Artykuły

Mamy rzesze wiernych sympatyków

- Teatr Polskiego Radia ma się dobrze także dlatego, że współtworzą go młodzi. Młodzi do młodych mówią innym językiem, często lepiej potrafią się z nimi skomunikować. Moje pokolenie nauczone było linearnego opowiadania historii, a oni często posługują się inną "porozrywaną" narracją, stosują odważniejsze środki wyrazu, bogatszą ilustrację muzyczną - mówi Janusz Kukuła, dyrektor artystyczny festiwalu ze strony Polskiego Radia o Teatrze Polskiego Radia.

Jaka jest kondycja Teatru Polskiego Radia w porównaniu z rokiem ubiegłym?

Janusz Kukuła: Nie chcę zapeszać, ale wygląda na lepszą niż wówczas. W tym roku wyprodukujemy 120 słuchowisk, w ubiegłym zrealizowaliśmy ich 103. W czasach największej prosperity produkowaliśmy wprawdzie ponad 400, ale do tamtego stanu nie ma już powrotu. Bardzo ważne, że znów powstają, po przerwie, słuchowiska dla dzieci. Był czas, kiedy ta twórczość zamarła, a teraz się odradza. Pojawili się partnerzy, którym zależy na produkcji ważnych utworów edukacyjnych dotyczących problemów ekologii, skomplikowanych zagadnień etyczno-medycznych, takich jak na przykład przeszczepy. Dziesięcioodcinkowy cykl, nad którym obecnie pracujemy, przeznaczony jest dla słuchaczy w wieku od przedszkolnego do gimnazjalnego. Cieszy mnie, że ludzie chcą dla nas pisać, miesięcznie na moim biurku ląduje około stu scenariuszy, coraz częściej przysyłają nam swoje teksty polscy twórcy pracujący za granicą - jest z czego wybierać. Ale też każdy, kto napisze dobry tekst, może mieć pewność, że zostanie on zrealizowany.

Jak to się dzieje, że w czasach, kiedy wszyscy się zwijają, wy się rozwijacie?

- Bezcenna jest pomoc Narodowego Instytutu Audiowizualnego, dzięki którego wsparciu możemy tyle produkować. Realizujemy słuchowiska będące plonem konkursów Dwójki i ZAiKS-u. Ustalając repertuar, myślimy też o ważnych rocznicach historycznych.

Wspomagamy także konkurs Muzeum Emigracji w Gdyni na słuchowisko poświęcone emigracji. Spośród ponad stu prac, które wzięły w nim udział - zrealizowaliśmy pięć nagrodzonych. Były tak dobrze przyjęte, że być może będziemy je prezentować publicznie w Muzeum. Wiele imprez organizujemy na zewnątrz - regularnie w warszawskim domu kultury "Saska Kępa" spotykamy się z publicznością, by rozmawiać o naszych słuchowiskach. Bierzemy udział w koszalińskim festiwalu monodramu, na który przywozimy słuchowiska powstałe w takiej właśnie formule. Nie ma już właściwie festiwalu, na który by nas nie zapraszano. A wcześniej tak nie było. Byliśmy na marginesie, a teraz jesteśmy wszędzie. Wielką satysfakcją za tę różnorodność działań, niejako ich zwieńczeniem, jest dla nas nagroda Prix Europa za słuchowisko "Andy" Krzysztofa Czeczota - najbardziej prestiżowe wyróżnienie, jakie można zdobyć w naszej dziedzinie.

"Andy" jest też w tegorocznym konkursie. Nie martwi się pan, że to zdeterminuje podział nagród?

- Ktoś mi już powiedział, że to tak, jakby na Festiwalu Filmowym w Gdyni wystartował obraz, który dostał Oscara i trudno go nie nagrodzić. Zobaczymy, na szczęście to problem jury, a nie mój. Ja się cieszę, że wiele osób będzie mogło posłuchać w Sopocie tego pięknego utworu.

W tegorocznym konkursie radiowym weźmie udział 21 słuchowisk, czyli o cztery więcej niż w ubiegłym roku. Dlaczego?

- Mieliśmy tyle wartościowych realizacji, że trudno było wybierać. O rozpiętości konkursowych propozycji świadczy udział słuchowiska wg ostatniego tomiku wierszy Ewy Lipskiej "Miłość, pani Szubert" - z jednej strony, z drugiej - adaptacji powieści Jacka Dehnela "Lala". Widać, jak pojemną formułą jest teatr radiowy i ile daje formalnych możliwości. Udział słuchowiska w festiwalu już sam w sobie jest nagrodą. Na sopockie prezentacje przychodzą tłumy słuchaczy, dla twórców to jedyna w swoim rodzaju możliwość, by z nimi się spotkać i porozmawiać. Festiwal jest moim ukochanym dzieckiem, Teatr PR bardzo wielu dzięki niemu zyskał. Wielu ocenia naszą działalność jako sukces, a ja, choć tak nie mówię, to mam poczucie, że wykonujemy dobrą robotę. Ostatnie wyniki słuchalności też to potwierdzają, bo wskazują na stale, okołopółmilionowe audytorium.

Dbacie o klasykę?

- Może trochę ją zaniedbaliśmy, bo ma swoje wymagania - potrzebuje więcej czasu antenowego i przygotowań, środków. Ale na festiwalu zaprezentujemy m.in. szekspirowskiego "Ryszarda III" w realizacji Waldemara Modestowicza z genialną rolą Mariusza Bonaszewskiego.

W Teatrze Polskiego Radia ciągle jest miejsce dla debiutantów.

- To dla nas bardzo ważne, żeby zauważać młodych twórców: scenarzystów, reżyserów, aktorów. Wnoszą ożywczego ducha, ich propozycje bywają bardzo ciekawe. Jesteśmy dumni, że co roku przyznajemy nagrody za debiuty: reżyserski i aktorski. W tym roku zrobimy to po raz piąty: otrzymają je Andżelika Kurowska i Dariusz Wnuk. Wróżę im obojgu wielką karierę, choć dziś ich nazwiska niewiele jeszcze mówią większości słuchaczy. Ale jestem pewien, że będą, tak jak było choćby w przypadku Natalii Sikory, którą dostrzegliśmy i promowaliśmy jako pierwsi. Teatr Polskiego Radia ma się dobrze także dlatego, że współtworzą go młodzi. Młodzi do młodych mówią innym językiem, często lepiej potrafią się z nimi skomunikować. Moje pokolenie nauczone było linearnego opowiadania historii, a oni często posługują się inną "porozrywaną" narracją, stosują odważniejsze środki wyrazu, bogatszą ilustrację muzyczną. To wcale nie oznacza, że odrzucają przeszłość, przeciwnie - często przychodzą z propozycjami opowiadania o historii - tak jak choćby w przypadku słuchowiska o Janie Karskim. Powstał piękny, wzruszający spektakl, do tego nowoczesny w formie radiowej.

W tym roku ogłoszony został konkurs dla widzów i słuchaczy, w którym nagrodą jest uczestnictwo w festiwalu Dwa Teatry. Dużo nadesłano recenzji?

- Mnóstwo. To tylko potwierdza nasze obserwacje, że mamy wiernych sympatyków. Kibicują naszym poczynaniom, dzielą się wrażeniami, spostrzeżeniami - widać to, czytając nasze strony internetowe. Wielką rolę spełniła tu pani Elżbieta Pleszkun-Olejniczakowa, radioznawczyni, która w tym roku będzie także członkiem naszego festiwalowego jury. Prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Łódzkim i wychowała pokolenie ludzi zajmujących się sztuką radiową. Niektórzy jej studenci już zrobili doktoraty na ten temat.

Na tegorocznym festiwalu przypomniane zostaną trzy mrożkowskie słuchowiska. Nie było kłopotu z wyborem?

- Był, bo utwory Sławomira Mrożka mamy zrealizowane niemal w komplecie. Zaprezentujemy "Czarowną noc" z 1990 roku, "Na pełnym morzu" z 2005 i "Mołotowa". Ten ostatni powinien sprawić słuchaczom największą przyjemność, bo Mrożek napisał ten utwór specjalnie dla nas, było to jego ostatnie słuchowisko. Wyreżyserował je Bogdan Ciosek, przyjaciel pisarza, który namówił go też do wzięcia udziału w realizacji. Tak więc bezcenne pięć minut sam na sam z Mrożkiem.

Czy przygotowujecie jakąś specjalną niespodziankę?

- Mam nadzieję, że wydarzeniem będzie słuchowisko na żywo, czyli "Światło w nocy" w reżyserii Krzysztofa Czeczota. O wojnie, zagrożeniu, niepokojach. Ciekaw jestem, jak zostanie odebrane. Można zresztą powiedzieć, że cały festiwal jest niezwykłym, specjalnym wydarzeniem w życiu kulturalnym naszego kraju.

Janusz Kukuła jest dyrektorem Teatru Polskiego Radia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji