Artykuły

Rodzeństwo

Zaraz po premierze "Rodzeństwa" Thomasa Bernharda w jednej z recenzji przeczytałem, że Krystianowi Lupie chodzi w tym spektaklu

ni mniej, ni więcej tylko o kalesony. W oczach krytyka, a był nim nie byle kto, bo Paweł Głowacki, problem bielizny osobistej jednego z bohaterów urósł do rangi głównego problemu, któremu Bernhard poświęcił swój dramat, a Lupa swoje trzygodzinne przedstawienie. W związku z tym odkryciem Paweł Głowacki doszedł

do wniosku, że gra nie jest warta świeczki, czyli kalesonów, i dzieło zmiażdżył.

Taki punkt widzenia jest zrozumiały w kraju, który przez całe lata odziewał się w barchanowe majty produkcji chińskiej. Jeśli o mnie chodzi, w przeciwieństwie do Pawełka nie czuję zazdrości, widząc piękne, szwajcarskie kalesony, które przymierza w spektaklu Piotr Skiba, i na "Rodzeństwo", pokazane właśnie w teatrze Studio, ośmielam się spojrzeć z innej perspektywy niż perspektywa rozporka i troczków. Dla mnie ważniejsza jest perspektywa stołu, czyli filiżanek, talerzy, sosjerek, półmisków, kieliszków, słowem zastawy, którą posługują się, podziwiają i tłuką bohaterowie sztuki. Nie pierwszy raz w teatrze Krystiana Lupy akcja skupia się wokół tego mebla. Dodajmy: mieszczańskiego mebla, przy którym dary boże spożywa się z pełnym ceremoniałem: doprawianiem, polewaniem, wycieraniem, popijaniem itp. Problem polega na tym, że bohaterowie sztuki - dwie nieudane aktorki oraz pomylony filozof - już nie należą do świata, który siadywał przy tym stole. Ich portrety nie dołączą do galerii portretów poprzednich pokoleń, rozwieszonych na ścianach salonu. Siedzą za stołem, przedrzeźniając stare ceremonie, nerwowo dokładają mięsa, zapychają się pączkami, owijają się obrusem, tłuką porcelanę, przesuwają meble, odwracają obrazy. Już nie ma ich w starym świecie, a jeszcze nie znaleźli się w nowym. Przed stu laty pewien dramatopisarz napisał kilka sztuk, w których w zasadzie nie dzieje się nic specjalnego. Ktoś chce wyjechać do stolicy, ale mu się nie udaje, ktoś inny chce sprzedać dom, ale rezygnuje, ktoś upolował ptaka, komuś licytują majątek. Tam również stał stół i trwał nie kończący się posiłek, podczas którego przemijało życie. Nic mi jednak nie wiadomo o tym, aby ktokolwiek zarzucił Czechowowi, że konfitury z wiśni to nie jest temat dla teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji