Artykuły

Jestem oszołomiona

- Często zagranie epizodu jest trudniejsze niż główna rola. To koronkowa robota, trzeba ją dopieścić by wybrzmiała - mówi BEATA PSZENICZNA, aktorka Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, uznana przez czytelników "Echa Dnia" za najpopularniejszą w tym sezonie.

Rozmowa z Beatą Pszeniczną, aktorką uznaną przez czytelników "Echa Dnia" za najpopularniejszą w tym sezonie.

Lidia Cichocka: - Gratuluję nagrody, czytelnicy "Echa Dnia" uznali panią za najpopularniejszą aktorkę mijającego sezonu.

Beata Pszeniczna: - Dziękuję bardzo, bardzo się cieszę, jestem oszołomiona.

Zaskoczenie?

- Zupełne. W ubiegłym roku kilka głosów zabrakło mi do zdobycia Dzikiej Róży. Myślę, że ta nagroda to zasługa także tamtych spektakli, a może wszystkiego, co robię od 10 lat.

Od tak dawna mieszka pani w Kielcach?

- Sprowadziliśmy się tutaj z Dawidem w 2004 i wrośliśmy na dobre. Teraz już nie mieszkamy obok teatru, to było wspaniałe na początek, ale już mamy mieszkanie i jak każdy przychodzę do pracy i wychodzę z niej. Mieszkając na zapleczu byliśmy cały czas w pracy, co wtedy było dobre.

Jak pani ocenia mijający sezon?

- Zagrałam w dwóch premierach. Nie były to duże role, ale dla mnie bardzo ważne. We "Wdowach" Mrożka jestem na scenie cały czas, gram śmierć. To trudna rola, bo nie mówię w niej ani słowa. Oczywiście nawet bez słowa można wiele powiedzieć oczami, ja nie mogłam tego zrobić, bo nie widać mojej twarzy. Koncentrowałam się na mowie ciała, ręce były moimi oczami. Mam nadzieję, że widzowie tak to odczytali.

Samo poruszanie się po scenie w masce i z gęsta woalką na twarzy też nie było łatwe.

- Prawdę mówić ja prawie nic nie widzę, mój ruch jest ograniczony i bardzo wystudiowany. Zastanawiam się, co by było, gdybym się potknęła...

W poprzednim sezonie grała pani główne role: Margaret, żony Bricka w "Kotce na blaszanym, gorącym dachu" i Sally w "Mężczyźnie wartym zachodu".

- Tak, ale często zagranie epizodu jest trudniejsze niż główna rola. To koronkowa robota, trzeba ją dopieścić by wybrzmiała.

Tak jak w "Carycy Katarzynie"?

- Na przykład w "Poskromieniu złośnicy". Bardzo lubię obie role, chociaż też nie są wielkie. Z "Carycą" jeździmy na festiwale, nie spodziewaliśmy się, że spektakl będzie odnosił takie sukcesy i nawet Jolanta Janiczak po kolejnej nagrodzie śmiała się, że znowu, ale to wspaniałe. Każda kolejna nagroda jest potwierdzeniem, że ta wcześniejsza nie była przypadkowa. Bardzo miło wspominam pracę z duetem Janiczak-Rubin, ich otwartość, szukanie nowych rozwiązań.

Pani twarz jest rozpoznawana na ulicy?

- Bywa. Okazuje się, że w Kielcach bardzo wiele osób chodzi do teatru. Nagle w sklepie, obok piaskownicy, w której bawi się córka, w klubie fitness spotykam fanów teatru, którzy mnie pozdrawiają. Otrzymuję wiele ciepłych słów. To bardzo miłe.

Razem z Dawidem Żłobińskim tworzycie aktorski dom. Czy jest między wami zawodowa rywalizacja?

- Wręcz przeciwnie, wspieramy się, nawzajem udzielamy sobie rad. Bardzo się cieszę kiedy Dawid dostaje role, a pracuje rzeczywiście bardzo dużo. W domu mamy pięć Dzikich Róż, które Dawid otrzymał i jesteśmy z tego bardzo dumni. Z aktorkami w moim wieku jest gorzej - pamiętam o tym, co mówiono na uczelni, że po 40-ce aktorki znikają - nie ma dla nich propozycji, bo brakuje dobrych ról. Ja mam 39 lat i gram Margaret, która w sztuce ma 26 lat, ale zdaniem tłumacza, Jacka Poniedziałka ten fakt pracuje na moją korzyść.

A jak radzi sobie pani jako mama?

- Bogna chodzi do Akademii Małego Przedszkolaka, ale jest częstym gościem w teatrze. W poprzednią niedzielę na "Carycy" obserwowała tatę ze sceny, a w końcu za jego namową na nią weszła. Często wychodzi też (za zgodą reżysera) na brawa, kiedy kłaniamy się po "Carycy". Jeździła z nami po festiwalach i przeglądach, nie była ze mną tylko w Gdyni. Teatr jest jej drugim domem.

A co z prowadzeniem domu?

- Ciągle lubię gotować i codziennie dwudaniowy obiad z deserem jest.

Na wszystko wystarcza czasu?

- Ja jestem pracoholikiem, im więcej mam do zrobienia tym lepiej. Prowadzę więc warsztaty teatralne zarówno w Akademii Przedszkolaka jak i w teatrze. Na Białą Noc 27 czerwca przygotowujemy z młodzieżą fragmenty "Zielonej Gęsi". Zapraszam serdecznie do teatru. Uczę się też angielskiego, dosyć intensywnie, bo 4 godziny w tygodniu. Biegam, bo muszę - uwielbiam czekoladę i potrafię zjeść dziecku słodycze. Bognie wystarczy spróbowanie, a ja nie mogę się powstrzymać.

Czasami widuję panią na rowerze...

- Bo to mój podstawowy środek transportu. W tym roku tylko przez miesiąc, kiedy leżał śnieg, nie jeździłam. Miałam zamontowane specjalne siodełko dla Bogny, teraz już jest na nie za duża, ma 5 lat. Bogna sama zresztą jeździ konno.

Czy wakacje są już zaplanowane?

- Z pewnością pojedziemy na wieś. Tam jest wszystko to co nam potrzebne: ogród, las, zwierzęta. W połowie sierpnia wracamy do Kielc. Trwają próby do nowego spektaklu o Hemarze, cieszę się, że gram i mam nadzieję, że będzie to pracowity sezon. Zaczynam także pracę z młodzieżą, to była ich propozycja by zacząć się spotykać i przygotowywać coś w połowie sierpnia. Bardzo mnie to cieszy, bo tacy młodzi ludzie to nadzieja dla teatru.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji