Artykuły

Brak poczucia bezpieczeństwa jest dziś bardzo aktualny

- Nie interesuje mnie mówienie o tym, że ludzie się nudzą. Bo jeśli nawet się nudzą, to ich to wewnętrznie boli, wręcz rozszarpuje i dławi. Trzeba dobrać się do tego, co się z nimi dzieje - mówi Małgorzata Bogajewska, reżyserka "Trzech Sióstr" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

Życie jest ciężkie. Wielu z nas widzi je w ciemnych, beznadziejnych barwach, ale trzeba powiedzieć, że staje się coraz znośniejsze... - mówi Wierszynin grany przez Adama Ferencego, żegnając się z Olgą, najstarszą z tytułowych "Trzech sióstr". Premiera spektaklu w niedzielę w Teatrze Dramatycznym

Dramat Antona Czechowa określany jest mianem opowieści o ludziach zatopionych w monotonii codzienności, którzy próbują oszukiwać siebie i innych, że są szczęśliwi. Jednak reżyserka Małgorzata Bogąjewska zamierza odejść nieco od klasycznego spojrzenia na "Trzy siostry": - Nie interesuje mnie mówienie o tym, że ludzie się nudzą. Bo jeśli nawet się nudzą, to ich to wewnętrznie boli, wręcz rozszarpuje i dławi. Trzeba dobrać się do tego, co się z nimi dzieje - twierdzi. Dla Bogajewskiej świat ukazany przez Czechowa to świat u progu katastrofy. Dlatego spektakl ma być drapieżny, a nie oparty na czechowowskim siedzeniu przy herbacie w salonie. - W ludziach buzuje rodzaj niepewności co do rzeczywistości, odbierająca poczucie bezpieczeństwa świadomość, że wszystko wkrótce się zawali, o ile już się nie zawaliło. Myślę, że dzisiaj wszyscy mamy podobne poczucie - zauważa reżyserka.

Siostry Prozorow - czyli Olga, Masza i Irina - czekają aż coś się wydarzy. Marzą o powrocie do Moskwy, o wyrwaniu się z prowincjonalnego miasta gubernialnego, gdzie życie przecieka wszystkim przez palce, przynosząc kolejne rozczarowania.

Usypiająca atmosfera melancholii udziela się także im. - Tu nie ma się w kim zakochać ani kogo uwiesić. Bohaterki nie wiedzą, jak żyć. Nikt nie wyposażył ich w instrumenty rozmawiania z rzeczywistością, budowania swojego szczęścia, dlatego miotają się tak niesamowicie - opisuje Bogąjewska.

Anna Gajewska, wcielająca się w postać najstarszej z sióstr, przyznaje, że stara się uciekać od stereotypu starej panny opiekującej się innymi, a zaniedbującej siebie. - Widzę w Oldze piękną młodą kobietę, która ma wszystko, by z kimś się związać, ale nie może osiągnąć szczęścia - mówi. Dlaczego to się nie udaje? - Ciąży na niej piętno odpowiedzialności za rodzinę, która trzyma ją w tym miejscu przy siostrach i bracie - odpowiada Gajewska. Na scenie partnerują jej Agnieszka Warchulska jako Masza i Anna Szymańczyk w roli Iriny. Gajewska ocenia, że takie teksty jak "Trzy siostry" nigdy się nie starzeją, jeśli czytając je skupiamy się na ludzkich dramatach, człowieku, jego pragnieniach i potrzebach. - Czechow ukazuje mikrokosmos trzynastu postaci. Każda z nich pragnie miłości i właściwie żadna jej nie dostaje albo jest to miłość kaleka, nieudolna, nawet zapomniana - wyjaśnia.

Z kolei zdaniem Andrzeja Blumenfelda, który w spektaklu gra Fiodora Kułygina, to zabawne, że Czechowa wszyscy ludzie teatru, właściwie bez wyjątku darzą gorącą, wręcz absurdalną miłością. - Mogą o nim rozmawiać nieustannie i to niezależnie od barier językowych. Człowiek czuje się wtedy członkiem jednej wielkiej walniętej rodziny żyjącej w alternatywnym świecie - przyznaje aktor. Skąd ten fenomen? - Mówi się, że Czechow opisał syndrom straconego pokolenia ludzi, którzy jeszcze nie rozumieją, czym jest wolność, pogrążeni w marazmie nie potrafią podejmować decyzji. Ciepło, z jakim ich opisuje, ajed-nocześnie bezlitosny komentarz, jest ciągle aktualne - tłumaczy Blumenfeld.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji