Artykuły

Antonow oszalał dla jednej owcy

Na scenach Bułgarii trwają intensywne prace przygotowawcze (uczestniczą w nich i nasi reżyserzy, m. in. Prus, Wajda, Ziębiński) do wielkiego przeglądu dramaturgii polskiej, od Słowackiego i Przybyszewskiego po Mrożka i Przeździeckiego. Podejrzewam, a w podejrzeniach utwierdza mnie znajomość kulis sprawy, że w rewanżu nie bardzo będziemy potrafili impetowi bułgarskich przyjaciół sprostać. Premiera "Owcy" Stanisława Stratijewa w Teatrze Kameralnym dokumentuje zaś, że we współczesnej dramaturgii bułgarskiej moglibyśmy znaleźć treści, które interesują naszego widza swą drapieżnością w próbie analizy złożonych mechanizmów czasu współczesnego. Pamięć o polskich sukcesach sztuk Jordana Radiczkowa każe też mniemać, że przykład "Owcy" nie jest jaskółką bez wiosny...

Przy tym wszystkim dobrze się stało, że polski start w tegoroczny przegląd dramaturgii wypadł tak udatnie. Zaważył tu sam wybór sztuki, zaważył wybór reżyserskiej koncepcji stylistycznej, mają swój udział aktorzy...

Stratijew sięga w swej "Owcy" po tradycyjny schemat farsy, co życiowe zdarzenie przemnaża przez mnożnik absurdu. Tym zdarzeniem jest w "Owcy" pospolita pomyłka drobnego urzędniczyny, który notuje w rejestrach, że asystent uniwersytecki, Iwan Antonow jest posiadaczem owcy (jak doszło do tej pomyłki to sekret absurdalnej fabuły, nie będę go tu zdradzał). Oczywiście asystent Antonow żadnej owcy nie miał, i nie ma. Ale nacisk machiny groteskowej rzeczywistości a la Mrożek sprawia, że nie tylko poczuje się owego kudłatego stroju właścicielem, ale będzie go doił, wypasał i strzygł. Nie bez kozery wspomniałem tu o Mrożku, Stratijew zdaje się wiele zawdzięczać stylistycznym studiom u autora "Policjantów" i "Karola". Tyle, że Mrożkową konsekwencję w wyostrzaniu absurdu aż poza sferę realności, Stratijew zastępuje ironiczną analizą malutkich zdarzeń z nieciekawego życia. Znać w tym szkołę "Styrszela" (bułgarskiego odpowiednika "Szpilek"), z którym Stratijew przez wiele lat współpracował, znać ducha gabrowskich festiwali, które aż po połoniny Rodopodów i wąwozy Pirynu rozpropagowały swój, gabrowski styl humoru, lubujący się w zgryźliwości na wady codzienności.

Współczesną farsę Stratijewa wystawił Jerzy Rakowiecki z całym poczuciem dwoistości zadań, jakie narzucał mu tekst. Tekst był śmieszny - szło o to, iżby tego komizmu nie zubożyć, nie rozmieniać go na tani humorek obyczajowy; tekst był ostry w swym ataku na okopy Świętej Biurokracji - szło o to, iżby sens tego ataku nie przeistoczył się w publicystyczną pytlówkę na ograny temat, a przeciwnie, iżby przekazał całą oryginalność Stratijewskiego wywodu. Dwoistość swoich zadań Rakowiecki zaplanował precyzyjnie a zespół aktorski z równą precyzją wykonał. Dawno nie słyszałem tylu śmiechów na widowni, a publiczność śledziłem premierową, więc z natury swej wydostojniałą i rechotom obcą. Dawno nie zetknąłem się też w sztuce współczesnej z tak znakomitym rytmem przedstawienia: słowo łączy się ze słowem w potok, sytuacja wybiega z sytuacji. W zespole aktorskim skala ról każe wyróżnić przede wszystkim Witolda Pyrkosza, Hannę Stankównę i Bogusza Bilewskiego. Pyrkosz od legendarnych swych czasów wrocławskich nie miał roli tak błyskotliwie poprowadzonej jak ten Urzędnik (a raczej tłumek Urzędników, gdyż aktor gra serię mini-skeczów, w których demaskuje plejadę biurokratycznych urzędasów, od referenta po szefa); Hanna Stankówna w niewdzięcznej roli Neweny Dermendżijewej potrafiła połączyć lekkość z momentami refleksyjnymi, swój monolog w I akcie mówiła z urzekającym liryzmem. Bogusz Bilewski jako Iwan Antonow stanowi kolejny dowód, jak korzystnie wpływa na talent aktora, co od lat zasiedział się w jednym teatrze, a tam używają go do zadań zapełniania tła za primadonną - zmiana teatru. W pozornie jednowymiarowej, rezonerskiej roli Iwana Antonowa ujawnił Bilewski cały swój wdzięk, swobodę w operowaniu rytmem słowa, prostotę. I tyle o protagonistach. Dalej wypadałoby przepisać afisz, gdyż spektakl rozpadając się na serię zabawnych skeczów, stwarza w każdym z nich okazję do aktorskich błyśnięć. Umieli to wykorzystać: Justyna Kreczmarowa (Żona), Stanisław Mikulski (Ewgienij), Wiktor Nanowski (przezabawny wysuszony urzędniczek, Nikołow), Tadeusz Cygler (wiszący), Marian Łącz (kabaretowo podszkicowany chłop), Ryszard Piekarski (Człowiek w garniturze), Tadeusz Jastrzębowski (Fryzjer), Stanisław Jaśkiewicz (Lekarz), Juliusz Wyrzykowski (histerycznie rozwrzeszczany fryzjerczyk) i inni.

Scenografia Ryszarda Winiarskiego w trudnych warunkach przestrzennych Teatru Kameralnego demonstrowała imponującą wielość planów i sfer. Przekład Hanny Karpińskiej - niezmiernie sceniczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji