Artykuły

Podjąłem temat Smoleńska z pozycji profana

- W związku z tą całą sprawą nasuwa mi się jedno pytanie: jak to się dzieje, że rzekomo znieważonego honoru i godności broni się u nas przy pomocy gówna i smrodu? Chcę zrobić też spektakl o micie powstania wielkopolskiego. Podejrzewam, że i to wywoła jakiś dziki skandal. Trudno - mówi Lech Raczak, reżyser "Spisku smoleńskiego", w rozmowie z Martą Kaźmierską z Gazety Wyborczej - Poznań.

Marta Kaźmierska: Złożono na pana doniesienie do prokuratury za "Spisek smoleński" - spektakl, który wyreżyserował pan ze swoim nowym zespołem Trzeci Teatr. Oskarżają pana, że kpi z ofiar katastrofy. Przeciwnicy zorganizowali pikietę przed salą, w której graliście, obrzucono pana wyzwiskami. Spodziewał się pan takich reakcji?

Lech Raczak, reżyser: Spodziewałem się, że ten spektakl wywoła reakcje, ale nie myślałem, że aż tak ostre sprzeciwy. One są czysto ideologiczne - zarówno demonstracje w Poznaniu, jak i różnego rodzaju publikacje na forach internetowych czy łamach gazet to w większości wypowiedzi osób, które tego spektaklu nie widziały, tylko czerpią informacje z drugiej ręki.

Przejrzałem parę prawicowych internetowych forów, poczytałem trochę "Gazetę Polską" i portal Niezalezna.pl i byłem poruszony ostrością ataków na mnie. Powtórzmy - ataków ze strony ludzi, którzy nie wiedzieli, o czym jest spektakl. Niektórzy z nich otwarcie przyznają, że ich teatr nie obchodzi. Ale zabierają głos w przekonaniu, że na scenie dokonała się jakaś dzika orgia bezczeszczenia prezydenta Kaczyńskiego i 95 pozostałych osób, które zginęły w samolocie lecącym do Smoleńska.

W związku z tą całą sprawą nasuwa mi się jedno pytanie: jak to się dzieje, że rzekomo znieważonego honoru i godności broni się u nas przy pomocy gówna i smrodu? To jest zestawienie przynajmniej groteskowe. I ono dotyczy nie tylko mnie.

Jest w Polsce coś takiego jak "głos ludu" przeciwko artystom i sztuce w ogóle. Zaczyna się od jakiegoś spektaklu, który odbył się gdzieś tam w dalekim Poznaniu, powstaje ruch oporu, te głosy się napędzają i na końcu pojawia się pytanie: po co nam w ogóle artyści? Przecież wszystko to sprzedajne szmaty, nie ma co się nimi zajmować, w wagony i na Sybir - to chyba dość częste marzenie niektórych.

Rozumiem ideę wolności słowa. Ale myślę, że jeśli istnieje piekło, to ono jest pełne nienawiści podobnej do tej, jaką wyrażają publicyści i komentatorzy "Gazety Polskiej". Teraz mnie kusi, żeby do spektaklu dorobić jedną scenę - opartą w całości na tekstach zbudowanych z głosów, które są skierowane przeciwko temu spektaklowi i mnie.

Musiał pan sobie zdawać sprawę, że spektakl niektórych zaboli. I cały ten wrzask też był do przewidzenia w kontekście emocji, jakie wywołuje katastrofa smoleńska. Środowisko wyznawców spiskowych teorii istnieje nie od dziś.

- Tylko że oni nie chodzą do teatru. Dlaczego miałoby to ich zaboleć?

Parę osób spektakl jednak widziało.

- Jeden z recenzentów rozmawiał ze mną przez chwilę po premierze. Miał pretensję o jedną ze scen - dobijanie ofiar wypadku. Ja mu tłumaczyłem, że to jest scena, która nawiązuje do mitu o tym, że parę osób zostało zamordowanych przez Rosjan już po katastrofie. To scena w pełni fantazyjna, wyobrażona, choć oparta na jednej z istniejących teorii spiskowych.

Zgodził się ze mną. A potem napisał, że to jest scena poszukiwania ciał na pobojowisku wokół wraku. Czyli świadomie nakłamał, bo to są dwie zupełnie różne sprawy. Zrobił to ze złej woli.

Chciał pan wywołać burzę? Czy wolałby pan raczej zobaczyć swoją publiczność zjednoczoną?

- Nie po to robię spektakle, by jednoczyć publiczność. Wiedziałem, że to przedstawienie wywoła kontrowersje. Ale chyba jednak nie przeczuwałem, że osiągną one taki poziom napięcia i złości. To jest dla mnie pewnego rodzaju zaskoczenie.

Naprawdę to pana zaskoczyło?

- W końcu to jest teatr. Przedstawienie jednorazowo może obejrzeć mniej więcej setka ludzi, więc nie jest to widowisko masowe. A czytając prawicowe fora, można odnieść takie wrażenie. Komentatorzy - jak nietrudno się zorientować z nicków czy innych elementów rzeczywistości, na które się powołują - są z reguły z Podkarpacia i wschodniej Polski. Więc dość daleko od miejsca, w którym dzieje się przedstawienie. I tak ja mówiłem - mało kto z nich pewnie zetknął się z tym przedstawieniem na żywo.

Podjąłby się pan tego tematu jeszcze raz?

- Oczywiście, że tak! Ta reakcja wskazuje na to, że nie można oddawać żadnego problemu w ręce tylko jednej strony, która zrobi z tego pozytywny lub negatywny mit. Te historie, które potencjalnie są mitotwórcze, powinny być oglądane z różnych stron, różnych pozycji. Z różnej wysokości. I to jest konieczne, bo inaczej nie ma społecznej dyskusji. A sztuka w niektórych społecznych dyskusjach powinna uczestniczyć. Więc to akurat zupełnie by mnie nie powstrzymało.

A z czysto ludzkiego punktu widzenia - czy to, co wylało się teraz na internetowe fora, jest w stanie dotknąć tak doświadczonego reżysera? W końcu spektakle, które tworzył pan w latach 70. czy 80. - jeszcze z Teatrem Ósmego Dnia - też były szykanowane, opluwane czy nawet objęte zakazem grania. Można się przyzwyczaić?

- Z czysto ludzkiego punktu widzenia to zawsze boli. Ale ci, którzy mnie znieważają, to są jednak ludzie mi dalecy i obcy. Widzę, ile ich dzieli ode mnie, w związku z tym specjalnie się tym nie przejmuję.

Najbardziej chyba zaskoczyły mnie podejrzenia, że w poprzednim ustroju współpracowałem z władzą, że trzeba zbadać moje pochodzenie i powiązania z bolszewickimi strukturami. To mnie naprawdę zabolało. Bo mnie, cholera, ten poprzedni ustrój w podobny sposób zniszczył część młodości.

"Spisek smoleński" to pierwszy spektakl, który zrobił pan ze swoją nową grupą Trzeci Teatr. Dlaczego zaczął pan od tego?

- Robię sztukę wtedy, kiedy odczuwam, że ona ma społeczny sens i wywoła jakiś oddźwięk. Mogłem zacząć od czegoś innego, mam na przykład przetłumaczone przed laty "Misterium Buffo" Daria Fo, o Jezusie Chrystusie i Kościele. To bardzo piękny tekst i ja go na pewno zrealizuję. Ale jestem pewien, że pewni ortodoksyjni katolicy znowu będą usiłowali robić awanturę, że jestem bluźniercą, choć ten tekst był wystawiany na całym świecie i dołożył się do Nobla dla Daria Fo.

Mam też zamiar zrobić przedstawienie o powiązaniach między artystami, sztuką a lewicowymi utopiami ideologicznymi. Między trockizmem a sztuką. I pewnie znowu wywoła to oburzenie prawicowej prasy - tym razem dlatego, że grzebię się w jakichś lewicowych utopiach i że zbrodniarz będzie moim bohaterem. Bo Trocki był zbrodniarzem - i tego nie będę ukrywał. Ale miał równocześnie siły uwodzicielskie - i o tym też trzeba powiedzieć. Więc to pewnie wywoła zarzuty, że uprawiam lewicową propagandę, a tymczasem zrobię ten spektakl z odwrotnym założeniem.

Chcę zrobić też spektakl o micie powstania wielkopolskiego. Podejrzewam, że i to wywoła jakiś dziki skandal.

Trudno. Mnie nie interesują rzeczy, które nie mają w sobie napięcia. Więc pewnie będę się narażał na taki opór zawsze.

Przy "Misterium Buffo" dostanie mi się już za samo brzmienie tytułu, choć samego tekstu pewnie nikt nie czytał, bo on nie został dotąd przetłumaczony na język polski.

Spektaklu w całości poświęconego spiskowym teoriom na temat katastrofy smoleńskiej do tej pory nie było.

- Też mnie to zadziwiło. Przez cztery lata w sztuce nie pojawiła się potrzeba refleksji czy prowokacji na ten temat. Pojawiały się w różnych przedstawieniach jakieś aluzje, na ogół złośliwe, nie wzbudziło to jednak większego poruszenia. A tutaj wzbudziło, pewnie dlatego, że naruszyło pewnego rodzaju monopol. Okazało się, że istnieje takie oczekiwanie, że ktoś, kto ma inne poglądy, nie będzie się z nimi zdradzał. Tymczasem nastąpiło złamanie tego niepisanego układu. I stąd ta awantura - nie o zawartość spektaklu, tylko o to, że podjęto temat z pozycji profana. Laika, niewierzącego w religię smoleńską.

Wspominał pan przed premierą, że dobrze pamięta tamten kwiecień. I że to, co się stało, bardzo pana poruszyło.

- Bo tak było! Wszystkich chyba uderzył wtedy związek Smoleńska z Katyniem. Ten nieszczęsny węzeł śmierci, tragiczny splot losu, złośliwy chichot historii. To się naprawdę stało.

Ale to, co nastąpiło potem, było nie do pomyślenia. To poszukiwanie winnych do ukarania i unicestwienia wśród ludzi, którzy żyją na tej samej ziemi obok, którzy też - choć być może inaczej - przeżywali tę katastrofę. Polowanie na czarownice.

W moim spektaklu powtarzam tezy teorii spiskowych. I jeżeli ktoś mógłby się poczuć tym spektaklem urażony, to tak naprawdę ci, których dotyczą hasła wygłaszane przez prawą stronę. Na przykład premier Donald Tusk, o którym mówi się, że ma krew na rękach, czy prezydent Bronisław Komorowski, którego zwolennicy teorii spiskowej określają mianem "Komoruski". Obrażeni spektaklem powinni czuć się ci wszyscy, których oskarża się o udział w spisku przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu i innym osobom, które leciały 10 kwietnia do Smoleńska.

W tym samolocie było mnóstwo działaczy lewicy. Byli też przedstawiciele Platformy Obywatelskiej. Więc jeśli teraz mówi się, że ten samolot był wypełniony przeciwnikami obecnego rządu, to jest to jakiś absurd.

Premiera "Spisku" zbiegła się w czasie z wydarzeniami w Kijowie i na Krymie. Nie uderzyło to pana?

- Spektakl, który zrobiłem, nie zajmuje się prezentowaniem niespiskowych teorii. On prezentuje tylko te spiskowe. Tam nie ma żadnej próby odwołania się do ustaleń komisji Millera. Opowiadam o totalnym spisku, właśnie w ramach ostrzeżenia: "nie postrzegajmy świata jako spisku, bo z tego świata nic nie zrozumiemy".

To, co się dzieje na Krymie, to nie jest żaden spisek, tylko jawna agresja. Że pewnie przygotowywana latami - to rzecz inna. Ale to na pewno nie jest międzynarodowy spisek przeciwko Ukrainie, tylko jednostronna i jawna agresja Rosji. Nie należy mylić takich prostych pojęć. Można by powiedzieć: jeśli Putin atakuje Krym, to pewnie ma przyzwolenie polskiego rządu. Otóż nie ma. To widać. I w żaden sposób ten fakt nie wiąże się z katastrofą smoleńską.

Rosja dla Polaków zawsze będzie tajemnicza, niezrozumiała i niebezpieczna. Ale jednocześnie ta sama Rosja wyprodukowała najlepszą literaturę.

Współczesna Rosja ma wiele twarzy - i o tym też jest ten spektakl. Opowiada pan o jakimś fatum, które każe nam patrzeć na siebie podejrzliwie, mówić wciąż o kibitkach i rozbiorach. Tymczasem wielu Rosjan nie chce dziś jakiejkolwiek interwencji zbrojnej.

- W spektaklu jest taki fragment, który nawiązuje do doniesień, które pojawiły się zaraz po katastrofie. Jeden z rosyjskich kontrolerów, ten, który zajmował się bezpośrednio naszym samolotem, starał się przez cały czas przekonać Polaków, żeby nie lądowali. Ostrzegał, że jest dużo gorzej, niż im się wydaje.

Ale nie tylko o Rosjanach opowiadamy na scenie. Po tym spektaklu powinni się tak naprawdę oburzyć także Żydzi, bo kończę absurdalną konkluzją, że spisek tak naprawdę zorganizował Izrael. Tymczasem na jednym z prawicowych forów przeczytałem, że sam działam w imieniu państwa Izrael. Na innym - że artyści powinni skończyć na Majdanku...

Kiedy dowiedziałem się, że przed jednym z kolejnych spektakli, już po premierze ma się odbyć demonstracja, nie było mnie już w Polsce. Ale wsiadłem w samolot i przyleciałem do Poznania, bo nie chciałem zostawić aktorów samych z tym wszystkim. Okazało się, że moja obecność nie była właściwie konieczna.

Przyleciał pan - i co zobaczył?

- Grupkę ludzi z transparentem, oskarżających o morderstwo aktualnych polskich polityków. I do tej pory się zastanawiam: jak to jest, że nikt, żaden prokurator się tego nie czepia? Jestem przekonany, że gdyby w Poznaniu w podobny sposób zachowali się anarchiści, policja urządziłabym im pranie i gazowanie.

Przychodzą jacyś ludzie, żeby obrazić innych ludzi. I zarzucają mi, że ja obrażam. Te dwie miary, dwa zupełnie różne oglądy świata w jednej głowie - to jest naprawdę zadziwiające.

***

W środę, już po rozmowie, dostaliśmy od Lecha Raczaka maila:

"Dostałem właśnie wiadomość, że Minister Zdrojewski (którego nie prosiłem o dofinansowanie Spisku smoleńskiego i który wbrew sugestiom moich ideowych przeciwników żadnej dotacji na ten spektakl nie dał) odrzucił mój wniosek o dofinansowanie następnego przedstawienia projektu Orbis Tertius Trzeci Teatr. Jest to dla mnie dość bolesne, bo spektakl ten miał zamykać 50-lecie mojej teatralnej aktywności (3 grudnia upływa 50 lat od pierwszej premiery Teatru Ósmego Dnia, którego byłem współzałożycielem, a później przez prawie 30 lat reżyserem i kierownikiem artystycznym; w obchodach dzisiejszych "Ósemek" nie zamierzam uczestniczyć).

Mam nadzieję, że to nie wzniecony na prawicy politycznej wrzask (o którym rozmawialiśmy) jest powodem tej decyzji".

O czym mówi "Spisek smoleński"

W "Spisku smoleńskim" Lech Raczak razem z aktorami założonego niedawno projektu Trzeci Teatr opowiada o zespole aktorów, którzy zawiązują konspiracyjną grupę teatralną i przygotowują przedstawienie o spisku, który 10 kwietnia 2010 r. doprowadził do katastrofy prezydenckiego tupolewa z 96 osobami na pokładzie.

Rzeczywiste zbiorowe obsesje - legendy o rzekomym dobijaniu rannych tuż po katastrofie, o sztucznej mgle rozpylanej przez Rosjan, o zmowie między Tuskiem i Putinem - przybierają na scenie postać namacalną. Są tu i knujący Rosjanie w czapach-uszankach z czerwoną gwiazdą, i fałszywe radiolatarnie naprowadzające samolot poza pas startowy, jest Antygona z bombą w gaśnicy i teoria, że na pokładzie doszło do wybuchu.

Ale są też białe i czerwone znicze, które palą się cicho na stołach przez cały spektakl. Jest poruszający fragment, w którym siedzący na stołach aktorzy opadają na krzesła niczym pasażerowie wciskani w siedzenia podczas startu samolotu, podczas gdy z głośników sączy się niepokojący świst włączanego silnika. I fragment, w którym żona przygotowuje przed wyjazdem ubrania dla swojego męża.

Spektakl zebrał wiele pozytywnych recenzji. Ale nie spodobał się recenzentom prawicowych mediów i wywołał protesty związanych z nimi środowisk. Przed jednym z pokazów na ulicy przed klubem Pod Minogą, gdzie odbywał się spektakl, protestowali członkowie Związku Patriotycznego w Poznaniu. Przyszli z transparentem, na którym obok nazwisk Władimira Putina, Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego czy Radosława Sikorskiego można było zobaczyć czerwone plamy przypominające krew.

Na Lecha Raczaka złożono doniesienie do prokuratury. Jego autorem jest Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą. "Ohydne widowisko" - napisał o dziele Raczaka w rozesłanym do mediów liście. I dowodził, że spektakl Trzeciego Teatru jest kpiną z ofiar katastrofy w Smoleńsku.

Spektakl "Spisek smoleński" miał premierę 26 lutego, potem został pokazany jeszcze trzykrotnie. Artyści planują go zagrać jeszcze 8 i 9 kwietnia.

Lech Raczak

Rocznik 1946. Reżyser, dramaturg, autor scenariuszy teatralnych, absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Poznańskiego. Był (obok m.in. Stanisława Barańczaka) jednym z założycieli legendarnego Teatru Ósmego Dnia, który powstał jako teatr studencki w 1964 r. i szybko stał się jednym z najważniejszych teatrów kontestujących PRL-owską rzeczywistość. W latach 70. i 80. Lech Raczak był kierownikiem artystycznym i reżyserem wszystkich przedstawień zespołu.

Rozstał się z nim na początku lat 90. W 1993 r. został dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta i pełnił tę funkcję przez dwadzieścia lat. Od lat współpracuje jako reżyser z niezależnymi zespołami w Polsce i we Włoszech, oraz z teatrami dramatycznymi (m.in. z Teatrem Studio w Warszawie i Teatrem Heleny Modrzejewskiej w Legnicy). Zrealizował ponad 50 przedstawień.

Założona przez niego niedawno fundacja Orbis Tertius i grupa Trzeci Teatr przez najbliższe trzy lata zrealizuje w Poznaniu osiem projektów, na które otrzymała miejskie dofinansowanie w wysokości 800 tys. zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji