Tamara, czyli usiąść na tygrysie
Był to zabawny wieczór w najlepszym towarzystwie. Rozpoczęło się groźnie. Każdy uczestnik "zdarzenia teatralnego" w warszawskim "Studio" otrzymał paszport, niebieską książeczkę z napisem "Carte d'identita, 10 Gen 1927. Tamara il Vittoriale". Paszport, po złożeniu podpisu, musiał być podpieczętowany przez ubranego na czarno faszystę, Aldo Finzi, którego grał Piotr Polk. Przy wejściu trzeba było powtórzyć głośno imię i nazwiska, zanim spadła pieczęć, a potem strzec paszportu jak oka w głowie, bowiem za jego brak groziła deportacja. Niemiła przygoda spotkała minister Cywińską i Andrzeja Wajdę, którzy nie wiedzieli, jaki jest dziś dzień (a był 11 stycznia 1927 r.) i zostali wyprowadzeni przez policjanta na zaplecze. Powrócili - pewnie za łapówkę!
O tym pomyśle artystycznym pisaliśmy już klika dni temu ("Rzeczpospolita" nr 206). Do willi Gabriela d'Annunzio przybywa na jego zaproszenie Tamara Łempicka, polska arystokratka, malarka. Przyjeżdża z Paryża, by namalować portret ekscentrycznego poety. Łempicka szybko orientuje się w planach Gabriela: nie o portret chodzi, lecz o jeszcze jedno erotyczne zwycięstwo słynnego poety, bawidamka w białym jak śnieg mundurze. W willi mieszka jeszcze osiem osób; spiskują, kradną, oszukują się wzajemnie i oddają się różnym zgubnym namiętnościom.
Rozpoczyna się gra, na scenę wkracza, w przepięknym białym futrze, wykonanym przez firmę Lit-Pol w Krakowie, Tamara - czyli Dorota Kamińska. Sceny nie ma. Rzecz dzieje się na różnych piętrach Teatru Studio, w salach przerobionych na sypialnie, kuchnię, bibliotekę, a także na schodach. Rolę salonu pełni foyer. Aktorzy mieszają się z widzami. Wspaniała scenografia odtwarza podarowaną włoskiemu artyście przez Mussoliniego willę "Il Vittoriale degli Italiani" - włoską Świątynię Zwycięstwa w okresie jego flirtu z faszyzmem. Na ścianach kopie autentycznych obrazów Tamary Łempickiej, która podbijała Paryż w szalonych latach dwudziestych, a której autoportret w zielonym bugatti z 1925 r., reprodukowany wówczas na okładce snobistycznego "Die Dame", symbolizował wizerunek kobiety wyzwolonej i robił furorę w najlepszych towarzystwach Europy.
Jesteśmy w samym środku tego wyzwolonego świata, nad którym jednak rysuje się już wyraźnie ponury cień czarnego faszyzmu. Dekadencja i strach, muzyka i alkohol, a także narkotyki.
Poinstruowany 7 dobrymi radami znajdującymi się w moim paszporcie: "W tym domu mieszka 10 osób. Idź zawsze za jedną z mich. Błąkając się po domu na własną rękę, tracisz wątek itd., wybieram postać Gabriela d`Annunzio granego przez Marka Walczewskiego. Interesuje mnie bowiem ta postać słynnego pisarza włoskiego, zrywającego z mieszczańskim konformizmem i moralnością, lotnika, który w czasie I wojny światowej okupował Rijekę, wprowadził czarne mundury przejęte przez Mussoliniego, u-wodził sławy Europy, divy - Isadorę Duncan, Eleonorę Duse, Sarę Bernhardt, a skończył dość marnie - jako półwięzień faszystowskiego reżimu w Vittoriale, a zarazem jako książę di Montenevoso.
1927 rok, to już raczej kres wielkiej kariery pisarza. Ma kłopoty ze składaniem rymów, a także z kończącą się własną potencją. Nie wiedzie mu się też z Tamarą Łempicką, żyje wspomnieniami szantażowany przez domowników na usługach faszystów.
Śledziłem jego poczynania w kuchni, w alkowie, jego walkę o zdobycie serca pięknej Polki, czasami tylko odbiegając, aby zobaczyć m. in. lesbijskie zaloty w innym pomieszczeniu. Ocierałem się o aktorów, którzy w tym wielkim korowodzie przemykali od pomieszczenia do pomieszczenia. Gubiłem wątek, aby za chwilę podążać za czymś nowym.
Po trzech godzinach rozbolały mnie nogi i szukałem krzesełka, a nawet próbowałem usiąść na tygrysie naturalnej wielkości w jednym ze stylowych pokoi na piętrze. Na uczcie (szampan był na wstępie) dostrzegłem, jak zwykle nienagannie ubraną w białą marynarkę panią Małgorzatę Niezabitowską z rozpuszczonym włosem oraz w długiej spódnicy z dzianiny Izabellę Cywińską, tym razem z mężem, panem Januszem Michałowskim. Najlepiej ubranym mężczyzną był January, król "drugiej gospodarki", czytaj podziemia - w środowisku znany pod pseudonimem "Ciasteczko". Niestety, Krzysztof Zanussi poruszał się o kulach; Andrzeja Wajdę z Krystyną Zachwatowicz widziałem jak szukali siedzenia po trudach dnia, a
Stevena Dubrova z Ambasady USA z nieletnią córką (dla której opracował specjalną trasę, aby uchronić ją przed gorszącymi scenami erotycznymi), jak stawia sobie talerz w kącie w ustronnym miejscu, aby nie musieć jednocześnie trzymać talerza, noża, widelca oraz szklanki, co potrafią tylko zawodowi dyplomaci z krajów europejskich. Widziałem błysk w oku Starowieyskiego, kiedy stał w odległości 20 cm od pięknej Doroty Kamińskiej w długich białych butach.
Na kolację, na cześć Tamary Łempickiej, podano sałatkę "Holiday Inn", polędwicę pieczoną "Czarnolas", sałatkę francuską z sosem vinegrette, indyka pieczonego po królewsku z ananasem, sałatkę mieszaną z sosem różowym, sałatkę andaluzyjską z kaparami. Największą górę sałatkową zauważyłem na talerzu człowieka wielkoluda, reformatora telewizji i radia dr. Karola Jakubowicza. Wcinali aż im się uszy trzęsły także dyrektorzy LOT, Pewexu i hotelu "Mariott". Sekundował im Andrzej Ziębiński, dyrektor Departamentu Teatru w Ministerstwie Kultury. Wszystko to podane było na serwisach z Ćmielowa, wykonanych z tej okazji, z napisem "Tamara". Kobiety ubrane były w czerń, która kontrastowała z bielą biżuterii. Panowie mniej wytwornie, ale także elegancko; dżinsów nie zauważyłem.
Z lektury swego paszportu wiem, iż "Tamara" była wielkim wydarzeniem artystycznym w Los Angeles i w Nowym Jorku. Dyrektor Waldemar Dąbrowski zobaczył ją tam, zachwycił się i postanowił przeflancować do Polski do Teatru Studio. Znalazł sponsorów i rzecz się udała. Nic wiem, czy jest to wielka sztuka, ale wielka zabawa na pewno. Skrócenie dystansu między aktorem i widzem, wciągnięcie go w dzianie się, współuczestnictwo, to coś nowego, wspaniała wystawa, menu na najwyższym poziomie, towarzystwo wyborne. Szkoda tylko, że tak drogo.