Artykuły

Nos dla tabakiery

Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy. Jan Potocki: Parady. Przekład: Józef Modrzejewski. Reżyseria: Ewa Bonacka. Oprawa plastyczna: Władysław Daszewski. Muzyka: Witold Rudziński. Układ pantomim: Witold Borkowski.

PONIEWAŻ redakcja naszego związkowego pisma z przyczyn wiadomych z pewnością(choć dla nas niezbyt jasnych)Urzędowi Rozdziału Biletów Prasowych - otrzymała te bilety w dobry tydzień po właściwej premierze prasowej,recenzja niniejsza również jest opóźniona o ten okres,mierzony miarą kosmiczną lat świetlnych - krótszy od zmrużenia powieki... Był jednak czas i możność zapoznania się uprzedniego z reakcją naszej prasy na ten teatr dworski XVIII wieku,jaki zaprezentowały "Parady",pisane przez osławionego magnata polskiego - Jana Potockiego ongi po francusku,a przyswojone gminnemu językowi naszemu obecnie przez przedni przekład Józefa Modrzejewskiego. Reakcja prasy jest więc entuzjastyczna. Publiczność premierowa podobno śmiała się,aż do upęku wzdętej tu i tam ponad normę przepony brzusznej. Brawom nie było końca... Na "zwykłym" przedstawieniu,na którym byłem, entuzjazmu tego jakoś nie dostrzegłem ;zaryzykowałbym nawet twierdzenie,że wśród widzów dostrzegało się coś w rodzaju zawodu i rozczarowania w stosunku do reklamy prasowej tego przedstawienia. Czyżby reakcja "premierowej" i "zwykłej" publiczności była tak odmienna? Nie chciałbym być jednak źle zrozumiany. Przedstawienie jest świetne,wysiłek aktorów przerasta prawie ich aktorskie możliwości,rywalizując z akrobatyką clownów cyrkowych. Kto wie,czy nie na tym jednak polega całe nieporozumienie. Mierząc aktora miarą cyrkową - powiemy,że nieudolnie naśladuje cyrkowca. Mierząc zaś pseudo-cyrkowca miarą kunsztu i techniki aktorskiej powiedzieć by można,że jest to błazenada pełna jarmarcznej,naiwnej i mało dowcipnej szarży. TEATR współczesny znajduje się obecnie w poszukiwaniu nowej formy. Tradycyjne formy teatru klasycznego,szekspirowskiego,realistycznego,naturalistycznego- opatrzyły się dawno. Wilder,Brecht,Beckett,Ionesco, Osborne,komedia dell'arte,jarmark,cyrk,moralitet - wszystko to kolejno się wypróbowuje ze zmiennym szczęściem. Nie jesteśmy bynajmniej przeciwnikami tych eksperymentów teatralnych. Wstrząsające choćby przedstawienie "Procesu" Kafki świadczy o celowości tych czy innych poszukiwań. Zachodzi jednak pewne niebezpieczeństwo. Sięgając do historii wypróbowuje się na chybił - trafił różne formy teatralne,związane jednak ze swoją epoką i środowiskiem. Nie wszystkie bynajmniej dzieła sztuki są wieczne. Homer, Sofokles,Szekspir przetrwali próbę wieków,lecz nie o każdym dziele sztuki da się to powiedzieć. Przed pół rokiem Teatr Powszechny wystawił wcale ciekawą komedię z XVI wieku, rywala Szekspira - Ben Jonsona "Bartłomiejowy jarmark". Starannie przygotowane i opracowane przedstawienie - nie chwyciło. Płytka i trywialna,choć historycznie ciekawa farsa zainteresowałaby rzeźnika londyńskiego XVI wieku niewątpliwie więcej niż monologi Hamleta,ale dla naszej współczesnej,bądź co bądź trochę chyba pogłębionej wrażliwości okazała się niestrawna. Obawiam się,że coś podobnego zachodzi z tymi "Paradami". Jest to - w ujęciu Teatru Dramatycznego i reżyserii Ewy Bonackiej - nader pomysłowa kompozycja teatralna,łącząca w jednym widowisku, ujętym w stylu i technice komedii dell'ar-te -sześć burleskowych scenek,które w r.1792 wystawiono w pałacu łańcuckim,rezydencji księżny Elżbiety Lubomirskiej. Poprzedzały one inne sztuki w realizacji dworskiego teatru amatorskiego. ŁADUNEK osiemnastowiecznego humoru późniejszego autora "Rękopisu znalezionego w Saragosie" usześciokrotniono tu w jednej kompozycji teatralnej, łączącej wszystkie sztuczki plautowskiej komedii z nieuniknioną rolą obwiesia-służącego,który wszystkich wodzi za nos. Nadto - odpowiednia ilość głupich i chciwych starców,buńczucznych młodzieńców,nadwątlonych dziewic czy małżonek,malowniczych korsarzy itd. Adaptacja oczywiście dosztukowała kilka celowo absurdalnych,niezłych zresztą, współczesnych dowcipów do plautowskiego komizmu,polegającego na kopniakach i biciu,ostrej szarży i natrząsaniu się z pokrzywdzonego. Obawiam się,że ten rodzaj humoru w naszych czasach społecznej przemiany i humanistycznego upomnienia się o krzywdę krzywdzonego - jest dość ryzykowny i trzeba aż błazeńskiej i cyrkowej szarży,żeby mógł pokonać nasz skrupuł moralny i oddziałać. Czy to nie jest jednak -ciągnięcie tego humoru za włosy? Nie mówiąc o tym,że próba zabawienia współczesnego widza z pomocą tak prymitywnych środków spycha go na poziom niezbyt odpowiadający jego stanowisku społecznemu. Ten teatr dworsko-magnacki ośmiesza ubogiego szlachetkę,że nie posiada pałacu,lecz magnat,który to pisze i wystawia w pałacu,jest oczywiście poza zasięgiem satyry. WYDAJE mi się,że właściwym odbiorcą tej świetnie zresztą granej i wystawionej w pięknej oprawie plastycznej Władysława Daszewskiego sztuki - będzie raczej "znudzony" problemami i zjełczały meloman teatralno-literacki, upędzający się za "nowymi",zwłaszcza trywialnymi wrażeniami,niż współczesny człowiek pracy,który chciałby coś przeżyć,gdyż z błazeństwem błaznów spotyka się zbyt często, by go to miało bawić aż w teatrze. Sztuka ta byłaby niemałą ciekawostką historyczną dla studium aktorskiego - dla zwykłego natomiast teraźniejszego widza jest raczej nosem dla tabakiery,niż tabakierą dla nosa. W zakreślonych przez zamysł reżysera granicach tego humoru - doskonałe kreacje stworzyli: Barbara Krafftówna,Wiesław Gołas,Witold Skaruch, Wojciech Pokora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji