Artykuły

Brzdynio wysiaduje opowieść

"Ósmy dzień tygodnia" w reż. Armina Petrasa w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

"No, niech Brzdynio opowiada. Niech Brzdynio się nie wstydzi. Niech opowiada o tym, jak pił herbatę z mlekiem u pasierba drugiej żony Wagnera w obecności króla włoskiego Emanuela... przeklęci gawędziarze. Czkawka teraźniejszości". Tadeusz Różewicz "Stara kobieta wysiaduje".

Brzdynio wysiadywał dniami i nocami. Nie jadł, nie pił, nie spał, jeno dumał o dziurawiącym teraźniejszy świat szpikulcu istnienia. Brzdynio wysiadywał dzielnie, wysiadywał jak diabli, wysiadywał aż do omdlenia. A gdy wybiła godzina pokazania jaja - w Narodowym Starym Teatrze pokazał niesłychanie teraźniejszą wersję "Ósmego dnia tygodnia" Marka Hłaski - wersję czołganą.

Mógłbym o scenicznym jaju Brzdynia rzec perwersja chodnikowa, futrzana, sędziowska, dziewicza, a nawet per mordercza wersja "wiecznie płaski uśmieszek tragiczki Ojrzyńskiej Marty". Tak, mógłbym, bo to wszystko u Brzdynia jest. Ale wybieram czołganie. Oto bowiem u Brzdynia stara matka, czyli gruntownie wypoziomowana aktorka Grochal Aldona, nie dość, że w drgawki popada, to i czołga się przez scenę zawaloną starymi liśćmi. Czołga się i czołga, lecz nigdzie, bidula, doczołgać się nie może. I jest to tak wstrząsający trud, że człowiek na to patrzący za wieszczem wyszeptuje znaną frazę "Stepów alwerniańskich": "Kędy Aldona śliską piersią dotyka się kompostu". Póki co, czołgajmy się dalej. Nikt nie woła...

Jajo wstrząsającego czołgania nie jest jedynym wysiedzianym jajem, ale już teraz pojąć trzeba, że wszystkie jaja wedle tej samej zasady u Brzdynia funkcjonują. Otóż - czołganie się starej matki po suchym kompoście jest wstrząsające, gdyż to znak przekłuwającego starą matkę bolesnego szpikulca istnienia w dzisiejszym, rzecz jasna: nieczułym a-fe-świecie teraźniejszym.

Obok starej matki czołgającej się jest jej syn, co pije i taszczy cementową płytę. Urżnięte chłopię z chodnikiem pod pachą - znak, że szpikulec istnienia nie tylko bolesny, ale i ciężki jest. Dalej - córka starej matki czołgającej się, córka, co by cnotę stracić chciała. Ból jej istnienia w tym, że chęć jest, jest i, że tak powiem, szpikulec, ale nie ma gdzie dojść do porozumienia. No i mamy młodzieńca z żółtą gerberą w garści. Jego ból istnienia jest bliski, bardzo bliski bólowi istnienia córki.(Chyba się rozumiemy?)

Słowem, wysiadywanie Brzdynia ułożyło się w logiczną całość - Hłasko Brzdynia to wstrząsające jajo o problemach współczesnych rodzin przez los pokaranych, ale jakże czułych. Niechaj więc, widzu, serce ci drgnie i rozerwie skorupę twej obojętności! Pomóż córce starej matki czołgającej się, pomóż młodzieńcowi z żółtą gerberą w garści - klucze do chałupy swej im wręcz! Zaś starej matce czołgającej się - pomóż wstać! Zrób tak, a lizaka dostaniesz!...

Czy to czegoś nie przypomina? To robienie z autora idioty, by być reżyserem społecznie pilnym? Cały dalszy zestaw ludzkich łajz Brzdynia - kurdupel w marynarce i w spodniach od pidżamy, Ojrzyńska, która jest litym zdumieniem Melpomeny, kelner z pluszowym misiem na wysokości przyrodzenia swego i w futrach trapera z Klondike, mętny ojciec z sędziowskim gwizdkiem w zębach? Co oni przywodzą na myśl?

A ten inscenizacyjny bałagan, godzien wysypiska śmieci w Delhi? Ci aktorzy (nie licząc Wysockiej) - wymienieni plus Łukowski, Zarzecki, Rozmus, Kuśmider, Nawojczyk - wiecznie utytłani w nowoczesnych, niezniszczalnych nieudolnościach swych? Wreszcie wyświetlane na ścianie filmy i muzyczka odsyłająca do kwiatów, co opadły z dzieci epoki "dzieci kwiatów"? No, gdzie jesteśmy?

Tak, w sednie teraźniejszego polskiego teatru jesteśmy, w tej smucie, czynionej przez młodych Polaków, albo i nie-Polaków. Zasada tego teatru to - mysia uniformizacja. Kto wyreżyserował najświeższą "bryndzę" w Starym? Borczuch, Klata, czy Olsten? I co to było właściwie? Hłasko, Słowacki, Krasiński, Szekspir, Odija? Otóż - obojętne. Obojętne, bo i tak - NIE ODRÓŻNISZ! Wszyscy z tego plemienia - w teatrze wszystko robią na jedno fatalne kopyto myślowe i estetyczne. Wszędzie te same kolory, rytmy, mruczenia pod nosami i "luźne kalafiory" aktorstwa. I wszędzie te same łajzy ludzkie po scenach się snują, żądając, bym im współczuł i lizaka wygrał.

Co komu da, jak powiem, że najświeższe jajo w Starym wysiedział akurat Petras Armin? Nic nikomu. Oni - synkowie i córy teraźniejszości - nie mają twarzy, nie mają osobowości. Nie umieją opowiadać. Oni tylko umieją wysiadywać aktualności, więc cokolwiek na warsztat, czyli na brak warsztatu biorą, w sumie zawsze wysiadują jajo wciąż to samo - przechodnie jajo teraźniejszości.

Reżyserzy bez właściwości. Magma, gdzie Hłasko miesza się z Szekspirem, "Fantazy" z Irakiem, a dykcja z szemranym lepieniem kluch pod nosem. Nowocześni! Nie ma ich. Jest tylko ów gawędziarz Brzdynio - golem przechodni, żałosny nasz teatralny wkład w rozwój sztuki klonowania. I, rzecz jasna, na Brzdynia reżyserii z zachwytem patrzy i bębenka mu podbija Brzdynio recenzencki, Brzdynio usypujący swe sterty liter w "Przekroju", "Tygodniku Powszechnym", "Wyborczej" i "Notatniku Teatralnym". Po prostu - lubi Brzdynio Brzdynia!

Brzdynio Brzdynia łechce. Ciekaw jestem, co też wyjdzie z tych igrców. Tymczasem - czkawka teraźniejszości wzmaga się raźno, więc pustka "Ósmego dnia tygodnia" w Starym cieszy plemię Brzdyniów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji