Artykuły

Król w szufladzie

- Dzisiaj publiczność klęczy przed tobą. A jutro może się podnieść z kolan. I powiedzieć ci, co tak naprawdę o tobie myśli - mówi JANUSZ GAJOS, aktor Teatru Narodowego.

Kiedyś w szpitalu, po operacji, usłyszał od lekarza: - Niech się pan już obudzi, panie Turecki. I lekarz wcale nie mówił tego żartem. Po serialu "Czterej pancerni i pies", reżyserzy w teatrze mu dokuczali: - No dobrze, chcesz zagrać Konrada? Ale co z psem? I wielkie role dramatyczne przechodziły mu koło nosa.

To był czas, kiedy z jednej szuflady wpadał do drugiej.

Teraz Janusz Gajos sam sobie z tego żartuje. Ale wtedy nie było mu do śmiechu. Popularność, jego zdaniem, może mieć dobre i złe strony. On jej posmakował z obu stron. Więc wie, że to tylko chwilowy i powierzchowny blichtr.

- Dzisiaj publiczność klęczy przed tobą. A jutro może się podnieść z kolan. I powiedzieć ci, co tak naprawdę o tobie myśli - tłumaczy.

Mimo tego gorzkiego spojrzenia na sławę, on sam jest nadal uwielbiany. Przyciąga tłumy nie tylko do teatru, ale też na spotkania. Kiedy gościł w sopockim Dworku Sierakowskich, widzowie stali nawet na zewnątrz, pod oknami. Żeby go chociaż usłyszeć. Przed kilkoma dniami przyjechał do Gdyni. W klubie Ucho też było tłoczno i ciasno. A kolejka po autografy przypominała tę po mięso w czasach komuny. Na spotkaniu sypał anegdotami jak z rękawa, a publiczność przerywała je

śmiechem i oklaskami. W podzięce usłyszał między innymi takie słowa od młodej fanki: - Chciałabym otworzyć tę szufladę, o której pan tak dużo mówił i powiedzieć, że jest w niej... król.

Oto jak skrótowo wyglądało spotkanie z Januszem Gajosem w Uchu.

Pan Tadeusz idzie...

Pierwsza sława wcale nie pojawiła się po serialu "Czterej pancerni i pies", a za sprawą .Pana Tadeusza".

- W liceum - wspomina aktor - byłem zdecydowany studiować architekturę. Uczyłem się nawet rysować. I nagle w szkole pojawiło się polecenie, że na jakąś rocznicę trzeba wystawić XII księgą "Pana Tadeusza". Główną rolę powierzono najprzystojniejszemu koledze w klasie. Ale ten kolega był tyleż przystojny co leniwy. I nie nauczył się tekstu.

Wówczas rola Tadeusza przypadła Gajosowi. Nauczył się jej. I zagrał. Byty brawa. A potem szepty na ulicach dziewcząt: - O, Pan Tadeusz idzie. To szalenie bechtalo jego próżność. Wtedy też zaraził się chorobą zwaną aktorstwem.

Po raz pierwszy... mistrzu

- Pojechałem do Krakowa, żeby nagrywać "Opowieści Hollywoodu". Reżyserował to Kazio Kutz. W którąś niedzielę umówiłem się z kolegą. Nie znałem dobrze miasta. A chciałem dotrzeć do ulicy Świętego Jana. Zobaczyłem więc dwóch takich, których określa się mianem meneli. Dżentelmeni ci byli lekko wczorajsi. - Panowie, jak dojść na tę ulicę? - spytałem grzecznie. Wskazali drogę. Pięknie podziękowałem. I przeszedłem na drugą stronę ulicy. Nagle słyszę, jak jeden z nich biegnie za mną. - Przepraszam, czy pan Gajos? - pyta lekko zdyszany. Tak - odpowiadam zadowolony że jestem popularny nawet w tym środowisku. I zaraz słyszę: - Mistrzu... Co mnie jeszcze bardziej połechtało. Ale dalej już było tak: Mistrzu, daj pan stówkę. Tak nas suszy..

Żółty szalik trącony alkoholem

Bardzo często słyszy pytanie - jak to jest, że tak wiarygodnie zagrał człowieka chorego na alkoholizm w filmie "Żółty szalik"?

- To wszystko bierze się z wyobraźni - tłumaczył. - Chociaż nie będę Państwu wmawiał, że nie mam pewnych doświadczeń w tej sprawie. One są częścią bogactwa, które służy do uprawiania mojego zawodu. Przy pomocy wyobraźni i doświadczenia buduje się innego człowieka. Z tym że w tym filmie rzecz polegała nie na tym, żeby zagrać pijaczka, tylko człowieka w pełni świadomego swej ułomności. Tego, że nie jest w stanie zapanować nad swoim nałogiem. Właściciel lokum przypatrywał się, jak gramy I nachodził mnie ze trzy razy pytając: - Panie, strzelił pan sobie coś czy nie? Musiałem mu za każdym razem tłumaczyć, że nie. Będzie się pan śmiał, tłumaczyłem, ale w pracy nie piję. Nie z tego powodu, że jestem święty, tylko gdybym wypił jednego, to potem by mi się chciało jeszcze jednego i tak dalej.

Ugotowany na scenie dwa razy

Mówi, że trudno go ugotować, czyli rozśmieszyć prywatnie na scenie. Ale pamięta dwa takie wypadki przy pracy. Raz, przy tak zwanym zielonym przedstawieniu "Męża i żony". Zielone przedstawienie, wyjaśnia, przygotowuje się z okazji setnego albo dwusetnego spektaklu. Bywają na nim przeważnie sami znajomi aktorów.

- Ja, czyli Hrabia Wacław mówię: "Elwira sama błąd mi swój wyznała". I w tym momencie zza kulis wychodzi Elwira, czyli Krysia Janda, z podbitym okiem, z ręką na temblaku, kulejąc. Wyobraziłem sobie, co znaczą w tej sytuacji słowa: Elwira sama błąd mi swój wyznała. Nie wytrzymałem ze śmiechu. Podniosłem tylko ręce do góry. I uciekłem ze sceny...

Drugi raz ugotował się w sztuce Stanisława Tyma "Rozmowy przy wycinaniu lasu".

- Rzecz działa się w lesie, jak sam tytuł na to wskazuje. Scena była wyłożona sztuczną trawą. Na której siedziało kilka osób, przekomarzając się ze sobą. Jedną z ról grał nieżyjący już dziś Jarema Stępowski, który przyjechał właśnie ze Stanów Zjednoczonych. I przywiózł trochę tak zwanych gadżetów. Między innymi coś, co wyglądało jak (tu aktor próbuje znaleźć odpowiednie słowo)... odchód ludzki. Oczywiście ten gadżet był z plastiku. I Jarema położył to w naszej trawie. Dla żartu. Ktoś, kto wchodził na scenę, widział, co tam leży. Koledzy się gotowali na ten widok. Ale nie ja. Traktowałem ten gadżet obojętnie. Do momentu kiedy Krzysztof Kowalewski nie znalazł na mnie sposobu. On grał bohatera podejrzanego o chorobę weneryczną. W jednej ze scen miałem mu podać listek. On powinien go potrzeć w palcach. A ja, wąchając liść, miałem na podstawie zapachu ocenić, czy on jest chory, czy nie.

Zaczynamy scenę. Krzysiek bierze listek do ręki. Rozciera go wolno. I nagle wypuszcza. Dokładnie na ten odchód ludzki. Kiedy wyobraziłem sobie, że muszę go podnieść i powąchać, nie wytrzymałem. I znowu uciekłem ze sceny.

Kaskader mimo woli

Pytano aktora, czy wyręczali go czasami kaskaderzy.

Nie. Ale za to on sam stał się kaskaderem mimo woli.

To było na planie serialu "Czterej pancerni i pies". Kręcili zdjęcia na poligonie w Żaganiu. Dzień był piękny. Słońce świeciło. Położył się w trawie i zasnął. Obudził się pod kołami studebakera, który... przejechał po nim. W ten sposób zakaskaderował sobie raz w życiu - wspomina ze śmiechem. Skończyło się na gipsie. Zresztą ten jego wypadek w serialu wykorzystano. Jest tam scena, kiedy wszyscy czołgiści z "Rudego" lądują w szpitalu. - A ponieważ ja byłem ranny naprawdę, więc postanowiono przesunąć kręcenie tej sceny na wcześniej.

Jak zapamiętać te miny?

Jak to się dzieje, że bez trudu uczy się tyle tekstu na pamięć? Czy jest geniuszem pamięci? - pytano.

Nic z tego - odpowiada aktor. Uczenie się tekstu na pamięć to zwykły trud rzemieślniczy. Trzeba się nauczyć i już. Nie ma innego sposobu na wtłoczenie go do pamięci. Przypomina sobie rozmowę ze swoim dawnym szkolnym kolegą. Spotkali się po latach. I ten kolega tak mówi do niego: - Ja rozumiem, że tego tekstu się trzeba nauczyć. Bo to nie ma rady. Ale jak zapamiętać te miny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji