Artykuły

Życzliwa atmosfera dla odważnych debiutantów

Robert Bondara opowiada, w czym młodemu choreografowi pomaga uczestnictwo w "Kreacjach".

Dlaczego pan, autor trzech dużych spektakli, zdecydował się na udział w tegorocznych "Kreacjach" dla młodych choreografów?

Robert Bondara: Z prostej przyczyny, na "Kreacjach" mogę eksperymentować. Mam okazję sprawdzenia pewnych nowych pomysłów, gdyż tego typu warsztaty dają dużo więcej swobody niż spektakl realizowany na zamówienie. W tym, co teraz będę robić, skupiam się na czystej formie, choć jak zawsze ważny jest dla mnie pewien podkład intelektualny. Poza tym choreograf może założyć sobie wiele rzeczy, późniejsze zderzenie z żywą materią jednak wszystko rewiduje. "Kreacje" są więc okazją do rewizji moich rozmaitych teoretycznych założeń.

Czyli "Kreacje" traktuje pan jako zajęcia warsztatowe.

- Tak, jednak biorąc w nich udział, zawsze myślę o efekcie końcowym. O tym, żeby stworzyć zamkniętą formę, która powinna być atrakcyjna dla widza. Nie ukrywam jednak, że jednocześnie wnikliwie analizuję sam proces tworzenia, szukam nowych rozwiązań w pracy z tancerzami tak, by w przyszłości była ona bardziej efektywna. Choreografii można nauczyć się jedynie w praktyce. Podejmując różne próby, sprawdzamy, czy w ogóle mamy predyspozycje do tego zawodu.

Udział w pierwszych "Kreacjach" pomógł panu w dalszej samodzielnej działalności?

- Zdecydowanie tak. Tu nauczyłem się tworzyć spektakl, to było dla mnie tak cenne, że znów biorę w nich udział. Na pewno dzięki "Kreacjom" przestałem być anonimowy. Środowisko miało okazję poznać moje prace, co ułatwiło mi kontakt z Operą Nova w Bydgoszczy, gdzie otrzymałem szansę zrealizowania samodzielnej premiery. Oczywiście dyrekcja tego teatru na pewno zaryzykowała, powierzając mi takie zadanie.

Duży spektakl, jakim jest "Zniewolony umysł" w Bydgoszczy, powstaje chyba inaczej niż miniatura na "Kreacjach".

- Oczywiście tego typu spektakl trzeba konstruować w odmienny sposób. Jest większym wyzwaniem, pojawia się w nim więcej elementów, nad którymi muszę trzymać pieczę. Jeśli ma wyraźnie zarysowaną linię fabularną, bardziej staję się reżyserem, inaczej też dobieram muzykę. To oczywiście złożony proces, ciężko opisać go słowami, ale wszystko trzeba bardzo dobrze zaplanować, nie tylko organizację prób, ale i odpowiednią synchronizację środków artystycznych, które chce się użyć.

Ile pomysłów musi mieć młody choreograf, gdy idzie na rozmowę z dyrektorem teatru?

- Czasami to teatr ma pomysł na konkretny spektakl i szuka realizatora. Tak było w przypadku "Čiurlionisa", którego przygotowałem w Wilnie na zaproszenie Krztsztofa Pastora. Zdarza się też, że dostaję wolną rękę w wyborze tematu. Ale obecnie prowadzę rozmowy z jednym teatrów, w którym nigdy nie pracowałem i złożyłem tam trzy propozycje. Teraz czekam na odpowiedź, która z nich dyrekcji wyda się bardziej interesująca. Z pewnością artysta o wyrobionym nazwisku ma większą swobodę, łatwiej mu zaufać. Rozumiem jednak obawy dyrektorów, wiem, że gdy rozmawiają ze mną po raz pierwszy, muszę ich do siebie przekonać.

"Persona" dla Polskiego Baletu Narodowego była pana pomysłem?

- Tak i nie ukrywam, że w pełni autorskie spektakle sprawiają największą frajdę, choć są trudniejsze i bardziej czasochłonne. Jestem wówczas nie tylko choreografem, ale i dramaturgiem. Tytuły zaoferowane mi, takie jak "Ognisty ptak" i "Cudowny mandaryn", które we wrześniu tego roku będę realizował w Operze Wrocławskiej, też jednak są ciekawe. Zyskałem okazję zagłębienia się w znane dzieła, a przy tym postaram się zrobić je na swój sposób.

Czy w Polsce zapanowała życzliwsza atmosfera dla młodych choreografów?

- Z perspektywy warszawskiej patrząc, odpowiem, że zdecydowanie tak. Wiele się tu zmieniło, co - jak sądzę - wpływa na nasze środowisko w całym kraju. Mam nadzieję, że dzięki temu ukształtuje się nowa generacja twórców o silnej pozycji. To jest inwestycja w przyszłość sztuki tańca.

Co przygotowuje pan na tegoroczne "Kreacje"?

- Choreografię dla trzech tancerzy o roboczym tytule "Współczynnik przenikania". Zaczerpnąłem go z fizyki, ale bardziej ma odnosić się do relacji międzyludzkich i tego, jak jeden człowiek wpływa na innych, bo psychologia i relacje międzyludzkie bardzo mnie interesują. W warstwie muzycznej wybrałem utwory Michała Jacaszka z jego płyt "Glimmer" i "Pentral".

Skąd to zainteresowanie psychologią widoczne w innych pana choreografiach?

- Z chęci poznania świata. Tego, jak może on funkcjonować. Z pytań: Kim jesteśmy, dlaczego tu jesteśmy i jaka jest nasza rola? Dlaczego nasze relację są takie, a nie inne? Dlaczego powstaje tyle konfliktów? Odpowiedzi szukam nie tylko w psychologii, ale w wielu innych dziedzinach, choć chyba najbardziej pasjonuje mnie tajemnica, jaką jest człowiek. Kiedy zaś tworzę choreografię, moje przemyślenia wpływają na nią, ale bywa też tak, że mając pomysł, zaczynam szukać jego sensu w literaturze czy naukach społecznych.

Szykuje pan też nowy balet na dużej scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej.

- Już nie mogę się doczekać, jestem bardzo podekscytowany. Datę premiery wyznaczono na 15 listopada.

Pana choreografia pojawi się w znakomitym towarzystwie obok legendarnego "Zielonego stołu" Kurta Joossa i "Mszy polowej" Jiřiego Kyliána.

- To niesamowite wyzwanie. Oba te balety dotykają tematu wojny i konfliktów, polityki i historii, co pozostaje w kręgu moich zainteresowań. Ten wieczór ma być odwołaniem do roku 1914 ale chciałbym pokazać, jak konflikty zmieniły się w ciągu stu lat. Postaram się spojrzeć na nie z perspektywy zwykłego człowieka, który jest jak liść powiewający na wietrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji