski: Między nami dobrze jest?

Słyszałam ostatnio, jak ktoś żartował, że wreszcie z istnienia tramwaju numer 15 cieszą się także w Katowicach, bo można nim łatwo dotrzeć do Teatru Zagłębia - Michał Centkowski podsumowuje sosnowieckie sezony dyrektorów Doroty Ignatjew i Zbigniewa Leraczyka.

Miejsce akcji: Sosnowiec, pastelowy budynek. W oknach gustowne koronki firanek. W holu tłum elegancko odzianych pań i panów w średnim wieku. Na stoliku z epoki dziergany obrus, na nim wazonik, a w nim lekko przykurzony i nieco tandetny stroik kwiatowy, wielkanocny. Duszno od ciężkiego zapachu perfum. Panie zapraszają do zajęcia miejsc na czerwonych, pluszowych fotelach. Towarzystwo rozsiada się wygodnie. Oto jesteśmy w teatrze, świątyni sztuki, pod złoconą maską, najpełniej oddającą wyobrażenia gości o miejscu, w którym znaleźli alegorię wzniosłej idei obcowania z transcendencją, lekkiego mówienia o sprawach wyższych. Na przykurzonej scenie smętnie zawodzi po tysiąckroć podrabiana na wszystkie możliwe sposoby łysa śpiewaczka. Tak oto chłodne poranki smętnie przechodzą w duszne wieczory.

Jesteśmy w Teatrze Zagłębia! I oto nadchodzi październik 2011 roku. Puk, puk! Kto tam? Druga wojna światowa!

Dorota Ignatjew, dyrektorka artystyczna Teatru Zagłębia w Sosnowcu: - Podejmujemy ryzyko, bo uważam, że tylko ciągłe podejmowanie wyzwań gwarantuje rozwój. Sięgnięcie po "Między nami dobrze jest" (na zdjęciu) Masłowskiej było ważnym gestem. Spektakl Piotra Ratajczaka stanowił swego rodzaju pęknięcie, przełom w dotychczasowej linii programowej Teatru Zagłębia. Tym spektaklem wyraźnie i nie bez ofiar (część abonamentowej widowni nie zaakceptowała nowej linii programowej teatru) wskazaliśmy kierunek, w którym chcemy iść. Brawurowa diagnoza przygnębiającej współczesności Polski B przy dźwiękach przebojów Kraftwerku wyznaczyła nową erę w dziejach Teatru Zagłębia. Odtąd już nic nie miało być takie samo.

Po tekście Masłowskiej przyszła kolej na skierowaną do nieco młodszej widowni "Piaskownicę" Michała Walczaka w reżyserii Jerzego Bielunasa. Obydwa spektakle, operujące zupełnie innym językiem artystycznym, innymi środkami wyrazu, penetrujące obszary rzeczywistości dotychczas w sosnowieckim teatrze raczej skrzętnie omijane, stały się wydarzeniem w regionie, rozmiłowanym w produkowaniu fars i niezbyt wyrafinowanych komedii. Teatr Zagłębia jako pierwszy w aglomeracji zwrócił się w stronę odważnej, współczesnej polskiej dramaturgii. Reakcje publiczności bywały różne: z jednej strony udało się pozyskać nowych widzów, z drugiej zaś części spośród starych, przyzwyczajonych do farsowego repertuaru i szkolnych odczytań klasyki, ten nowy pomysł na Teatr Zagłębia nie przypadł do gustu. Jednak te dwie realizacje, współpraca z uznanymi twórcami, stanowiły czytelny sygnał - sosnowiecki teatr wszedł do gry.

Zwieńczenie pierwszego sezonu artystycznego pod kierownictwem Doroty Ignatjew stanowiła w maju 2012 roku prapremiera "Korzeńca" według prozy Zbigniewa Białasa, w reżyserii Remigiusza Brzyka. Ta zainscenizowana z rozmachem wielowątkowa, epicka panorama przedwojennych dziejów Sosnowca, osnuta wokół kryminalnej zagadki śmierci kafelkarza, okazała się nie tylko ogromnym sukcesem (zarówno artystycznym, jak i frekwencyjnym) w mieście oraz regionie, ale też przepustką do najbardziej prestiżowych festiwali teatralnych w tym kraju. Potwierdziła także trafność koncepcji reformy Teatru Zagłębia.

- Interesuje mnie teatr zespołowy, który uruchamia się dzięki artystycznemu wyzwaniu, dzięki spotkaniu z najwyższej próby reżyserem/inscenizatorem oraz nie mniej świetnym tekstem - mówi Dorota Ignatjew. Sukces "Korzeńca", będący efektem współpracy dramaturga Tomasza Śpiewaka z reżyserem i autorem scenografii Remigiuszem Brzykiem, potwierdził tezę, że zdolny reżyser na podstawie dobrego materiału literackiego jest w stanie osiągnąć świetne efekty w pracy z najbardziej nawet odzwyczajonym od mierzenia się z jakimiś głębszymi, nieoczywistymi obszarami człowieczeństwa postaci zespołem. Ignatjew: - Sukces "Korzeńca" pomógł Teatrowi Zagłębia także, a może przede wszystkim dlatego, że udało się przełamać swego rodzaju izolację. Dostrzeżono naszą scenę i zaczęto się jej baczniej przyglądać. Okazało się po raz kolejny, że interesujące, nagradzane spektakle mogą powstawać także w mniejszych ośrodkach.

Na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą otrzymała Edyta Ostojak, która wkrótce dołączyła do sosnowieckiego zespołu. Nagrodzona została także oryginalna muzyka autorstwa Jacka Grudnia. W Wałbrzychu "Korzeniec" otrzymał Grand Prix Fanaberię Publiczności. W Zabrzu na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość Przedstawiona nagrodę za reżyserię zdobył Remigiusz Brzyk, a nagroda aktorska trafiła w ręce Marii Bieńkowskiej. Długą listę nagród oraz wyróżnień kończy Złota Maska Województwa Śląskiego dla przedstawienia roku 2012.

- Proszę pamiętać, że "Korzeniec" i to, co się wokół tego spektaklu wydarzyło, nie byłoby możliwe, gdyby nie "Między nami dobrze jest" i "Piaskownica". Mogłam próbować w Sosnowcu rewolucji, jednak trwałej zmiany dokonać można wyłącznie ewolucyjnie. Istotną kategorią mojej pracy tu, w Teatrze Zagłębia, jest konsekwencja oraz ciągłość.

Ten sukces dość nieoczekiwanie uczynił z sosnowieckiej sceny lidera w regionie, włączył także Teatr Zagłębia w krwiobieg krajowego życia artystycznego. Lecz, co być może najważniejsze, wzmocnił też pozycję samej Ignatjew, której dość odważne decyzje repertuarowe od początku wzbudzały u części lokalnego środowiska kulturalnego, delikatnie rzecz ujmując, niepokój. Jednocześnie sukces tego kalibru ustawił poprzeczkę niezwykle wysoko. Trzeba było podjąć decyzje dotyczące dalszych losów sosnowieckiej sceny. I tu pojawiają się wątpliwości.

- Nawet gdy decydujemy się na bajkę, to nie robimy "Czerwonego Kapturka" tylko sięgamy po świetną literaturę, np. "Alicję w Krainie Czarów". Jeśli decydujemy się na komedię, to jest to przynajmniej prapremiera interesującego tekstu.

Sezon 2012/2013 rzeczywiście otworzyła premiera bajki "Alicja w Krainie Czarów" w reżyserii Stanisława Melskiego. Kolejną propozycją teatru, mającą zadośćuczynić oczekiwaniom publiczności tęskniącej za repertuarem rozrywkowym, był spektakl "Prawda" w reżyserii Wojciecha Malajkata, będący prapremierą poczytnego francuskiego autora Floriana Zellera. Spektakl, co warto podkreślić, nie stanowi wprawdzie setnego powielenia formatu w rodzaju "Mayday" czy innych tego typu fars, obelżywych dla inteligencji widza, jednak zarówno w warstwie aktorskiej, jak i w kwestii ładunku intelektualnego ta historia małżeńskich zdrad pozostawia sporo do życzenia. Innymi słowy, nie jest to humor ani jak z Gogola, ani jak z Moliera, ani nawet jak z Allena. Również jeśli idzie o reżyserię, pozostał Wojciech Malajkat - mimo zapewne niemałych oczekiwań - niemal przezroczysty. Została właściwie wyłącznie ładna, nowoczesna scenografia. Oczywiście trudno winić władze teatru, podjęły ryzyko, zaprosiły interesującą postać. Niestety efekt okazał się niezbyt udany.

- Nie możemy sobie pozwolić na przerwanie dialogu z publicznością zagłębiowską, która wciąż stanowi fundament, a której oczekiwania są dość zróżnicowane. Stąd propozycje, powiedzmy, lżejszego kalibru i spektakle dla najmłodszych.

Kolejną, o wiele bardziej interesującą ofertę, pomimo chwilami przesadnego i niepotrzebnego ciążenia w kierunku przaśnego humoru, stanowił "Bobiczek" według Hanocha Levina, w reżyserii Łukasza Kosa. To ciekawa inscenizacja z kilkoma interesującymi kreacjami, na czele z tytułowym Laczkiem Bobiczkiem (gościnnie Marek Kossakowski) i samą Ignatjew w roli cioci Szracji. Mamy tu - co charakterystyczne dla Levina - szeroką skalę emocji: od dojmującego smutku i tragizmu bytu dążącego nieuchronnie do śmierci, przez groteskę i absurd wszelkich struktur życia społecznego, aż po łagodną melancholię.

Ubiegły sezon zakończyła premiera "Zaćmienia" według opowiadań Czechowa, w reżyserii Igora Gorzkowskiego. Spektakl dość wprawdzie klasyczny, jeśli idzie o interpretacje rosyjskiego giganta, jednak odsłaniający w kilku wypadkach aktorski potencjał zespołu Teatru Zagłębia.

Rozumiejąc wszelkie uwarunkowania społeczne, oczekiwania organizatora czy wreszcie kwestie frekwencyjne i finansowe, nie można jednakże nie spytać: czy Teatr Zagłębia nie powinien być bardziej zdecydowanie sprofilowany na współczesną dramaturgię? Mógłby w ten sposób wpływać na gusta sosnowieckiego widza, nawet ryzykując chwilowy odpływ publiczności. Ostatecznie przecież kształtowanie świadomej i gotowej do odbioru wysokoartystycznych dzieł publiki nie jest procesem krótkotrwałym. Wszelkie kompromisy w pewnym sensie hamują ów niesamowity impet, który stanowił siłę sosnowieckiej sceny w pierwszym sezonie obecnej dyrekcji, a który nieco w poprzednim sezonie osłabł.

- Repertuar, zwłaszcza w wypadku, gdy do dyspozycji ma się wyłącznie jedną scenę, musi stanowić kompletną i zróżnicowaną ofertę. I choć ważnym aspektem naszych wysiłków jest pozyskiwanie widzów całej aglomeracji, co zresztą, nieskromnie mówiąc, udaje się nam coraz lepiej, priorytetem pozostaje widz zagłębiowski.

Teatr Zagłębia zmienia się jako instytucja. Ma nową identyfikację wizualną, nową stronę internetową, nowe standardy obsługi widza, przyciąga coraz więcej ludzi. - Słyszałam ostatnio, jak ktoś żartował, że wreszcie z istnienia tramwaju 15 (kursuje między Katowicami a centrum Sosnowca) cieszą się także w Katowicach, bo można nim łatwo dotrzeć do Teatru Zagłębia - śmieje się Dorota Ignatjew. W ankiecie miesięcznika "Teatr", podsumowującej sezon, przeczytać możemy między innymi, że Teatr Zagłębia zdobywa swoje pierwsze artystyczne szlify. Wprawdzie to nieco późno, zważywszy na półwiecze jego istnienia, z drugiej strony lepiej późno niż wcale.

***

Bieżący sezon zainaugurowała w Teatrze Zagłębia premiera spektaklu dla dzieci "Najmniejszy Bal Świata" wg Maliny Prześlugi w reż. Aety Głuch-Klucznik, w listopadzie 2013 roku odbyła się premiera spektaklu dyplomowego studenta WRD PWST w Krakowie Krzysztofa Popiołka "Sen nocy letniej", w styczniu premiera spektaklu muzycznego "Eugeniusz Bodo - czy mnie ktoś woła?" w reż. Rafała Sisickiego. W przygotowaniu "Koń, Kobieta i Kanarek" Tomasza Śpiewaka w reż. Remigiusza Brzyka (premiera 5 kwietnia) oraz premiera spektaklu w reż. Aleksandry Popławskiej (premiera w czerwcu).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji