Artykuły

"Wielkoludy"

Jonathan Swift swojemu bohate­rowi, Lemuelowi Guliwerowi, kazał wędrować po wyimaginowanych krainach, by móc kreślić satyryczny obraz społeczeństwa i rodzaju ludz­kiego. Andrzej Maleszka w świat Wielkoludów zaprowadził swoją bo­haterkę, by... zaznała smaku nietolerancji. Tak mi się przynajmniej wyda­je, bo do końca nie jestem pewna, o co autorowi chodzi.

A oto - w skrócie - treść sztuki: Dziewczynka ucieka z domu i pociąga za sznurek, chociaż jest tam napisane, "że nie wolno tego robić". W ten to sposób znalazła się w mieszkaniu, gdzie sprzęty są niebywale duże, a jak się wkrótce okaże, ich właściciele również wzrostem górują nad nor­malnym człowiekiem. W mieszkaniu Wielkoludów - Berty i Gustawa - znajduje się jednak chłopiec normal­nego wzrostu (pełen kompleksów z tego powodu), który stara się pomóc dziewczynce. Okazuje się także, że i Wielkolud Berta ma dobre serce i chce zatrzymać dziewczynkę, a Gustaw, choć nieustannie burczy, także nie jest zły. Tylko Prezes Kinggott zwalnia Gustawa z pracy jedynie za to, że trzyma u siebie małe istoty. Wtedy Berta daje mężowi miksturę, po której Gustaw zmniejsza się do rozmiarów laleczki, po czym wypija ją sama i dzieci mogą - z owymi laleczkami - udać się spokojnie w świat ludzi nor­malnych, czyli do domu.

I to by było na tyle, jak powiadają niektórzy. Widzowie czekają na roz­wój akcji, ale doczekać się nie mogą. Sztuka jest statyczna, nic się w niej nie dzieje, a przedstawienie jest takie samo. Bohaterowie wchodzą na sce­nę i wychodzą z niej, a czasem siadają pod stołem. Jedyną atrakcją są kotur­ny, na których poruszają się Danuta Malinowska i Zdzisław Derebecki. Chociaż Zdzisław Derebecki zdecy­dowanie wyróżnia się w tym zespole, potrafił nadać postaci Gustawa cechy indywidualne, bawi się wyraźnie swoją rolą. Jan Niemaszek (On) i Joanna Borer (Ona) robią, co mogą, aby ratować się na scenie, bo reżyser Jerzy Moszkowicz-jak widać - nie miał wiele do powiedzenia.

Wszystko to pozbawione jest dra­maturgii, ciekawej akcji. Przedstawie­nie jest nudnawe i ubogie. Nie tyle skromne, co właśnie ubogie, nawet w oprawę muzyczną. Dobrze, że chociaż Jan Niemaszek gra na harmonij­ce.

Być może, dzieci wyniosą z tego przedstawienia przesłanie, że nie na­leży tępić nikogo tylko dlatego, iż różni się tuszą czy wzrostem. Może przyjdzie im na myśl słowo tolerancja, ale nie jestem tego całkiem pewna. Natomiast jestem przekonana, że dla dzieci trzeba przygotowywać przedstawienie tak jak dla dorosłych, tylko... trochę lepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji