Artykuły

Matka Courage - Brechta

Na "Matce Courage" byłam w dniu pre­miery dnia 15 lutego. Jest to kronika wojny trzydziestoletniej, ostatniej wojny religijnej w Europie. Wojny, która spowodowała w Niemczech olbrzymie zniszczenia i zrówna­ła z ziemią wiele miast i wsi. Gdy kurtyna podnosi się, na scenie widzimy wóz markietanki "Courage", która wraz z dziećmi podąża za wojskami. Matka Courage jest centralną postacią sztuki. Ciągnie ze swym wozem za wojskami i pragnie wzbogacić się na wojnie. Widzimy ją w różnych krajach, zarówno na tyłach armii broniącej sprawy katolików, jak i za wojskami szwedzkimi stającymi w obronie protestantów.

Dla matki Courage jest rzeczą obojętną jak długo wojna będzie trwała i kto w niej zwycięży. Nie rozumie wydarzeń dokonujących się wokoło niej. Nie jest ani protestantką, ani katoliczką. Jej ojczyzną jest wóz wędrowny, a jedyną istotną dla niej rzeczą jest zysk. Ale wojna przynosi obrotnej markietance sporo rozczarowania. Stopniowo traci ona na niej wszystko - dzieci, zdrowie, dobytek.

Lecz tragiczne wydarzenia nie nauczyły matki Courage niczego. Stara i wynędznia­ła, sama dalej ciągnie swój wóz.

Jedyną osobą buntującą się przeciw woj­nie jest Katarzyna, córka Courage. Ale Ka­tarzyna jest niemową i w dodatku dziew­czyną niedorozwiniętą. Jej protest nie po­może. Upośledzona przez naturę, wzbudza w widzu jedynie litość. Jej bohaterski czyn jest przede wszystkim aktem rozpaczy nieszczęśliwego i osamotnionego człowieka.

Sztuka jest sugestywna i wywiera na wi­dzu wielkie wrażenie. Brecht nie zadowala się krytyką społeczeństwa. Pragnie odbiorcę pobudzić, zmusić do myślenia. Nie formu­łuje morału, lecz chce, by widz sam wyciągnął wnioski. Sam musi krytycznie ustosunkować się do postaci matki Courage. Nie otrzymuje bowiem od autora konkretnej od­powiedzi czy Courage jest zła czy dobra. Brecht skłania widza, aby samodzielnie po­starał się przemyśleć pobudki postępowania bohaterki. I widz musi wtedy sięgnąć nie tylko do samej Courage, ale także do spo­łeczeństwa, w którym ona żyje.

Sami możemy stwierdzić we własnym kraju, że wojna nie pobudza szlachetnych uczuć człowieka, tylko te najniższe, najbar­dziej brutalne. Czyż mało mieliśmy takich hien jak "Courage, pragnących zarobić na wojnie? A nawet teraz. Ciągle jeszcze ja­kieś zahamowania i nieufności.

Wiem na pewno, że wojna nie wyrabia w człowieku poczucia godności ludzkiej i oso­bistej. Dlatego należy dążyć do rozbrojenia i popierać różne plany stref bezatomowych.

Och! jak się rozpisałam. Wierz mi "Fili­pinko" ta sztuka angażuje człowieka, który musi ją powiązać z dniem dzisiejszym spo­łeczeństwa, w którym żyje.

Teraz troszkę o aktorach.

Rolę "Courage" cudownie, naprawdę cudownie zagrała Irena Eichlerówna. Na jej aktorstwo widz nie pozostaje obojętny. Ja należę do grona zwolenników, więcej, wiel­bicieli jej talentu. Eichlerówna odczytuje każdą aluzję, wspaniale podaje tekst i pod­tekst Jestem zachwycona. Bardzo proszę przy okazji podziękować pani Eichler za jej grę. Obok Eichlerówny najbardziej podobali mi się: Kazimierz Wichniarz w roli kape­lana i Joanna Walterówna w roli Katarzy­ny, córki "Courage".

Czytałam recenzję po premierze. Ktoś na­pisał, że Walterówna w decydującej scenie na dachu nie osiągnęła tak wielkiej siły ekspresji dramatycznej, jak jej niemiecka koleżanka z "Berliner Ensemble". Może, ale ja w momencie, kiedy na dachu domu biła w werble, każdą cząstką duszy byłam przy niej. Byłam bardzo zdenerwowana. Wiadomo było, że ją zabiją. I potem strzał. Bezwład­nie opadłam na krzesło. Został jakiś żal i smutek, że zabili niewinnego człowieka. Uważam, że Walterówna jest bardzo dobra. Eichlerówna też tak chyba uważała, ponie­waż złożyła koleżance na scenie gratulacje.

Andrzej Szalawski, aktor, którego bardzo lubię, tu, w tej sztuce, podobał mi się tylko wtedy, kiedy śpiewał songi. Te moralizujące i uogólniające komentarze odautorskie skie­rowane bezpośrednio do widza, są jakby przerywnikiem akcji. Pan Szalawski ma bardzo ładny głos (mój Boże, przecież to "Król włóczęgów" z operetki!). Poza tym wydaje mi się, że rolę swą potraktował chwilami za rubasznie.

Czy zauważyłaś "Filipinko", że w maleń­kiej roli generała szwedzkiego występuje Jan Kurnakowicz? Po długiej nieobecności spowodowanej chorobą i leczeniem - znów jest na scenie. Nareszcie, gdyż naprawdę długo go nie było. Pamiętam go jeszcze z "Zemsty" Fredry.

"Filipinko", sądzę, że tyle wystarczy. Ty osądź, czy napisałam zrozumiałą recenzję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji