Artykuły

Opowieść o człowieku potrójnym

Teatr Studio am Salzufer - Tadeusz Różewicz Bühne przedstawił niedawno swoją najnowszą sztukę na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie, dosłownie w kilka dni po berlińskiej premierze. Spektakl wyreżyserowała Janina Szarek, a scenariusz wspólnie z nią napisali Brygida Helbig i Olav Münzberg. Grali studenci drugiego roku Transform Schauspielschule, berlińskiej szkoły aktorskiej, której działalność jest ściśle związana z teatrem Szarek i Münzberga - pisze Bogdan Twardochleb w Kurierze Szczecińskim.

Dziesięć lat istnieje w Berlinie Teatr Studio am Salzufer. Od kilku lat ma też drugą część nazwy: Tadeusz Różewicz Bühne - Scena Tadeusza Różewicza. Został założony przez aktorkę i reżyserkę Janinę Szarek, mieszkającą w Berlinie od 1981 roku, i Olava Munzberga, czemu patronował nadburmistrz miasta Klaus Wowereit.

Pierwszą premierą było "Białe małżeństwo" Różewicza. Najnowsza premiera to "Anioły i świnie w Berlinie" [na zdjęciu], której niemiecki tytuł: "Pfannkuchen, Schweine, Heligenscheine" można przetłumaczyć mniej więcej: "Pączusie, świnie, świętoszki". Spektakl został oparty na prozie i wierszach Brygidy Helbig, głównie z książki "Anioły i świnie. W Berlinie!", wydanej przez szczecińską oficynę "Forma". Najnowsza książka tej pisarki i berlińskiej literaturoznawczyni, szczecinianki z urodzenia, zatytułowana "Niebko", jest w finale tegorocznej nagrody "Nike".

Teatr Studio am Salzufer - Tadeusz Różewicz Bühne przedstawił niedawno swoją najnowszą sztukę na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie, dosłownie w kilka dni po berlińskiej premierze. Spektakl wyreżyserowała Janina Szarek, a scenariusz wspólnie z nią napisali Brygida Helbig i Olav Münzberg. Grali studenci drugiego roku Transform Schauspielschule, berlińskiej szkoły aktorskiej, której działalność jest ściśle związana z teatrem Szarek i Münzberga.

Rzecz mówi o epizodach z życia dziewczyny, która po 1990 r. wyjeżdża z Polski do Niemiec i otrzymuje tamtejsze obywatelstwo, do czego uprawnia ją niemieckie pochodzenie. Scenicznie rzecz jest skomplikowana, a to ze względu na potrójność głównego bohatera (bohaterki). Na scenie mamy więc autorkę i narratorkę (gra ją Anne Wolf), sceniczną główną bohaterkę nazywającą się Gisela Stopa (to rola Nadine Rey) i schizofreniczne "Ja" (niem. Das Schizofrene Ich); w Szczecinie tę rolę grał Tomas Heise-Munoz.

Owa troistość głównej roli ma swoje pełne uzasadnienie. Narratorka-autorka, tak jak jej literackie alter ego Gisela Stopa, przenosi się bowiem z jednej swojej kulturowej i mentalnej rzeczywistości (polskiej) do innej, niemieckiej, która też jest jej. Proza i wiersze Brygidy Helbig opowiadają o napięciach, jakie rodzą się pomiędzy owymi dwoma wcieleniami "ego". Z nich to właśnie powstaje Schizofreniczne "Ja" żyjące własnym życiem. Na scenie pojawia się szczególnie wyraziście już prawie na początku, mianowicie w scenie wydawania bohaterom niemieckich dokumentów tożsamości, czemu towarzyszy zamiana polskobrzmiących imion i nazwisk na niemieckobrzmiące.

Cała sztuka składa się z podobnych groteskowych w istocie scen konfrontowania zwyczajów, nawyków, stereotypów jednej i drugiej kultury, głównie codziennej. W pierwszej części związane jest to z doświadczeniami bohaterki, która z kultury polskiej przenosi się do niemieckiej, a w drugiej na odwrót: ta sama bohaterka z codzienności niemieckiej i z niemieckim dowodem tym obserwacje, podróżując pociągiem relacji Berlin-Szczecin.

Groteskowość tak postrzeganego świata, do którego potrójna narratorka-bohaterka należy (bez niego nie istniałaby), trudno jest pokazać na scenie. Młodych aktorów wspiera oszczędna scenografia, operowanie czernią i światłem, nadto muzyka, ale w gruncie rzeczy uwaga widza koncentruje się na nich: ich grze, ruchu ciała, mimice, dykcji. Janina Szarek postawiła przed młodymi aktorami bardzo trudne zadanie, ale też - mając doświadczenie z teatru polskiego, w którym groteska jest (a na pewno była) chlebem codziennym - skłoniła ich do gry, która ma podkreślać dylematy i paradoksy związane z przenoszeniem się z kultury do kultury.

Spektakl przygotowany został dla berlińskich widzów i w języku niemieckim, choć Brygida Helbig jest pisarką piszącą po polsku. Czy jakiś teatr polski zdecyduje się na przygotowanie spektaklu według jej tekstów? Sprzyjać temu może ich narracja, będąca de facto monologiem. Helbig ma świetne wyczucie mowy.

Problemy, jakie opisuje w swoich książkach i jakie Janina Szarek, mająca podobne doświadczenia, przeniosła na scenę, są jednak wciąż odległe od głównych nurtów współczesnej sztuki polskiej. Żyjemy w kulturze monolitycznej, polonocentrycznej, problemy innych i obcych są u nas wciąż marginalne. Ukazują się co prawda reportaże o nich, realizowane są filmy, lecz nie ma ważnych literackich opowieści, w których mówiłoby się na przykład o powojennych losach polskich Ukraińców, Żydów, Niemców, Białorusinów. Nawet jeśli były, zostały zapomniane, jak m.in. książki Erwina Kruka czy Sokrata Janowicza. Dzisiejsza kultura polska jest wciąż zainteresowana głównie sama sobą, kulturą polską. W Niemczech, gdzie problemy opisywane przez Brygidę Helbig są codziennością, jest inaczej. Nie znaczy to wcale, że nie warto byłoby pokusić się o inscenizację jej prozy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji