Artykuły

Przygotować kawałek dobrej rozrywki

- Przygotowując farsę, przede wszystkim bawimy się teatrem. Choć oczywiście bawimy się również rozmaitymi odniesieniami i cytatami. Swoją drogą - szeroko rozumiany cytat jest chyba jednym z najważniejszych elementów, budulców współczesnej kultury - mówi reżyser JAROSŁAW TUMIDAJSKI przed premierą "Aktu równoległego" w Teatrze Wybrzeże.

Dał się poznać z jak najlepszej strony, realizując w Gdańsku bardzo wysoko oceniony spektakl "Grupa Laokoona". Teraz powraca z farsą "Akt równoległy". Jarosław Tumidajski opowiada, jak mu się pracuje nad nowym spektaklem.

Przemysław Gulda: "Akt równoległy" to w zasadzie pierwsza klasyczna farsa w twoim artystycznym życiorysie. Jak ci się przy niej pracuje i jak nad nią pracujesz?

Jarosław Tumidajski: Tak, to pierwsza farsa, jaką reżyseruję. Wcześniej zrealizowałem dwa tytuły, które używały mechanizmu farsy, grały nim, jednak farsami nie były. Mam na myśli "Grupę Laokoona" Różewicza oraz "Czerwone Komety" Sautera i Studlara. A jak mi się pracuje? Bardzo dobrze. Mam do dyspozycji świetny zespół aktorski, z którym staramy się przygotować po prostu jak najlepszy spektakl. Kawałek dobrej rozrywki.

Nie po raz pierwszy będziesz za to pracował w ograniczonej przestrzeni i z niewielką grupą aktorów. Czy taka sytuacja jest dla ciebie inspirująca do kreatywności czy raczej zabijająca co bardziej rozbuchane pomysły?

- Za każdym razem chcę, by przestrzeń, którą przygotowujemy ze scenografem, była przede wszystkim inspirująca. I jej wielkość nie ma tu żadnego znaczenia. Nie ma też znaczenia wielkość sceny. Na każdą bowiem scenę da się zaprojektować sprzyjającą, atrakcyjną i uruchamiającą scenografię, która będzie istotnym elementem przedstawienia. Partnerem do kreatywnej pracy. Poza tym Malarnia, na której spektakl będzie eksploatowany, nie jest tak bardzo ograniczoną, małą przestrzenią. To raczej Mirek Kaczmarek i ja zaproponowaliśmy pewne ograniczenie przestrzenne, specyficzny tor przeszkód dla aktorów. A jeśli chodzi o niewielki zespół aktorski - nie ma dla mnie znaczenia, z jak dużą obsadą pracuję. Za każdym razem ważne jest tak naprawdę jedno - wytworzyć i utrzymać pozytywną chemię w zespole.

Pracując współcześnie nad farsą nie sposób nie odnieść się jakoś do stylistyki telewizyjnej. Jak będzie w przypadku twojego spektaklu: wykorzystujesz ją? Grasz nią? Konsekwentnie ją odrzucasz i budujesz coś zupełnie innego?

- Nie rozumiem, dlaczego realizując farsę, która jest gatunkiem stricte teatralnym, należałoby się odnosić do stylistyki telewizyjnej. Chyba nie taka jest kolej rzeczy. Przygotowując farsę, przede wszystkim bawimy się teatrem. Choć oczywiście bawimy się również rozmaitymi odniesieniami i cytatami. Swoją drogą - szeroko rozumiany cytat jest chyba jednym z najważniejszych elementów, budulców współczesnej kultury.

Spektakl będzie miał równolegle premiery w Malarni w Gdańsku i na Scenie Letniej w Pruszczu. Czy praca nad tymi spektaklami, odbywającymi się w zupełnie innych przestrzeniach wymagała innego podejścia?

- To nie do końca tak. Spektakl ma swoją premierę w Pruszczu Gdańskim, jednak na stałe grany będzie w Malarni. I tak naprawdę na tę scenę go przygotowujemy. Nie ma więc pracy nad dwoma równoległymi przedstawieniami, pracujemy nad jedną premierą. A wyjazd do Pruszcza traktujemy jako przygodę, jak każdy wyjazd - spektakl przygotowany w określonym miejscu musimy zaadaptować do nowych warunków.

Pracujesz przy tym spektaklu wyłącznie z najmłodszym narybkiem gdańskiej sceny. Wcześniej miałeś w Gdańsku okazję reżyserować także znacznie starszych i doświadczonych artystów. Czy dostrzegasz jakieś różnice w pracy z nimi?

- Każda praca jest inna, ale na to najmniejszego wpływu nie ma wiek aktorów. Może ma doświadczenie. Jednak z kolei ono potrafi czasami być źródłem pewnych ograniczeń, podobnie jak i brak doświadczenia. Nie ma reguły, to sprawy bardzo indywidualne. Najważniejsza jest otwartość, chęć próbowania nowych rzeczy, skłonność do ryzyka. Ale jak już powiedziałem - wiek nie ma tu żadnego znaczenia.

Złośliwi mogą bez trudu zbudować sobie narrację, w myśl której po ambitnych i trudnych tekstach i tematach, bierzesz się za zwykłą farsę. Czy to dla ciebie chwila przerwy między zagadnieniami o wiele większym kalibrze?

- To potrzeba aż złośliwości, żeby tak na to spojrzeć? Tak, po wielu różnych realizacjach reżyseruję wreszcie farsę - gatunek bardzo trudny i wymagający. Ale przecież nie pierwszy raz sięgam po lżejszy repertuar, oprócz wspomnianych wcześniej tytułów wyreżyserowałem choćby "Barbarę Radziwiłłównę z Jaworzna-Szczakowej" według Witkowskiego czy dramat dla dzieci i dorosłych, jak określiła go sama autorka, "Feniks leci do słońca" Jarosławy Pulinowicz. Takie różnicowanie, "miksowanie" repertuaru jest mi bardzo potrzebne, lubię je. To odświeża, pozwala nabrać koniecznego dystansu do siebie, do, jak to określiłeś, artystycznego życiorysu, do rzeczywistości. Pozwala uczyć się wciąż nowych rzeczy. Poza tym w dzisiejszej wymiętej rzeczywistości rozrywka, chwila odpoczynku to zagadnienia o całkiem sporym kalibrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji