Artykuły

Zbyt krótka samotność

Każda inscenizacja dra­matów Thomasa Bernharda będzie porówny­wana do przedstawień Krystiana Łupy i Erwina Axera. Właśnie Axer po­trafił najlepiej uchwycić ducha tej dramaturgii, jej specyficzny język, najpeł­niej wykorzystać walor obsesyjnie powracają­cych motywów, natręt­nych powtórzeń - tak charakterystyczny dla sztuk Austriaka.

Trudno pozbyć się tych skojarzeń oglądając no­we przedstawienie na scenie kameralnej Te­atru Polskiego "Aktor Minetti" w reżyserii Gillesa Renarda. Opowieść dedykowana jednemu z największych aktorów naszego stule­cia Bernhardowi Minettiemu przypo­mni od razu słynnego "Komedianta" i wielką kreację Tadeusza Łomnickiego w roli Bruscona.

Obaj aktorzy ze sztuk Bernhrda zale­wają otoczenie potokiem słów. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Bruscon u Axera swoim niekończącym się monologiem chciał posiąść cały świat, podporządkować go sobie.

Bez przerwy monologuje także Minet­ti. Interpretacja Ignacego Gogolewskiego w Teatrze Kameralnym spra­wia, że jego słowa nabierają innego znaczenia. Miłośnicy Bernharda mogą mieć za złe Gogolewskiemu zbyt lirycz­ne potraktowanie bohatera, odebranie jego tyradom okrucieństwa. Jego Mi­netti to studium ludzkiej samotności. Ciągle mówi, powtarza te same frazy, ale nie chce panowania nad światem, nie chce wypełnić go swoim istnieniem. Po prostu usiłuje sam przed sobą usprawiedliwić się z nieudanego żyda, artystycznego krachu, wciąż rozdrapu­jąc nigdy nie zagojone rany. Przygar­biony, przemierza w zniszczonym płaszczu przestrzeń sceny. Minetti Gogolewskiego nie przemawia też tonem tragika. Głos mu się zała­muje, czasem tylko roz­brzmiewa całą mocą. Ten Minetti przegrał swo­je życie. Pozostało mu tyl­ko śpiewanie trenu dla samego siebie. Wybawie­nie - oczekiwany przez cały czas dyrektor teatru - nie nadejdzie.

Przedstawienie w Kame­ralnym miało zapewne nawiązywać do Beckettowskiego "Czekając na Godota". Zamiast Pozzo i Lucky'ego przez scenę przechodzą tylko karze­łek i pijani uczestnicy ho­telowej zabawy. Ich za­chowanie to kontrast do słów Minettiego i okrutny komentarz autora - na świecie nie ma miejsca na ludzi wrażliwych, oddanych sztuce. Wyprą ich bezmyślni pijani ludzie. Gdyby jeszcze francuski reżyser po­zwolił Ignacemu Gogolewskiemu na­prawdę zagrać tę rolę! Gdyby nie prze­szkadzał mu zatupującym jego monolog zachowaniem aktorów dru­giego planu! Gdyby na przykład siłą re­żyserskiej władzy zmusił Eugeniusza Kamińskiego, by grany przez niego Portier słuchał Minettiego, a nie reago­wał jedynie serią idiotycznych gryma­sów. Gdyby jeszcze hotelowi goście by­li groźnym zbydlęconym tłumem, a nie zbiorem pociesznych, bo trochę wsta­wionych postaci, które "upiększono" przyczepionymi cyckami z gutaperki! W ogóle scenografia "Aktora Minettie­go" stawia pod dużym znakiem zapyta­nia poczucie smaku Józefa Napiórkowskiego. Na scenie stanęła hotelowa recepcja do złudzenia przypominająca marzenia prowincjonalnego dekorato­ra o "Damie z Maxima". W niej to wła­śnie drugi plan oraz reżyser psują pra­cę Ignacemu Gogolewskiemu. Aż szkoda, że tak rzadko pozostaje na sce­nie sam. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwy teatr. Niestety, kończy się zbyt szybko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji