Artykuły

Wspomnienie: Leon Schiller (14 marca 1887 - 25 marca 1954).

W marcu minęła 60. rocznica śmierci wielkiego Leona Schillera, genialnego reżysera, inscenizatora i reformatora teatru, twórcy niezapomnianych dziel romantycznych. Maga polskiego teatru.

Poznałem go po wojnie w roku 1949, kiedy obejmował dyrekcję Teatru Polskiego w Warszawie. Zaproponował mi engagement. Miałem szczęście z nim pracować, przebywać w jego kręgu i cieszyć się jego sympatią. Niestety, krótko. Po roku odwołano go ze stanowiska.

W zespole Teatru Polskiego znalazłem się po raz drugi dzięki wstawiennictwu wybitnej aktorki tej sceny Zofii Lindorfówny, z którą byłem zaprzyjaźniony. Zarekomendowała mnie Leonowi Schillerowi w momencie, kiedy szukał młodego aktora do roli Aloszki w sztuce Gorkiego "Na dnie". Otwierał nią w Warszawie nowy sezon teatralny 1949/1950.

A było to tak. Któregoś dnia odebrałem telefon z Teatru Polskiego. Zaproszono mnie na rozmowę z dyrektorem Leonem Schillerem. Kiedy następnego dnia zdenerwowany, pełen napięcia czekałem w sekretariacie Teatru Polskiego na spotkanie z wielkim Schillerem, przypominały mi się rozmowy starszych kolegów o nim i o tym, że interesuje go przede wszystkim inscenizacja, a nie aktor, otworzyły się drzwi jego gabinetu i usłyszałem słowo: "proszę". Wszedłem. Ukłoniłem się nisko, powiedziałem "dzień dobry" i czekałem. W głębi za biurkiem zobaczyłem siedzącego w fotelu korpulentnie zbudowanego pana trzymającego w lewej ręce papierosa, a prawą uderzającego się lekko dwoma palcami po policzku. Przed nim stała filiżanka kawy i leżała paczka papierosów "Mocnych". Bez "Mocnych" i kawy nie mógł egzystować. Wstał, podał mi rękę i wskazał krzesło, na którym usiadłem. Przez chwilę zapanowała cisza. Przyglądał mi się bacznie i uśmiechał tajemniczo. Ten uśmiech mógł oznaczać wszystko. Życzliwość, pobłażliwość, akceptację, lekceważenie. Było w nim coś tajemniczego. Nieodgadnionego.

Wielki Schiller zawsze się uśmiechał. Nigdy nie widziałem go zagniewanego. Był człowiekiem urokliwym. Wszechstronnie wykształconym. Erudytą. Władał kilkoma językami obcymi. Był wielkim panem w pełnym tego słowa znaczeniu. Górował nad otoczeniem. Czuło się przed nim respekt. Pracując z nim, przekonałem się, że nie wszystko to, co o nim opowiadali koledzy jest prawdą. Nie interesował go aktor tylko wtedy, kiedy nie podporządkował się jego woli lub nie potrafił przekazać tego, czego sobie życzył.

W czasie rozmowy zapytał mnie, czy chciałbym z nim pracować. Byłem zaskoczony tym pytaniem. Powiedziałem: "Panie dyrektorze, to wielki dla mnie zaszczyt".

Nie omieszkał też wspomnieć, że to koleżanka Zofia Lindorfówna i dyrektor Martyka uznali, że rola Aloszki idealnie do mnie pasuje. Bąknąłem coś nieśmiało i usłyszałem, że mam przyjść jutro na spotkanie zespołu i na próbę. Całą noc nie zmrużyłem oka.

Na zebraniu poznałem nowych znakomitych kolegów, z którymi miałem pracować: Barbarę Ludwiżankę, jej męża Władysława Hańczę, Zdzisławę Życzkowską, Hankę Skarżankę, Ryszardę Hanin, która od pierwszej chwili była moim dobrym duchem, Jana Świderskiego, Tadeusza Woźniaka, Jerzego Kaliszewskiego i Saturnina Butkiewicza oraz Czesia Wołłejkę, który wygłaszał dwa poematy na początku i na końcu sztuki. Od pierwszej próby Schiller był mi przychylny. Uśmiechał się do mnie. Spoglądał życzliwie i dawał uwagi dotyczące roli, które wykonywałem. Któregoś dnia nieoczekiwanie poprosił o powtórzenie sceny. Przeraziłem się. Spojrzałem na Rysię Hanin, która znała Schillera i pracowała z nim w Łodzi. Uspokoiła mnie i powiedziała, że to dobry znak, że Schiller mnie akceptuje i że jest ze mnie zadowolony.

Kiedy na krótko przed premierą, tańcząc kozaka, skręciłem sobie nogę, byłem załamany. Sądziłem, że Schiller zrobi za mnie zastępstwo. Ale nie zrobił. Pocieszał mnie nawet, że i bez kozaka rolę Aloszki mogę uważać za udaną. Od tej chwili byłem już pewien jego życzliwości. Zanim odwołano go z dyrekcji, zagrałem jeszcze w kilku sztukach. W "Wesołych kumoszkach z Windsoru", "Ostatnich dniach", "Don Juanie", "Dobrym człowieku" i w "Sprytnej wdówce". Zaczęliśmy też próby "Kramu z piosenkami" w jego reżyserii, ale nie doszło do realizacji, bo Schillera nieoczekiwanie odwołano.

O jego zwolnieniu natychmiast puszczono w ruch anegdotę: "Nie ma mocnych", która krążyła wśród aktorów. Schiller każdego dnia przed przyjściem do teatru kupował w kiosku gazetę i paczkę "Mocnych". Tego dnia kioskarka powiedziała mu, że nie ma "Mocnych". Kiedy zjawił się w teatrze, dowiedział się, że nie jest już dyrektorem.

Urodził się w Krakowie 14 marca 1887 roku. Od najmłodszych lat interesował się teatrem i muzyką. Przewyższał intelektem swoich rówieśników. Po maturze studiował polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim i na Sorbonie w Paryżu. Jego przyjaźń z Edwardem Gordonem Craigiem, wielkim angielskim reformatorem teatru, wywarła ogromny wpływ na jego twórczość i sposób myślenia o teatrze. Teatr i muzyka stały się jego przeznaczeniem.

W roku 1917 zaczynał od praktyki teatralnej w Teatrze Polskim. Pomógł mu w tym Ludwik Solski. Początkowo zajmował stanowisko dramaturga i muzykologa. Potem zaczął reżyserować. Pierwsze jego prace kładły nacisk przede wszystkim na stronę wizualną i muzyczną. Związał się wtedy z wielkim artystą malarzem Wincentym Drabikiem, którego dekoracje i kostiumy wzbudzały ogólny zachwyt. We współpracy z nim powstały tak wybitne przedstawienia jak "Wiele hałasu o nic" Szekspira, "Mieszczanin szlachcicem" Moliera, "Pastorałka" i "Nowy Don Kichot" Fredry z muzyką Moniuszki.

Przed wybuchem II wojny światowej do najgłośniejszych jego realizacji należały: "Dzielny wojak Szwejk", "Królowa przedmieścia", "Krzyczcie Chiny" i głośne "Ciankali" Fryderyka Wolfa, znanego niemieckiego pisarza komunistycznego. Wreszcie monumentalne widowiska takie jak "Dziady" Mickiewicza, "Kordian" Słowackiego, "Wyzwolenie" Wyspiańskiego, "Sen nocy letniej" i "Król Lear" Szekspira oraz "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego.

Kilka z nich widziałem jako młody chłopak zafascynowany teatrem na scenie Teatru Polskiego. Niewiele mogę dziś o nich powiedzieć. Pamiętam tylko niektórych aktorów, pojedyncze sceny i dekoracje. Widzę jak we mgle Józefa Węgrzyna w roli Konrada-Gustawa w "Dziadach". Pamiętam trzy wielkie krzyże na scenie i Edwarda Wiercińskiego jako Księdza Piotra. Mam przed oczami Elżbietę Barszczewską jako Dziewicę i to wszystko. Z "Kordiana" zapamiętałem tylko Mariana Wyrzykowskiego, a ze "Snu nocy letniej" przepiękne bajkowe dekoracje, zespół taneczny Tatiany Wysockiej jako elfy snujące się po lesie i sceny prostaczków, a wśród nich Adolfa Dymszę i Mieczysława Borowego.

W czasie wojny i okupacji niemieckiej Schiller prowadził konspiracyjne kursy reżyserskie i organizował lotne ekipy aktorskie na terenie Warszawy. A potem, także w czasie Powstania - dla walczących żołnierzy. Kiedy w roku 1941 z rozkazu władz podziemnych zastrzelono Igo Syma, który okazał się niemieckim konfidentem, Schillera aresztowano i jako zakładnika wraz z Bronisławem Dardzińskim i Zbigniewem Sawanem wywieziono na Pawiak, a stamtąd do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Dzięki spieniężonej biżuterii jego siostry i pomocy przyjaciół udało się go wyciągnąć z obozu po kilku miesiącach. Do wybuchu Powstania Warszawskiego nadal działał w konspiracji i w Tajnej Radzie Teatralnej. Po kapitulacji Warszawy internowano go i wywieziono do oflagu w Niemczech. Tam w Murnau wraz z grupą aktorów urządzał widowiska teatralne. A po wkroczeniu aliantów na tereny Niemiec stworzył w Lingen Teatr Ludowy im. Wojciecha Bogusławskiego dla przebywających tam Polaków. Wystawił trzy widowiska; "Gody weselne", "Kram z piosenkami" i "Pastorałkę". Wszystkie trzy powtórzył po powrocie do kraju w Łodzi, kiedy został dyrektorem Teatru Wojska Polskiego i rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Cieszyły się ogromnym powodzeniem. Chodziły na nie tłumy. Reżyserował ponadto "Krakowiaków i górali" Wojciecha Bogusławskiego, "Celestynę" Rojasa z Jadwigą Chojnacką, "Burzę" Szekspira z wielkimi mistrzami sceny polskiej Józefem Węgrzynem i Karolem Adwentowiczem oraz z młodą, wybitnie utalentowaną aktorką Ryszardą Hanin w roli Ariela, urokliwe "Igraszki z diabłem" Jana Drdy i "Na dnie" Gorkiego.

Oddzielny rozdział w jego powojennej twórczości to "Krakowiacy i górale" Wojciecha Bogusławskiego oraz "Sulkowski" Stefana Żeromskiego reżyserowane gościnnie w Teatrze Narodowym, a w Operze Warszawskiej przy Nowogrodzkiej nowa inscenizacja "Halki" Stanisława Moniuszki z Marią Foltyn, najwybitniejszą wykonawczynią tej roli, i "Hrabina" z wielką Ewą Bandrowską-Turską.

Na miejsce rozwiązanego przez władze komunistyczne Związku Artystów Scen Polskich Schiller powołał nową organizację pod nazwą SPATiF, czyli Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatralnych i Filmowych. Stanął na jej czele i był pierwszym prezesem organizacji. Także pomysłodawcą i założycielem "Pamiętnika Teatralnego", który ukazuje się do dzisiaj. Był wielką, niepowtarzalną i niezapomnianą osobowością. Odszedł 25 marca 1954 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji