Artykuły

Zawodziłam jak Villas, a słów było za dużo, jak u Demarczyk

- Zaśpiewałam ponad trzysta poważnych koncertów. A cztery płyty, to faktycznie nie za dużo - mówi ALICJA WĘGORZEWSKA o swojej pierwszej, popowej płycie "I Colori Dell'Amore".

- Jak to się stało, że ma Pani na swym koncie mnóstwo występów w różnych częściach świata, a tylko cztery płyty?

- Zaśpiewałam ponad trzysta poważnych koncertów. A cztery płyty, to faktycznie nie za dużo.

- Ale są wśród nich takie, jak ścieżka dźwiękowa do filmu "Wiedźmin".

- Stworzył ją Grzegorz Ciechowski. Kiedy się poznaliśmy, obiecał mi: "Ala, napiszę ci piękne piosenki. I nie będzie to muzyka do windy". Ale okazało się, że miał sztywne daty, więc odłożył ten pomysł na później. Kiedy realizowaliśmy razem "Wiedźmina", zrozumiałam, że to właściwa osoba do napisania dla mnie materiału, ponieważ ma ogromną wrażliwość i nieodkryte przestrzenie w sobie.

Po premierze filmu powiedział: "To zabieramy się do pracy". Plany przerwała śmierć Grzegorza. Potem spotkałam się z muzykami Republiki, którzy próbowali pociągnąć projekt, ale ostatecznie nie doszło to do skutku. Zajęłam się koncertowaniem i zapomniałam o tej płycie na trzynaście lat.

- Co sprawiło, że pomysł odżył?

- Patrząc na wielkich śpiewaków, zauważyłam w pewnym momencie, że oprócz swych płyt z klasycznymi wykonaniami operowymi, mają w dorobku albumy z piosenkami. I zatęskniłam wtedy za takim projektem. Tak się złożyło, że mój kolega skrzypek powiedział wtedy: "Napisałem ci piosenkę w stylu Sarah Brightman czy Lary Fabian".

"Demówka" zawierała wokalizę po francusku - co w ogóle mi się nie spodobało. Poprosiłam więc innego znajomego, by stworzył do tej melodii polski tekst. I znowu było coś nie tak - zawodziłam jak Villas, a słów było za dużo, jak u Demarczyk. Wtedy zrozumiałam, że ta płyta musi być po włosku! Napisałam dziesięć tekstów. Kiedy je zaśpiewałam, szefowie mojej wytwórni od razu powiedzieli: "To jest to!".

- Trudno było Pani powściągnąć operowe rozbuchanie i dostosować głos do formuły popowej piosenki?

- Cały czas nie wiedziałam, czy mi się to udało.

- Powiem od siebie: udało się.

- Bałam się, żeby nie było to nazbyt operowe. Chciałam dotrzeć z tą płytą nie do bywalców opery, ale do słuchaczy muzyki rozrywkowej. Nie chciałam ich wystraszyć. Dobraliśmy więc piękne melodie, które łatwo sobie można zanucić. Z tego, co pan mówi, wynika, że po jej przesłuchaniu ludzie mogą stwierdzić: "Może ta opera nie jest taka straszna? Chyba się tam kiedyś wybiorę". To znaczy, że mój cel będzie zrealizowany!

- Już tytuł mówi, że płyta opowiada o miłości.

- Tak, ale nie tylko między kobietą a mężczyzną. Pierwszy utwór - "Venezia" - jest napisany dla mojej córki. Ona właśnie poczęła się w tym mieście i ma na drugie imię Venice. Napisałam w tym tekście, że powinna odrzucić wszelkie zwątpienia, otworzyć swe serce, cieszyć się, że dostała talent od Boga. I jeśli spełni swoje marzenia i będzie kierować się pasją, całe życie może być jedną wielką radością. Na razie gra na fortepianie i flecie poprzecznym, pisze piosenki i maluje. Co dalej - przyszłość pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji