Przestrzeń magiczna (mówi Maciej Wojtyszko)
To pierwsza w moim życiu sztuka, której nie byłem w stanie ogarnąć pamięciowo. Jest tak obszerna, porozbijana. Stawia też wymagania inscenizacyjne, z jakimi nigdy poprzednio się nie spotkałem. Sam tekst został napisany w sposób pastiszowy. A pastisz, wiadomo, to subtelna forma żartu, ironii, trzeba być autorem-zawodowcem, by tak pisać.
Akcja toczy się w wielu miejscach. Nie było możliwe bym sam opanował sytuację w ciągu pięciu tygodni prób. Pomagało mi trzech reżyserów, którzy przygotowali poszczególne sceny. Cała trudność polegała na zsynchronizowaniu akcji. Bo choć dzieją się w różnych wnętrzach, tworzą przecież logiczną całość, przenikają się, nachodzą na siebie.
Pewny byłem jednego - aktorów, którzy pracują w Teatrze Studio, przeszli szkołę Jerzego Grzegorzewskiego. Doskonale wyczuwają pastisz. Cała dziesiątka aktorów gra gra tu główne role. Muszą spełnić wiele warunków, być samosterowni. Powodować się w nieoczekiwanych sytuacjach własną inteligencją i wyobraźnią. Nie dać się zaskoczyć.
Każde przedstawienie przynosi inny rodzaj kontaktów między aktorami a widzami. Nigdy nie wiadomo, iIe osób będzie oglądało daną scenę, jakie będzie ich nastawienie, jak się zachowają, jaki rodzaj napięć psychicznych wytworzy się między grającymi i podglądającymi.
Jednym z utrudnień dla aktorów jest fakt, że grają bez suflera, a zawsze ta osoba czuwająca w kulisie zapewnia rodzaj bezpieczeństwa. Tu bohaterowie mogą liczyć tylko na siebie, na swoją pamięć i swój refleks.
Najwięcej obaw miałem, czy uda mi się stworzyć przestrzeń magiczną, która by wchłaniała nie tylko aktorów, ale i widzów, bo są oni integralną częścią wszystkiego, co się dzieje. Czy uda mi się poruszyć w nich nowe mechanizmy, wywołać oczekiwane reakcje? Po doświadczeniach pierwszych spektakli mogę powiedzieć, że wsiąkają w tę przestrzeń, przyjmują nasze reguły gry.