Artykuły

Warto było wydać pieniądze na koncert Placido Domingo? Warto!

Zdecydowana większość publiczności na koncercie Plácido Domingo to nie były żadne "zblatowane elity", tylko zwykli ludzie. Tacy, dla których 200 zł na bilet to sporo pieniędzy. Zdecydowali się je wydać, bo chcieli usłyszeć na żywo sławnego tenora. A na koncert Domingo za granicą zwyczajnie nie byłoby ich stać - pisze Ludmiła Anannikova w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Koncert Dominga w Poznaniu to pomysł dyrektora Teatru Muzycznego Przemysława Kieliszewskiego. Wpadł na niego pół roku temu, kiedy wyznaczono datę kanonizacji papieża Jana Pawła II. Przekonał Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prywatnych sponsorów, w budżecie teatru zaoszczędził na dekoracjach do jednego ze spektakli. Porozumiał się z agencją Prestige, która wzięła na siebie ryzyko sprzedaży biletów. Te wszystkie działania dały w sumie prawie 2 mln zł. Wciąż brakowało 300 tys. zł. Poprosił o nie władze miasta, a radni zgodzili się, by do koncertu dołożyć 300 tys. zł przeznaczone na promocję otwarcia ICHOT-u.

Ta decyzja spotkała się z protestem części poznańskich środowisk artystycznych. Ich zdaniem miasto nie powinno dofinansowywać elitarnego koncertu, na który najtańszy bilet kosztuje 200 zł. W niedzielę przed wejściem na Targi, gdzie odbywał się koncert, grupa teatralna Circus Ferus zorganizowała wydarzenie "Podziwiamy elity". Kilka kolorowo ubranych osób wiwatowało na cześć gromadzącej się publiczności i wymachiwało sztucznymi kwiatami.

Elity to są w sektorach platynowym

Wchodząc na koncert, pokazałam ochroniarzowi dziennikarską akredytację. Zapytał mnie, czy wiem, o co chodzi protestującym. Odpowiedziałam. Zdziwił się: - Jakie elity? Elity to są w sektorach platynowym i złotym kilka pierwszych rzędów. Reszta to zwykli ludzie, przyszli tu dla muzyki - skomentował akcję jeden z ochroniarzy.

Rozglądam się: skromnie, ale gustownie ubrane emerytki, matki nastolatków w kwiecistych spódnicach, mężczyźni w dżinsach. Protestujących mijają z uśmiechem. Może dlatego, że nie czują się elitą, a może po prostu cieszą się z muzycznego święta, które ich za chwilę czeka. Widać, że zakup biletu musiał być dla nich sporym wydatkiem. Mimo to zdecydowali się na niego, bo była to jedyna okazja, by posłuchać na żywo tak wysokiej klasy muzyka. Nie pojechaliby na koncert Dominga za granicę, bo zwyczajnie nie byłoby ich na to stać.

To główny powód, dla którego na koncert Dominga warto było wydać miejskie pieniądze. Ale są też inne. Koncert Dominga był bardzo dobrym krokiem w promocji otwarcia ICHOT-u. Informacja, że maestro zwiedził nowo otwarte centrum, pojawiła się w większości recenzji koncertu w prasie papierowej, portalach internetowych, serwisach radiowych i telewizyjnych. O naszej nowej turystycznej atrakcji usłyszało także kilka tysięcy mieszkańców innych miast, którzy przyjechali do Poznania na koncert. Jestem również przekonana, że na zawsze zapamiętają hasło promocyjne ICHOT-u: "Tu zaczęła się Polska". Bowiem taki sam tytuł miał koncert.

Również sam Poznań, dzięki Plácido Domingo, nieźle wypromował się w ogólnopolskiej telewizji. Inne miasta, np. przy okazji sylwestra, płacą za transmisję grube miliony. Poznań dostał ją w prezencie. Koncertem udało się przypomnieć, że to właśnie w Poznaniu odbył się chrzest Polski, a także pokazać Teatr Muzyczny, który na koncercie reprezentowały chór i orkiestra. Wypadły naprawdę dobrze, choć na twarzach niektórych muzyków było widać niedowierzanie, że stoją na jednej scenie z Domingo.

Żałuję, że poskąpiłam na bilet

To pierwsza od lat, a być może w ogóle pierwsza tak udana promocja tej kulturalnej instytucji, i osobisty sukces kierującego nią od niedawna Kieliszewskiego. A także sygnał dla innych środowisk - wydarzenie artystyczne, na które udało się znaleźć wsparcie ministerstwa i sponsorów, może liczyć na dodatkowe środki z miasta, zwłaszcza jeśli mają one wynosić jedną dziewiątą całości kosztów.

I na koniec, a może i przede wszystkim - warto było dołożyć do koncertu, dla dobrej muzyki, której miało okazję posłuchać nie tylko 7 tys. osób zgromadzonych w Sali Ziemi, ale także telewidzowie w całym kraju. Szczęśliwie akurat na ten dzień wypadł mi dyżur redakcji. Tylko dzięki temu miałam okazję na własne uszy przekonać się, jak wysokiej klasy śpiewak zawitał do Poznania. Ale było też nieszczęście. Mogłam zobaczyć tylko pierwszą część koncertu, bo trzeba było wracać do redakcji. Drugą obejrzałam w telewizji.

Siedząc przed odbiornikiem, żałowałam dwóch rzeczy: że poskąpiłam 200 zł na bilet, choć dla mnie to również niemało, i że nie wzięłam tego dnia wolnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji