Historya Mikołaja z Wilkowiecka
DŁUGO, bo dwa lata czekali entuzjaści inscenizacji Kazimierza Dejmka na to przedstawienie. W ciągu bowiem ostatnich dwóch lat, po wystawieniu "Akropolis" Wyspiańskiego, wybitny twórca teatru dał wprawdzie kilka interesujących przedstawień, w Łodzi i w Warszawie, ale powiedziałbym, nie na miarę własną. "Historyą o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" nawiązał Dejmek do najlepszych swoich inscenizacji udowodniając przy tym, że okresu "milczenia" nie zmarnował. Nowy spektakl świadczy o wielkiej dojrzałości twórczej, która ma w sobie coś z ustałego wina.
Po wystawionym w roku 1958 z dużym powodzeniem "Żywocie Józefa" Mikołaja Reja, Dejmek sięga znowu do dzieła z tego samego niemal okresu. (Rok wydania "Żywota - 1545, "Historyi" - 1580). Polski renesans bardzo widać artystę pociąga. Podobnie jak w "Żywocie" Dejmek dokonał i tu potężnej pracy dramaturgicznej, której celem było nadanie staropolskim tekstom kształtu, z którego mogłoby zrodzić się nowoczesne przedstawienie.
Praca ta, którą inscenizator sygnalizuje w zeszycie programowym "Historyi" w kilkunastu lakonicznych punktach, polegała na wyborze tekstów z misterium Mikołaja z Wilkowiecka, na pewnym unowocześnieniu stylu i na uzupełnieniu widowiska tekstami innych pisarzy współczesnych księdzu Mikołajowi (Rej, Baryka, Władysławiusz, Jurkowski, ks. Petkowski i szereg pism anonimowych)
Dramaturgiczne zabiegi Dejmka przypominają w jakimś stopniu wysiłki konserwatora, przywracającego dawną świetność cennym materiom czy haftom. Tam gdzie brakuje fragmentu osnowy, konserwator ją uzupełnia. Podobnie Dejmek uzupełnia tekstowe luki własnymi wstawkami. Trudno pokusić się w ramach krótkiej recenzji o jakąś analizę filozoficzną, ale nie można nie podkreślić sprawnej dramaturgii Kazimierza Dejmka.
A teraz o inscenizacji. Dejmek dokonał jej w oparciu o scenografię znakomitego plastyka krakowskiego - prof. Andrzeja Stopki. Dejmek i Stopka - ten duet coraz cześciej pojawia się na afiszu. Jest coś pokrewnego w wizji widowiskowego teatru Dejmka i głęboko tkwiącej w tradycjach ludowych i folklorze góralskim scenografii Stopki. Nic dziwnego, że reżyser podejmując prace nad dziełem wyrastającym z ludowego teatru, zaprosił do współpracy tego właśnie plastyka.
Stopka stworzył jako ramę przedstawienia dekorację symultaniczną, to jest ustawiającą różne miejsca akcji obok siebie. (Obok grobu Chrystusa - apteka, dalej pałac Piłata, droga do Emaus itd.). Dekoracja ta ma w sobie coś z architektury wsi nowotarskiej i coś ze słynnych na cały świat szopek krakowskich. Jej urok, dowcip i lekkość, stylowość kostiumów doskonale współgra z klimatem całego przedstawienia
Żeby zaś klimat spektaklu zrozumieć trzeba wczuć się w charakter dzieła ks. Mikołaja, prowincjała paulinów z Częstochowy. Jego "Historya" jest typowym misterium paschalnym czyli wielkanocnym, jakich mnóstwo odgrywano w kościołach całej Europy od czasów średniowiecznych.
Misteria te, oparte na tematach biblijnych, miały zrazu wybitnie religijny charakter. Z czasem jednak zaczęto uzupełniać je wstawkami o problematyce świeckiej. Rozrastanie się tych świeckich wstawek czyli intermediów, ich żartobliwy, często rubaszny charakter nie był w smak klerowi. Zaczął się proces rugowania misteriów z kościołów. A to z kolei powodowało dalsze zeświecczenie widowisk.
Dejmek podchodzi do misterium ks. Mikołaja z całym pietyzmem dla tego właśnie świeckiego nurtu u kolebki naszej literatury dramatycznej. Jednocześnie jako człowiek żyjący w II połowie XX wieku nie może nie dostrzec śmiesznych naiwności, tkwiących w starych tekstach. Nie wykpiwa ich, ale odczytuje je z uśmiechem, z pobłażliwością, jaką ma człowiek dojrzały dla nieporadności dziecka.
Aby ten właśnie dystans podkreślić, każe Dejmek aktorom wypowiadać tekst didaskalli, to jest uwag, które autor zamieszcza w nawiasach jako wskazania dla inscenizatora, inne do wygłaszania. Daje to efekt komiczny i pozwala każdemu z wykonawców akcentować ową pobłażliwość dla tekstowych ułomności. Przekomiczne są również trzy intermedia, czy "uciechy", które Dejmek włączył do przedstawienia.
Tutaj jednak wkraczamy na teren ryzykowny. Naiwna narracja autora o zmartwychwstaniu Chrystusa, ukomiczniona jeszcze pomysłem inscenizacyjnym i interpretacją aktorską, to krok jeden od urażenia uczuć części widowni. Wydaje mi się, że Dejmkowi udało się zachować odpowiedni dystans i w tej sprawie. Tylko kołtun mógłby się poczuć w swoich przekonaniach dotknięty. Człowiek światły wczuje się w atmosferę starej ludowej igry i zasmakuje w jej prostym a jednocześnie pełnym uroku charakterze.
W takim przyjęciu "Historyi" dopomaga widzowi koncertowa (nie boję się tego słowa!) gra całego zespołu aktorskiego. Trzeba stwierdzić, że Teatr Nowy skupia dziś naprawdę doskonały zespół, który ze zrozumieniem i wysokim kunsztem wciela w życie śmiałe i trudne zamierzenia inscenizatora. Wysiłek, jaki aktorzy w ten spektakl wkładają jest ogromny. Czternastu wykonawców gra ponad czterdzieści różnych postaci, przy czym przecharakteryzowanie się podczas akcji wymaga czasem istnej ekwilibrystyki.
Chciałoby się wymienić wszystkich wykonawców, ale ograniczmy się do najdoskonalszych. Przede wszystkim muszę wspomnieć Ignacego Machowskiego, który interpretując aż sześć ról daje nam przegląd swych wielkich możliwości aktorskich. Jego Jandras czy Chłop to prawdziwe majstersztyki humoru i aktorskiego warsztatu. Znakomity jest również Stanisław Łapiński, ten aktor jakby stworzony dla staropolskiego repertuaru. Jego vis comica dyskretnie wyzierająca zza uroczystych słów Prologusa, jego temperament w interpretacji Szewca, to są kreacje jedyne w swoim rodzaju. Zarysował mi się jeszcze wyraźniej w pamięci Ludwik Benoit w roli Judasza, Bogdan Baer jako Jezus (świetna charakteryzacja na świątka z wiejskiej kapliczki!), Barbara Horawianka i Bohdana Majda w rolach Baśki i Kaśki, a także Zbigniew Józefowicz jako Syn wiedziony na naukę do bakałarza.
Słowa uznania należą się także chórowi chłopięcemu "Echo" pod dyrekcją Tadeusza Kałdowskiego, wykonującemu melodyjne pieśni ze śpiewnika ks Mioduszewskiego, które opracował Witold Krzemieński, doskonale czujący muzykę staropolską.
Gdyby mnie kto spytał, czy zgodnie ze zwyczajem Dejmek zawarł w tym znakomitym przedstawieniu jakieś współczesne aluzje, odpowiedziałbym przecząco. Aktualność przedstawienia tkwi w jego świeckiej myśli i w filozoficznej zadumie nad zagadnieniem powstawania i przemijania mitów.