Artykuły

Prapremiera światowa!

Jedziemy z Zaczkiem samochodem do Bierunia. Muzyczka sączy się z radia. Jest cicho i miło. Jedziemy na premierę do amatorskiego "Teatru dla dorosłych" w Bieruniu. Co tam premierę, to prapremiera światowa! Nie wiem, czy bym uwierzył cztery lata temu, kiedy wpadł mi do głowy pomysł konkursu na jednoaktówki po śląsku, że któregoś dnia będę w teatrze na prapremierze którejś z nich - pisze Ingmar Villqist w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Na premierowe klimaty reaguję dziś już wyłącznie chęcią panicznej ucieczki z miejsca połogu kolejnego katharsis, ale teraz jestem wyraźnie podekscytowany i ciekaw efektu.

Dobrze, że mnie Zaczek zabrał z sobą, bo sam bym tam pewnie nie trafił. Nawet gdybym miał samochód. W Bieruniu byłem ze 30 lat temu, jeszcze w czasie w studiów. Staliśmy skacowani w deszczu przed pięknym drewnianym kościołem cmentarnym św. Walentego (jednonawowym, o konstrukcji zrębowej, z końca XVI w.) i słuchaliśmy mądrego referatu naszej koleżanki. Stare dzieje.

A dziś jadę do Bierunia na prapremierę. Nie wiem, czy bym uwierzył cztery lata temu, kiedy wpadł mi do głowy pomysł konkursu na jednoaktówki po śląsku, że któregoś dnia będę w teatrze na prapremierze którejś z nich. Odbyły się już trzy edycje konkursu, wydaliśmy dwa tomy antologii nagrodzonych tekstów, do szczęścia brakowało tylko scenicznej realizacji. No i doczekaliśmy się. Dawno już nie miałem takiej tremy. Jesteśmy na miejscu; Bieruń, ul. Chemiczna 25, Dom Kultury "Gama". Zaprosił nas na prapremierę dwóch jednoaktówek po śląsku - autorstwa Macieja Sojki pt. "Freedland" i Marcina Melona pt. "Komisorz Hanusik i Warszawiok" - bieruński, amatorski "Teatr dla dorosłych". Dwuczęściowy spektakl wyreżyserowała Joanna Lorenc. Ale czy ktoś tu w ogóle przyjdzie? Przecież to piątek, mistrzostwa świata, ludzie mają swoje sprawy, chcą mieć spokój. Przekonamy się.

Wreszcie przyjeżdża Waldek Szymczyk i Mirek Neinert - teraz jury konkursu śląskich jednoaktówek już w pełnym składzie. Zaraz się zacznie. Idziemy na miejsca, siadamy, cukiereczek w paszczę. Widownia pełna. Pierwsza jednoaktówka to "Freedland"; grają Dorę - Maria Tyman i Achima - Michał Kucz. Trudny to tekst do zagrania, nawet dla doświadczonych aktorów. Pełen niuansów, językowych zasadzek i dwuznaczności. Lata 80. XX w., kuchnia w jakimś śląskim mieszkaniu, w bloku. Ona postanawia powiedzieć mężowi, że chce wyjechać do Reichu. Długo się do tego przygotowywała, w tajemnicy przed wszystkimi, przed mężem też. Uknuła misterny plan; zaproszenie, wyjazd, wie już. w jakim obozie przejściowym będzie mieszkać, w jakim mieście, ma szanse na pracę, potem ściągnie do Freedlandu męża. Podjęła decyzję. Nie cofnie się. Teraz tylko trzeba przekonać Achima. A on nawet nie chce o tym słyszeć, nie chodzi o "patriotyzm" i politykę, ale strach przed zmianą, jakąkolwiek. Dobrze i "bezpiecznie" mu w tej pułapce. Ona i On wymęczeni sobą i światem wkoło, udręczeni biedą, kłamstwem, bez perspektyw, ułomni poddaństwem, niewolnicy systemu i historii. A więc kłótnia na argumenty raniące oboje i podlane alkoholem złe słowa. Pierwsza w ich życiu tak ważna rozmowa nie o tym. co gdzie i za ile kupić. Ona jest silniejsza, odchodzi, nic jej nie zatrzyma, wyjedzie do Freedlandu, on zostaje. Jak większość z nas.

Bardzo dobrze zagrali aktorzy amatorzy tę jednoaktówkę. Zwłaszcza Maria Tyman, bo ta rola nie do śmiechu i z grepsów. Jej Dora jest budzi się z wolna na naszych oczach do samodzielnego życia, ucieka z pułapki nadanego przez los dupowatego modelu życia i myślenia. Przerwa, papierosek i druga sztuka pt. "Komisorz Hanusik i Warszawiok". Już jak czytałem ten tekst Marcina Melona pierwszy raz, to myślałem, że ze śmiechu spadnę z krzesła. Wyobraźcie sobie; oto buszuje po Śląsku bandzior Ryszawy Erwin, który posiadł umiejętność przybierania postaci każdego napotkanego człowieka. Istny kameleon. Od dziecka zmieniał się, a to w księdza, a to w kobietę, to znów w napastnika Ruchu Chorzów, dyrektora banku górnośląskiego, w kogo chciał, i straszne z tego powodu wynikały afery; oszukiwał, kradł, robił, co chciał. Ale teraz powiało prawdziwą grozą na Śląsku, bowiem okazało się, że do Katowic ma przyjechać premier RP i tutejsze tajne służby obawiają się, że Ryszawy Erwin przemieni się w premiera RP i ogłosi na Śląsku autonomię. (Nawet teraz, jak to piszę, to boli mnie wątroba ze śmiechu).

No i zaczyna się wartka akcja jak w najprzedniejszym kryminale. Inspektor Smolarz (Michał Kucz) przedstawia sobie komisarza Hanusika (Sławomir Rosowski) i agenta tajnych służb z Warszawy - Warszawioka (Łukasz Drobik). Każe im współpracować i razem dopaść Ryszawego Erwina. Śląsk i Warszawa ścigają przebierańca po Załężu; gag goni gag, bo jeden gada po śląsku, drugi po polsku, a widownia czyta każdy szyfr językowy i zaśmiewa się do łez, ale oni muszą współpracować i dorwać Ryszawego Erwina, inaczej będzie polityczna katastrofa. Śledzą, tropią, kłócą się (w tle współczesny Śląsk), ale Ryszawy zapadł się pod ziemię. Nawet matka przebierańca Staro Banertka (Celina Rosowska) nie wie, kiedy jest syn jest jej synem, a kiedy kimś zupełnie innym. A wizyta premiera RP tuż-tuż. Wreszcie Komisarz Hanusik przez przypadek wpada na trop Ale wyjaśnienia zagadki nie zdradzę. Zamiast wystawać pod jakimś "prawdziwym" teatrem i protestować za lub przeciw jakimś wydumanym pseudoreligijnym prowokacyjkom, jedźcie lepiej, proszę, do Bierunia i obejrzyjcie ten spektakl "Teatru dla dorosłych"; szczery, pełen autentycznej wiary w teatr i sztukę, ciekawy aktorsko, powstały z potrzeby serca i kontaktu z własną, najprawdziwszą w świecie widownią. Bardzo polecam!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji