Artykuły

Powrót bigamisty

"Mayday 2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Przygody filmowe w częściach wszelakich to nie nowość. W teatrze zjawisko rzadkie, choć niewykluczone. Sceniczny sequel najpopularniejszej farsy Raya Cooneya od tygodnia w Teatrze Śląskim. "Mayday 2" - ostatnie starcie bigamisty.

Trudno sobie wyobrazić, że może być jeszcze ktoś na Śląsku, kto nie widział choć raz zmagań taksówkarza Johna Smitha z dwójką jego żon. "Mayday" ("Run for your wife" napisane w 1983 roku) nieprzerwanie od ponad dwunastu lat pojawia się na afiszu Teatru Śląskiego. Skuszony powodzeniem farsy na scenach świata, Ray Cooney w 2001 roku dopisał część dalszą losów rodziny Smith, poszerzając szacowne grono o dwójkę nastoletnich dzieci. Cały ambaras w tym, że osiemnastoletni Vici i Gavin umawiają się na randkę, nie wiedząc, iż ich pokrewieństwo jest wyjątkowo bliskie.

Jeżeli oddać honor królowej nauk - matematyce - to statystycznie liczba scenicznych żartów, a co za tym idzie - ilość wywołanego u publiczności śmiechu zdecydowanie wypada na korzyść części pierwszej. Tym niemniej "Mayday 2" to gwarantowana pyszna zabawa.

W zasadzie przy tej realizacji o niepowodzeniu nie mogło być mowy. Po pierwsze: dzięki doświadczonemu w farsie Marcinowi Sławińskiemu ("Mayday 2" realizował we wrocławskim teatrze Komedia oraz krakowskiej Bagateli). Po drugie: bigamistyczna intryga z wątkiem kazirodczym to kolejny samograj Cooneya (niezależnie od wykonania widownia skazana jest na uśmiech). Zaś po trzecie: im wykonanie lepsze, tym jest zabawniej, co niewątpliwie ma miejsce na Dużej Scenie.

Przyzwyczajonych do dramatycznych ról kobiet na krawędzi Violetty Smolińskiej mile zaskoczy Barbara w jej wykonaniu: świetnie wypadła jako uwodząca kochanka w czerwonych pantoflach i wyjątkowo wdzięczna rozmówczyni telefoniczna (jej "halooo" na długo pozostaje w męskiej wyobraźni...). Kolejną farsową perełką jest Gardner Senior Jerzego Głybina - zadziorny staruszek ze szwankującą pamięcią dominuje w akcie drugim, pozostawiając w cieniu wszystkich młodszych od siebie. Jak widać, aktorski temperament nie jest zależny od wieku. Skazany na rolę Stanleya Andrzej Warcaba kontynuuje "Mayday" w iście sportowym stylu, z koszulką lidera biegając naprzemiennie od drzwi do drzwi. Daje z siebie wszystko, zarówno w marnym opowiadaniu dowcipów, jak i niedorzecznych kłamstwach, byle tylko prawda nie wyszła na jaw.

Miało być śmiesznie i było. Wszystko wskazuje na to, że kolejne setki widzów przez kolejnych dwanaście lat będą oglądać Smithów na scenie Śląskiego niczym ulubiony odcinek kultowego serialu. Pozostaje oczekiwanie na część trzecią, choć sądząc po przewrotnym zakończeniu, którego zdradzać nie wypada, trudno będzie kontynuować bigamistyczny wątek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji