Artykuły

"Matka Courage" Eichlerówny

JESZCZE jeden Brecht, jeszcze jedna "Matka Courage". Oczywiście, narzuca się porównanie z Ireną Weigel. Wydawało się bo­wiem, że po tamtej roli niezwykle trudno byłoby postąpić krok na­przód.

Czy można właściwie porównywać te dwie role. Mamy bowiem do czy­nienia z dwoma różnymi spojrzenia­mi na Brechta, na sztukę, którą wymienia się zawsze jednym tchem najdoskonalszych jego utworów. Na­sze spojrzenie na tę dramaturgię i na świat w niej zawarty się zmie­nia, pojawiają się nowe wartości sztuki dostrzegane przez teatr. I dla­tego waga roli Ireny Eichlerówny wykracza poza indywidualny suk­ces artystki, nie osłabiony zresztą brakami spektaklu i niezręcznością reżyserii.

Jak słusznie zauważono, Irena Eichlerówna sięgnęła do epiki, co nie oznacza, by jej koncepcja roli, a pośrednio i przedstawienia ogra­niczała realizm na rzecz narracji. Nie opowiada, i nie komentuje swo­jej postaci. Jej Anna wyrasta z ży­cia, tak jak z życia wyrastają bo­haterowie wielkiej współczesnej pro­zy realistycznej od Hemingwaya do Szołochowa. Artystka nie wypowia­da wszystkiego bezpośrednio, wpro­wadza widza na pewien szlak od­kryć, wskazuje na nowe pokłady twórczości Brechta. Odchodzi od mo­ralitetu tak bliskiego tej twórczości na. rzecz racji etycznych, wyraża­nych przez sytuacje i stosunek, bo­haterki do tych sytuacji. Nie mówi o drapieżnej chciwości Matki Cou­rage - wywodzącej się z rodu Peachumow. Według jej koncepcji dzia­łanie wojny na ludzi nie przebiega jednostroonnie.

Tak, wojna tworzy karykatury moralne, ludzkie strzępy w rodzaju Anny z ostatniego aktu. Ale ludzie tworzą wojnę i nie tylko z niej ży­ją i dla niej giną, ale oddychają wojną. Courage - Ireny doskonale czuje się w tym ży­wiole, w wojennej atmosferze, przyjmując klęski tak, jak przecięt­ny człowiek przyjmuje uderzenia losu oddychając pokojem. Stąd ów tylko pozorny brak dramatyzmu tej postaci.

Nie powiedziałbym, że Irena Eichlerówna kształtuje swoją bohaterkę na polską handlarkę z czasów wojny. Nie jest w tej roli najważniejszy spryt, rubaszność, poczucie rów­ności wobec silniejszych partnerów, którzy właściwie wydają się mieć wszystkie atuty w ręku. Courage - Ireny Eichlerówny posiada tę tłu­maczącą się nie tylko doświadcze­niem, wiedzę o życiu i ludziach - zawodową wiedzę o prawach woj­ny. Ale tutaj artystka wyprowadza bohaterkę z uwarunkowań wojny. Wykracza poza metaforę historyczną i współczesny moralitet polityczny. Jesteśmy w kręgu konformistycznego przystosowania się do zła, które przynosi klęskę ostateczną. Można

bowiem panować nad sytuacją i jednocześnie ponosić klęski. Wy­starcza chwila nieuwagi, chwila nie­obecności Matki Courage, by kolej­no dzieci jej zostały gubione. Lecz klęska nie zostaje wyrażona ani po­przez patetyczny gest, ani poprzez drastyczne odsuwanie się w nie­szczęście i nędzę, kontrastujące z zaciekłym pragnieniem zysku. Irena Eichlerówna mówi nam poprzez swoją rolę, że cierpień matki tra­cącej dziecko nie da się zagrać, wyrazić w bezpośrednim przekazie aktorskim. Aktor tworzy sytuacje, które owocują w przeżyciach widza. Jeśli są to sytuacje tworzone na miarę przeżyć postaci, potrafią po­przez prawdę swoją wy wołać, właś­ciwy rezonans w doznaniach od­biorcy.

Nie mamy ostatnio szczęścia do przedstawień, w których fascynują nas wielkie role. O ile Irena Eichlerówna wyszła poza dotychczasowe krecje Matki Courage - to przed­stawienie rozminęło się nie tylko z "dobrym" Brechtem, ale i z dobrym teatrem. Już koncepcja roli tytuło­wej stwarzała trudności. I nie dzi­wimy się, że zmarnowano songi. Po­za kłopotami przekładowymi w ta­kiej interpretacji nieśmiały one mo­żliwości kontaktu z akcją. Myślę jednak o bardziej ważnych niepo­rozumieniach. Inscenizacja nawiązy­wała, choćby w kształcie scenogra­ficznym (ale nie w kostiumach), do przedstawienia w Berliner Ensemble i na tym koniec. Przedstawie­nie rozłaziło się na skutek niepo­radności reżyserskiej. Zabrakło mu koniecznego rytmu, wartkości akcji. Wśród rozwlekłych obrazów prze­rywanych zbyt długimi chwilami ciemnej pustki między poszczegól­nymi scenami błąkały się postacie - każda niemal z "innej parafii" - usiłując ostrą szarżą (Ivette - Barbary Fijewskiej) lub żenującymi taneczno-żonglerskimi popisami Eilifa (nie z winy aktora) nadać nieco dra­pieżności i żywości rozłażącej się na scenie akcji. Jedynie Katarzyna (Jo­anna Walterówna) była postacią, która przez swoją tragiczną prosto­tę, dużą dyskrecję i ostrożną, nie mazgajowatą liryczność usiłowała nawiązać kontakt z tytułową boha­terką, przygotowując szczytowy, dramatyczny moment sztuki - śmierć Katrin.

No cóż, to nieudane przedstawie­nie pozostawiło nam jednak trzecią wielką kreację Matki Courage, jaką mogliśmy w Polsce oglądać po Ire­nie Weigel i Idzie Kamińskiej, da­jąc tym dowód wielkiej żywotności sztuki Brechta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji