Między Radiem Maryja a Radiostacją
O polskim fanatyzmie religijnym, naszym stosunku do wiary, świata i Kościoła opowiada najnowszy spektakl "Lochy Watykanu'' (oparty na powieści Andre Gide'a), którego premierę zobaczymy dziś na deskach Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Reżyseruje Jan Klata.
Małgorzata Matuszewska: Dotyka Pan najbardziej delikatnej polskiej nuty - naszej religijności. Czy, mając w pamięci sprawę plastyczki Doroty Nieznalskiej, której praca przedstawiająca męskie genitalia na krzyżu doprowadziła ją przed sąd, po "Lochach Watykanu" możemy spodziewać się skandalu?
Jan Klata: Nie mam nic wspólnego z Dorotą Nieznalską.
Tytuł "Lochy Watykanu" kojarzy się z okowami, z ograniczeniami, w których żyją ludzie. Jakie to ograniczenia dla współczesnych Polaków?
Fanatyzm. Staram się dociec, co może wyniknąć ze starcia poglądów współczesnych mieszkańców Polski. Żyją na różnych biegunach, a te bieguny to z jednej strony Radio Maryja, z drugiej zaś Radiostacja. Radia Maryja słuchają ludzie prości, ocierający się o fanatyzm religijny. Radiostacji - młodzi, którzy dzielą świat na ładnych i brzydkich, biednych i bogatych, i jednoznacznie opowiadają się po stronie przyjemności. Słuchaczy obu stacji absolutnie nic nie łączy, ale jedni i drudzy są poddawani manipulacjom.
Słuchacze Radia Maryja, jak rozumiem, są manipulowani przez ojca Rydzyka. A słuchacze Radiostacji - przez kogo?
Przez popkulturę, która zastępuje pojęcia: dobro i zło pojęciami: przyjemność - brak przyjemności, bogactwo - bieda, brzydota - uroda.
To znaczy, że nie ma tu miejsca na wartości?
Nie ma miejsca na wartości chrześcijańskie. To świat postchrześcijański, mentalnie migotliwy. Młode pokolenie porozumiewa się ze sobą całkiem innym kodem kulturowym niż ich ojcowie. Wychowali się na Nirvanie, Franku Zappie, Patti Smith, która śpiewa "Chrystus umarł za czyjeś grzechy, ale nie za moje". Obok nich żyją ludzie, dla których największym autorytetem jest ojciec dyrektor. Nawet Papież staje się znakiem popkultury.
To znaczy?
Kiedyś obserwowałem pielgrzymów idących na spotkanie z Janem Pawłem II. Wszyscy trzymali w rękach baloniki z jego wizerunkiem. I zamilkli na widok dziecka, które niosło taki sam balonik jak ich, ale z podobizną Myszki Miki. Czy to nie znak popkultury?
Ponad 95 procent Polaków deklaruje katolicyzm, ale prawie nikt nie żyje według zasad dekalogu. Nie odkrywa Pan nic nowego.
Kiedy pani widziała ten spektakl?
Czy Pana przedstawienie jest antyklerykalne?
Nie zastanawiam się nad tym, nie myślę w takich kategoriach.
Jest Pan wierzący? Chodzi Pan do kościoła? Słucha Pan kazań?
Jestem wierzący. Chodzę do kościoła, uważam, że różaniec może odwrócić losy świata.
Czy według Pana księża mają dziś jeszcze wpływ na Polaków?
Na niektórych mają, na innych nie. Dobry albo zły.
Bohater "Lochów..." zabija pasażera, którego spotyka w przedziale kolejowym. Robi to bez powodu, a mnie opisywane przez Gide'a ok. 1914 roku zabójstwo kojarzy się z tymi, o których dziś
pisze się na pierwszych stronach gazet. Czy spektakl będzie publicystyczny?
Nie. Nie będzie ani publicystyki, ani kabaretu.
Jakie muzyczne utwory usłyszymy w "Lochach..."?
Rolling Stones, Iggy Pop, Kraftwerk, też religijna piosenka "Barka". Ale "ścieżka dźwiękowa" spektaklu to również inne dźwięki, np. strzałów.
Czy możemy spodziewać się demonstracji Ligi Polskich Rodzin pod teatrem?
Nie wiem. Nie sugeruje pani chyba, że robię spektakl, żeby wywołać demonstrację.