Artykuły

Perwersyjna pułapka

"Sofia de Magico" w reż. Łukasza Czuja w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.

Znakomita "Sofia de Magico" jest czymś innym niż to, czego się można po niej spodziewać. Zaproszeniem do chuligańskiej zabawy i wspólnego śnienia dziecięcych koszmarów. Nie ma drugiego takiego przedstawienia w Warszawie.

Niech was nie zwiedzie plakat do spektaklu. Widać na nim pastelowe, jeśli nie landrynkowe wizerunki Katarzyny Zielińskiej i Jolanty Fraszyńskiej, w różach, z idealnie wyretuszowanymi w Photoshopie twarzami, perfekcyjnie ułożonymi fryzurami. Zapowiadają wieczór przyjemny i kulturalny, łatwy i grzeczny, jak ulał dla dobrze ułożonych pensjonarek. Tymczasem na "Sofii de Magico" ewentualne prymuski z dobrych domów albo dostaną drgawek z obrzydzenia albo odkryją w sobie przemożną chęć do podpalenia lontu. Bo seans, który na zapleczu szacownej muzycznej sceny przygotował Łukasz Czuj, jest właśnie niczym innym jak tylko zdetonowaniem bomby. Wali się w gruzy tradycyjnie pojmowany musical. Wygrywają grzech, perwersja, dojmująca samotność oraz poczucie absurdu egzystencji nie do pokonania.

Po Łukaszu Czuju właśnie takiego przedstawienia można się jednak było spodziewać. Krakowski reżyser od zawsze zafascynowany jest wszystkim, co groteskowe i niepokorne - od twórczości rosyjskich Oberiutów aż do muzyki punk oraz pisarskiego dorobku Rolanda Topora. Francuski autor patronuje "Sofii de Magico", podobnie zresztą jak rumuńsko-szwajcarsko-niemiecka pisarka Agłaja Veteranyi. Od niej wziął Czuj historię tytułowej bohaterki, dorastającej w wędrownym cyrku i tam przechodzącej przyspieszony kurs bardzo smutnego, choć i cholernie zabawnego dojrzewania.

Sercem wieczoru w Romie są jednak songi grupy The Tiger Lillies. Ci, którzy znają to jedyne w swoim rodzaju trio, darzą je bezkrytycznym kultem, a lidera - śpiewającego przeszywającym falsetem Martyna Jacquesa - stawiają w jednym rzędzie z Nickiem Cave'em oraz Tomem Waitsem. W ich towarzystwie przedstawiał Jacquesa swojego czasu Marcin Przybylski w rewii "Moulin Noir" w warszawskim Teatrze Współczesnym. To również było świetne przedstawienie.

"Sofię de Magico" przygotował Czuj z tymi samymi współpracownikami, co swój poprzedni spektakl w Romie "Berlin, czwarta rano". Wtedy przenosił nas do niemieckiego kabaretu, tym razem znacznie utrudnił sobie zadanie. Przy Tiger Lillies taki na przykład Kurt Tucholsky, choć też niczego sobie, jest jednak twórcą łatwym do poskromienia. A tu opowieść o kobiecie, która pasjami lubi mordować kury, sąsiaduje z historią Janka masturbatora albo brzydkiego Józia. Tiger Lillies z perwersyjną przyjemnością nurzają się w tym, co najbrzydsze, najbardziej wulgarne, najbardziej pokracznie wykręcone. Zasługą Czuja, a także jego znakomitego tłumacza Michała Chludzińskiego, który utworom Jacquesa i spółki dał fenomenalne polskie teksty, jest dostrzeżenie, że pod zabawą można odnaleźć tu dużo więcej. Autentyczną rozpacz ukrytą pod szyderczym śmiechem, przeszywającą samotność w świecie pozbawionym sensu, resztki uczuć na zgliszczach rodzin i społeczeństw. Nie oznacza to oczywiście, że te gorzkie diagnozy zanadto ciążą nad widowiskiem. Nie, "Sofia de Magico" jest przede wszystkim upiornie śmieszną, perwersyjną grą. A jeśli można wyciągnąć z niej jeszcze więcej, to tylko dobrze dla widzów i zasługa autorów.

Aktorzy są pełnoprawnymi współtwórcami przedstawienia. Katarzyna Zielińska mogłaby odcinać kupony od swojej popularności, ale woli ryzykować. Grać wizerunkiem aktorskim, jak choćby w songu o straceńczej miłości do pewnej muchy, gdy trzeba eksponować własny seksapil. W dodatku bez niej - producentki całości - "Sofii de Magico" w Romie prawdopodobnie by nie było.

Klasą dla siebie jest bawiącą się muzyczną formą, rozkosznie zepsuta Jolanta Fraszyńska. "Jestem zła" - śpiewa, wyciągając frazy i zdaje się wtedy lepsza od samego Jacquesa. Ma przy tym idealne wyczucie groteski. Mistrzostwo świata.

Do tego fantastycznie zblazowany Mariusz Drężek oraz odważnie zrywający z musicalowym decorum Tomasz Steciuk. Wszyscy wchodzą w świat The Tiger Lillies i Łukasza Czuja bez zahamowań, na całego. Efektem jedyne takie przedstawienie, może nie tylko w Warszawie. Rzecz nie do przegapienia!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji