Historia o chwalebnym poruszaniu umysłów
Przez wiele lat zdobywali zaufanie i sympatię środowiska, środowiska trudnego i tradycyjnie nieufnego wobec obcych. Rzecz się dzieje na wsi. Jest tutaj szkoła średnia - przyznacie sami - nieczęsto się zdarza. Dzięki ich wysiłkowi odbywają się różne imprezy kulturalne, organizowano przedstawienia amatorskie, różne kursy, spotkania - słowem uzasadniona była i jest chyba nadal opinia, że B. to wieś kulturalna, a jej mieszkańcy odznaczają się pewnym wyrobieniem społecznym.
Znają ich tu wszyscy, przychodzą z prośbą o radę w różnych sprawach, a już bez nich nie można we wsi przygotować okolicznościowych akademii czy uroczystości.
Ale ostatnio część wsi pogniewała się na nich. Może zresztą nie tyle się pogniewała, co zaniepokoiła pewnym wypadkiem i teraz w stanie wrzenia umysłów nie może jeszcze ustalić swego stosunku do znanych, lubianych i cenionych od lat nauczycieli.
Pora już wyjaśnić co się stało. Zorganizowali wycieczkę do teatru. Nie pierwszą. Tym razem oprócz młodzieży szkolnej wybrała się spora grupka starszych mieszkańców wsi. Dopiero w pociągu przyszło im - organizatorom - na myśl, że może na zbiorową wyprawę nie wybrali "Historii o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" najlepiej. Martwili się, jak to specyficzne przedstawienie przyjmie wiejski, niewyrobiony widz, obciążany do tego tradycją religijną, przyzwyczajony do pewnych pojęć i wyobrażeń.
Okalało się, że te ich obawy były uzasadnione. Część spośród uczestników wycieczki pojęła przedstawienie dość opacznie i dopatrzyła się krytyki wierzeń religijnych, naigrawania się z postaci biblijnych, które przywykła traktować zawsze poważnie i z szacunkiem. Jak się wydaje, właśnie odmienne od wyobrażeń co do zewnętrznego wyglądu, sposobu zachowania i charakteru przedstawienie postaci znanych wiejskiemu widzowi z opowiadań, obrazów czy ilustracji wywołało największe zdumienie i zaniepokojenie. Nie potrafili powiedzieć bowiem jaki jest sens ewentualnej krytyki, jakie idee religijne zostały zaatakowane, lecz narzekali, że Chrystus nie był smutny, że w scenie zmartwychwstania strażnicy nie odczuwali grozy itp.
Powiedziałem, że tak odebrała Dejmkowe przedstawienie część spośród widzów, których przywieźli nauczyciele do teatru, inni przyjęli je trochę na zasadzie jasełki, jeszcze inni bawili się intermediami. Byli też i tacy, którzy również widzieli na scenie krytykę, ale krytykę Kościoła, jako instytucji i bynajmniej nie oburzali się na to. Potem we wsi debatowano na temat przedstawienia. Oczywiście każdy z widzów przekazywał swoją wersję, dodawał komentarze i uwagi. Chyba nigdy na temat teatru nie rozprawiano tak długo i tak namiętnie. Nie była to z całą pewnością dyskusja tylko nad sztuką. W uporządkowany nieraz świat pojęć wdarł się jakiś dysonans. Samo stwierdzenie, że pewne sprawy można traktować zupełnie inaczej, że co człowiek to inne poglądy, że to co przyjmowano bez dyskusji może być dyskutowane, musiało budzić różne uczucia.
Nic dziwnego, że na "sprawców", trochę zresztą mimowolnych, tego poruszenia umysłów patrzy się teraz we wsi w jakiś inny sposób. Co prawda wiedziano zawsze, że są ludźmi niewierzącymi, znano ich poglądy polityczne, ale nikomu to w zasadzie nie przeszkadzało. Wydaje się, że po prostu osobistymi walorami, własną pracą i umiejętnościami zdobyli tutaj szacunek, a tamte kwestie pozostawiono im samym, jako osobiste, niejako prywatne. Mimo, że nauczyciele, o których piszemy, bynajmniej nie traktowali swe go światopoglądu jako rzeczy prywatnej, że starali się oddziaływać na swoje środowisko.
A jak przyjęła "Historię o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" wiejska młodzież licealna? Mamy tutaj bardziej ewidentny ślad, kilkadziesiąt wypowiedzi na piśmie. Ponieważ zebrano je anonimowo, można przyjąć iż wypowiedzi są absolutnie szczere. Wskazuje na to bardzo nieraz osobisty ton tych uwag.
Po pierwsze widać, że uczniowie byli przygotowani do obejrzenia spektaklu. Powołują się na informacje historyczno-literackie, wymieniają niektóre cechy średniowiecznego moralitetu. Dominującą cechą ich wynurzeń jest przejęcie się samą formą przedstawienia. Nie mogą poradzić sobie z przyjęciem odmiennej konwencji teatralnej niż ta, którą mieli okazję dotąd poznać.
Wszystko wydało im się dziwne. Mniej wrażliwi twierdzą, że to było czasem nudne, lecz większość w zadziwiający sposób analizuje poszczególne pomysły inscenizacyjne. Myślę, że może to być ciekawe dla ludzi teatru jak w pewnych wypadkach widz teatralny potrafi oddzielić treść i środki wyrazu w przedstawieniu. Nawet ten widz, który z zasady przychodzi do teatru nie żeby oceniać i analizować, lecz żeby obejrzeć jakąś ciekawą "fabułę".
Kilka cytatów:
"Sztuka była pokazana urywkami i tak jakoś dziwnie wychodziło, gdy sam aktor mówił wpierw co będzie robił, a dopiero potem wykonywał". "Początkowo bawiły mnie zapowiedzi aktorów, tego typu co: "spocznie sobie", "obróci się, rzecze te słowa", ale jak akcja posuwała się, stawały się nudne", "W okresie między intermediami było posępnie, to znów intermedia rozweselały mnie, a więc były jakieś przeskoki. I to właśnie nie podobało mi się", "intermedia były bardzo dobrze wykonane i śmieszne, ale ukazanie ich w chwilach najbardziej jak gdyby poważnych i uroczystych, bez zasłonięcia kurtyny, tak bezpośrednio, jakby to w ogóle nie były intermedia tylko dalszy ciąg zasadniczego tematu, nie podobało mi się".
Dosłownie wszyscy młodociani autorzy "surowych" na ogół recenzji zachwycają się chłopięcym chórem. Piszą o "niezapomnianym" przeżyciu. Więc jak to jest z pokoleniem głuchych?
Uwagi co do treści, sensu przedstawienia. "Nie podobał mi się stosunek do kościoła, do postaci świętych. Z drugiej strony rzecz biorąc nic takiego nie było". "Sztuka mi się podobała, tylko była tutaj pokazana krytyka Kościoła". "Były również momenty religijne, gdzie trzeba było być poważnym i było nudno". "Spektakl ten mi się podobał. Dobrze było pokazane właśnie życie tych na pozór tak świętych ludzi, jak apostołowie itd. Były momenty bardzo krytykujące religię, ale właśnie była pokazana prawda".
Zastanawialiśmy się z organizatorami wycieczki czy w ostatecznym rachunku dobrze się stało, że mieszkańcy ich wsi obejrzeli przedstawienie w Teatrze Nowym, że obejrzeli ją młodzi i starsi. Odpowiedź, wbrew pozorom nie jest bynajmniej łatwa. Biorąc bowiem pod uwagę pozycję nauczycieli w tym środowisku, ich możliwości długotrwałego oddziaływania, to każdy, choćby tylko pojedynczy człowiek, który straci do nich zaufanie jest poważną stratą dla sprawy, której służą. Czy więc za cenę konfliktu warto było podjąć próbę?
Myślę, że jednak chyba tak. Trudno walczyć o nową świadomość człowieka bez spięć i konfliktów. A wszelkie poruszenie umysłów jest w ostateczności rzeczą chwalebną...