Artykuły

Inny punkt widzenia

Pozwólcie, Państwo, na parę słów komentarza do artykułu p. Romana Pawłowskiego (Gazeta Wyborcza) pt. Awangarda w sercu teatralnego tradycjonalizmu. Osobiście jestem całym sercem za teatrem młodym, awangardowym, jak go nazywa p. Pawłowski, czemu dawałem wielokrotnie wyraz publicznie. Byle nie był to teatr uznany przez opiniotwórcze media za jedynie słuszny i powszechnie obowiązujący - pisze Krzysztof Orzechowski dyrektor Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

O gustach się nie dyskutuje, dlatego nie mam zamiaru przekonywać

p. Pawłowskiego, że nie znajduję powodu, aby ekscytować się problemami

szwajcarskiej guwernantki podróżującej w XIX wieku dookoła świata bardziej,

niż losem polskiego dramatu narodowego. I że nie rozumiem dlaczego akurat ten temat ma być bliski młodemu pokoleniu Polaków. A także nie będę udowadniał, że inscenizacja "Andromachy" to nic innego, jak współczesna mutacja nurtu rapsodycznego w teatrze, uprawianego niegdyś przez Mieczysława Kolarczyka i Karola Wojtyłę, a dziś tak ironicznie przywołanego przez p. Pawłowskiego. Nie będę też uciekał się do złośliwych uwag sytuujących napięcie i bezdech publiczności na tym spektaklu w obrębie sportów ekstremalnych raczej niż teatru, bo jak inaczej zakwalifikować dojmującylęk, czy któryś z niemieckich aktorów nie pośliźnie się na wąskiej kładce i nie spadnie na setki znajdujących się pod nią potłuczonych butelek. Również nie będę zażarcie bronił przekonania, że przywiezione na baz@art dzieła mistrzów: Marthalera i Percevala nie należą do szczytowych osiągnięć ich twórczości. Nie będę, ponieważ de gustibus non est disputandum.

Wyjaśnić natomiast pragnę to, co wydaje mi się przykładem manipulacji. Czytając artykuł p. Pawłowskiego można odnieść wrażenie, że nieprzebrane rzesze młodych krakowskich teatromanów, uczestnicząc w baz@artowskich spektaklach, czynnie i mentalnie zaprotestowały przeciwko krakowskiemu wstecznictwu w sztuce i głupocie lokalnych recenzentów, pod hasłem "precz z Krakowskim Salonem Poezji, symbolem zaściankowego zacofania". Prawda jest nieco inna.

Spektakl Christopha Marthalera grany był dwukrotnie w hali przy ul.Rajskiej, która na potrzeby baz@artu została wynajęta od Teatru im. Juliusza Słowackiego. Wiem na pewno, że mieściły się tam 242 osoby. Pierwszy spektakl, ten festiwalowy, dostępny był głównie dla zaproszonych gości, dziennikarzy, VIP-ów itp. Stąd szturm pozostałej publiczności z wejściówkami lub bez. Na drugim spektaklu, w większości biletowanym, zostało sporo wolnych miejsc, a o żadnym oblężeniu nie było mowy. Andromacha Luca Percevala grana był na dużej scenie Narodowego Starego Teatru tylko raz. To za mało, by rzetelnie ocenić zainteresowanie widzów. Niemniej, po odjęciu miejsc zajętych przez oficjeli można w przybliżeniu określić jak liczna jest

ta "publiczność wychowana na baz@arcie", z którą p. Pawłowski wiąże nadzieje odnowy krakowskiego, przeżartego tradycjonalizmem, życia teatralnego. Powraca stary problem wszystkich festiwali: na ile są one przeznaczone dla lokalnych społeczności, a na ile stanowią okazję do spotkań środowiskowego towarzystwa.

Nie piszę tego, Broń Boże, by dyskredytować baz@art, któremu życzliwie kibicuję. Ani po to, by lekceważyć jego publiczność. Chciałbym jedynie zaapelować do dziennikarskiego rozsądku. Nie twórzcie fałszywych mitów! W Krakowie jest miejsce i na teatralną awangardę i na formalne eksperymenty młodych twórców i na szarganie świętości i na klasyczny repertuar grany tradycyjnie i na salony poezji. I nikt nie musi przeciwko niczemu protestować, tylko korzystać do woli z różnorodnych propozycji, wedle własnego uznania. Pewnie by tak było, gdyby nie recenzenckie zacietrzewienie i pozbawione skrupułów narzucanie własnych racji, połączone z bezpardonowym ośmieszaniem "tego, co nie moje".

Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Juliusza Słowackiego działa już czwarty sezon i odbyło się w nim ponad 140 spotkań w niedzielne przedpołudnia (a nie jak pisze p. Pawłowski wieczorami!). Salon cieszy się niesłabnącym powodzeniem, w spotkaniach każdorazowo uczestniczy 150 - 200 widzów, a przed Teatrem często ustawiają się kolejki. Dziesięć miast (Gdańsk, Opole, Rzeszów Częstochowa, Tczew, Czechowice, Tarnów, Gliwice, Oświęcim, Lublin) nawiązało lub powtórzyło wprost krakowską inicjatywę. Życzyłbym każdemu takiej rzeszy wiernych odbiorców. Salon nie protestuje przeciwko niczemu, nie narzuca swoich gustów nikomu, po prostu jest! Cotygodniowe czytanie poezji (często współczesnej) nigdy nie było alternatywą dla propozycji repertuarowych krakowskich teatrów, tym bardziej dla prezentacji

festiwalowych, a sugestie zawarte w artykule p. Pawłowskiego wprowadzają w

błąd opinię publiczną. Bo jak inaczej rozumieć zdania podsumowujące sukces

baz@artu: "w programie nie było jednak recytacji wierszy, a jego publiczności już nie wystarczy recytacyjny teatr w starych dekoracjach".

P. Romana Pawłowskiego zapraszam na jedno choćby spotkanie salonowe. Może wypada, jeśli pisze o nich z taką pogardą.

Krzysztof Orzechowski

Dyrektor Naczelny i Artystyczny

Teatru im. Juliusza Słowackiego

W Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji