Artykuły

Smakowanie klasyki

- Zawsze byłem przeciwnikiem tego, by przy pomocy klasyki wyrażać własne kompleksy, choć takie spojrzenie na tradycję literacką też się zdarza. Jestem wyznawcą teatru, w którym autor dramatu jest najważniejszy - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Maria Malatyńską.

Jeszcze gra Pan z wielkim powodzeniem "32 omdlenia" według Czechowa, a równocześnie jeździ Pan z Zapolską i jej dramatem "Ich czworo". Jakby tego było mało, w tej chwili przygotowuje się Pan do realizacji "Rewizora", dla teatru telewizji. Skąd ten run na klasykę? Czy to w ramach protestu wobec współczesnego teatru?

- Widocznie "coś" jest w powietrzu, że klasyka znów otwiera się na nowych odbiorców. Ale, mówiąc poważnie, ta zbitka w czasie jest w jakimś stopniu pozorna: Czechowa zacząłem grać jeszcze przed chorobą, i to raczej przedstawienie poczekało na moje wyzdrowienie, więc to szczęście, że nadal idzie przy pełnych widowniach. Do Zapolskiej zbliżałem się kilkakrotnie: w próbach czytanych, w radio, wreszcie w teatrze. A "Rewizor" - to melodia najbliższej przyszłości, o której jeszcze trudno mówić, bo dopiero wybieramy plenery, kompletujemy obsadę, liczymy finanse.

Ale rzeczywiście, "całościowo" - zbiegło się to w czasie. A więc "przypadek", który łatwo poddaje się interpretacji. Jak zwykle klasyka. Zawsze będąca inspiracją, zawsze oszałamiająca bogactwem możliwości interpretacyjnych. Nawet gdy chodzi o tak różne spojrzenia na tradycję i tak nieporównywalne doświadczenia artystyczne, jak w tym przypadku: "32 omdlenia" - to jest żart sceniczny, "Ich czworo" - gorzka i aktualna opowieść obyczajowa, a "Rewizor"? Nie chciałbym uprzedzać. Jest tajemnicą klasyki, że niemal zawsze, gdy tylko się do niej zbliżyć, to wszystko w niej może wyglądać na odkrycie, a jako takie - może liczyć na zainteresowanie odbiorców. I wtedy gdy znajdujemy w niej zdumiewającą aktualność, ale i wtedy, gdy staje się ona idealnym sprawdzianem warsztatu aktorskiego.

Bo klasyka jest rzeczywiście "dobra na wszystko", każde pokolenie ma do niej prawo i każda jej interpretaqa - pokoleniowa czy autorska - może być świeża i odkrywcza. Zawsze byłem przeciwnikiem tego, by przy pomocy klasyki wyrażać własne kompleksy, choć takie spojrzenie na tradycję literacką też się zdarza. Jestem wyznawcą teatru, w którym autor dramatu jest najważniejszy.

A jeśli chodzi o tzw. klasycznego autora, to chyba

Szekspir najwięcej daje możliwości. Zarówno interpretacyjnych, jak i warsztatowych. Sięgałem do tego geniusza kilkakrotnie, ostatnio przy okazji "Ryszarda III", to wiem.

Nieraz w rozmowie ze studentami zastanawiamy się, jak to jest i od czego to zależy, że nieraz rzeczywiście objawia się widoczna tęsknota za klasyką, potrzeba tej klasyki i wtedy trzeba tę tęsknotę zaspokoić, a nieraz nikt na klasykę nie czeka. A niektóre pokolenia, zwłaszcza te młodsze - klasykę odrzucają lub sięgają do niej w sposób iście "nowatorski", tzn. odrzucając słowa, sytuacje, postaci, a zostawiając np. sam tytuł i nazwisko klasyka. Takie przykłady mieliśmy, nic dziwnego, że jest mnóstwo artystów, którzy nie mogą się z tym zgodzić. Czyżby teraz była sytuaqa na tyle specjalna, że niektórzy inscenizatorzy, sięgając do klasyki stawiają sobie za cel, aby widownie nie zapomniały smaku prawdziwego teatru, aby wiedziały, ile treści, ile bogactwa formy, ile szans dla aktora ma w sobie klasyka.

Ja zgadzam się z tym bogactwem i zachwycam się zawsze możliwościami klasyki, ale jestem przeciwny jakimkolwiek narzuconym rygorom w kontakcie z takim rodzajem literatury dramatycznej, czy z największym nawet autorem. Trzeba samemu zapragnąć, trzeba samemu zobaczyć świeżość, samemu odczuć aktualność, chcieć jeszcze raz odczytać znanego, wielokrotnie oglądanego autora. W jakiś sposób więc przekonać odbiorców do odkrywanej na nowo wielkości.

Takie zdumienie aktualnością i świeżością postaci i konfliktów przeżyłem w kontakcie z "Ich czworo". I dlatego do tej sztuki sięgnąłem, choć różni moi koledzy dziwili się, nazywając ją ramotą. A potem nie mogli się nadziwić, że rzecz napisana została przed stu laty, a nie "wczoraj". I to było prawdziwe zwycięstwo "starej" Zapolskiej. Trochę zapomnianego klasyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji