Artykuły

60 lat od narodzin STS-u

To tu z wdziękiem ośmieszano partię, to tu powstali "Okularnicy" czy "Mnie nie jest wszystko jedno". 60 lat temu narodził się Studencki Teatr Satyryków, STS -jedno z najciekawszych zjawisk teatru amatorskiego. Czy oprócz piosenek zostało jeszcze coś z niepokornego ducha STS? - Anna Szawiel w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Jego początków trzeba szukać... w polu. W latach 50. młodzi studenci wakacje spędzali na robotach po wsiach. Także studenci polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. - W dzień pracowali, a wieczorami były nudy. Więc jeden umiał recytować, drugi śpiewać, trzeci miał gitarę, urozmaicali sobie życie - mówi prof. Lech Śliwonik, teatrolog i pedagog Akademii Teatralnej, pamiętający jedne z pierwszych spektakli STS. - Kiedy wrócili do Warszawy, nie chcieli tego zgubić. Akurat zawodowy Teatr Satyryków ogłosił, że chętnie zaopiekuje się amatorską grupą teatralną, która przygotowałaby czyn produkcyjny na 1 Maja. Pierwsza nocna próba odbyła się 13 marca 1954 r. Twórcy STS te datę uważają za początek istnienia.

STS wziął pod skrzydła Zrzeszenie Studentów Polskich. Pierwsze spektakle były grane w Domu Kultury "Elektryk" przy Wybrzeżu Kościuszkowskim, później w pałacyku Zuga (dzisiejsza siedziba Warszawskiej Opery Kameralnej). Rozpoznawczym znakiem STS szybko stała się aluzyjność, świetne literacko teksty i kompozycje muzyczne. Twórcy STS obnażali absurdy władzy, wyśmiewali pompatyczny styl oficjalnych akademii i przemówień, komentowali aktualne problemy, łącząc satyrę polityczną z liryką. Sami siebie nazywali gazetą teatralną.

- Mówiło się, że trzeba iść do STS, żeby się dowiedzieć, co się w Polsce dzieje, bo program w STS powstawał z dyskusji o świecie - opowiada Lech Śliwonik. - Twórcy kabaretu potrafili poświecić miesiąc na takie rozmowy. Dopiero później Agnieszka Osiecka pisała o tym piosenkę albo Andrzej Jarecki lirykę obywatelską. Tekściarze STS potrafili dopisać coś do scenariusza godzinę przed spektaklem, teksty były świeże, prosto spod pióra.

Prof. Śliwonik widzi tu podobieństwo do najnowszego literackiego kabaretu warszawskiego Pożar w Burdelu. - Myślę, że Michał Walczak pracuje podobnie - mówi. - Pożar w Burdelu przypomina też STS w kontakcie z publicznością, którą zaczepia, prowokuje, bombarduje newsami. Ale czy przejdzie do historii?

Z tysięcy tekstów STS oprócz piosenek kultowe stały się złote myśli: "Mnie nie jest wszystko jedno" (Andrzej Jarecki), "Myślenie ma kolosalną przyszłość" (Jerzy Markuszewski), "Żryj szybciej, bo zdrożeje" (Kazimiera Utrata).

W STS teksty pisali m.in. Jarosław Abramow i Stanisław Tym. Muzykę - Marek Lusztig, Abramow i Edward Pałłasz. Przez kilkanaście lat działalności STS dal 3210 przedstawień, do których muzykę i teksty napisało prawie 150 osób. W spektaklach zagrało ponad 200 aktorów.

- Choć aktorstwo nie było tam najważniejsze - podkreśla prof. Śliwonik. W większości byli to amatorzy, którzy osiągnęli czasem piękne rezultaty. Ich styl Andrzej Wirth nazwał "graniem z papierosem w ustach". - Bo aktor może albo nadegrać, albo nie dograć. No to oni nie dogrywali. To była troszkę taka poza "na Bogarta" - dodaje prof. Śliwonik. W spektaklach grali m.in. Ryszard Pracz, Kazimiera Utrata, Krystyna Sienkiewicz i studenci szkoły teatralnej: Zbigniew Zapasiewicz, Elżbieta Czyżewska. Aktorzy STS wypracowali własny język. Jeżeli aktor wznosił oczy ku górze i mówił: "oni", to wiadomo było, że chodzi o Komitet Centralny. Na każdym przedstawieniu był cenzor, ale cenzurowano słowa, nie gesty.

Dziś trudno sobie wyobrazić tego "ducha STS" - prowokacji, aluzji, ironii. I trudno sobie wyobrazić, że grupa studentów przez miesiąc rozmawia o Polsce, a później pisze o tym piosenki najwyższej literackiej próby. - Teraz trudno się młodym skupić na teatrze, poświęcić na niego czas, na znalezienie tej niezbędnej komitywy - opowiada Lech Śliwonik. - Wtedy studiowało się nawet osiem, dziewięć lat, był czas na teatr. Teraz moi studenci już na drugim, trzecim roku łapią pracę. Kiedyś nie było pracy, to nie było. Jakaś się w końcu znalazła. Prowadzę zajęcia z teatru studenckiego, ludowego, dziecięcego. Studenci potem wybierają, z czego chcą zdawać egzamin, i okazuje się, że połowa wybiera właśnie teatr studencki. Pytam: dlaczego? I widzę, że jest w nich tęsknota za wspólnotą, środowiskiem, grupowym działaniem jak w STS. Jest w nich tęsknota za wspólnotą zespołu, ale też wspólnotą z publicznością. Żeby publiczność oddychała w tym samym rytmie, co zespół - mówi profesor.

Dziś STS-iacy i sympatycy kabaretu spotykają się o godz. 17 w Muzeum Literatury, żeby jak co roku powspominać. Jak co roku organizatorem jest Henryk Malecha, jeden ze współtwórców STS, aktor, reżyser i - jak mówią o nim STS-iacy - "warszawski Piotr Skrzynecki". To on prowokuje do corocznych spotkań 13 marca, urządza swoje styczniowe imieniny, obchodzone w kabareciarskim stylu.

- Z okazji moich imienin urządziliśmy na przykład "Pożegnanie z wyglądem". Były też programy pt. "Kabaret stypendystek ZUS-u" czy "Opowiedz mi o swoich chorobach" - mówi Henryk Malecha. A po chwili dodaje: - W sumie to wstyd obchodzić 60-lecie! Dziś wieczorem tradycyjnie będzie program artystyczny, wystawa zdjęć i eksponatów. A w krótkiej etiudzie filmowej Agnieszki Osieckiej będzie papieros jak z Bogarta, "Kochankowie z ulicy Kamiennej" i parę kolegów, o których STS-iacy wciąż pamiętają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji