Gwiazdą się bywa
- Teraz odkrywam teatr na nowo, zakotwiczam się w nim i muszę powiedzieć, że sprawia mi to ogromną przyjemność - mówi MICHAŁ ŻEBROWSKI, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Agnieszka Kimbar: "Doktor Haust" jest Pana debiutem w monodramie?
Michał Żebrowski: Tak. Wojciech Kuczok, laureat Nagrody Nike i Paszportu Polityki, napisał ten tekst specjalnie dla mnie. I muszę przyznać, że czekałem na taki scenariusz pięć lat. Monodram to sprawdzian aktorski najwyższej próby. Aktor musi mieć samoświadomość i ogromną autokontrolę na scenie. Wymaga to nie lada wysiłku i wielkiego skupienia.
Czuje się Pan lepiej w teatrze czy przed kamerą?
- Na scenie czuję się dobrze. Jeszcze w szkole teatralnej panowało przeświadczenie że nie należy zbytnio ufać sukcesom odnoszonym na ekranie, a jednak w życiu zawodowym związałem się z filmem. Teraz odkrywam teatr na nowo, zakotwiczam się w nim i muszę powiedzieć, że sprawia mi to ogromną przyjemność. No i obecnie swoje plany wiążę głównie z teatrem.
Co w nim jest aż tak pociągającego?
- To sztuka żywa. Teatr się wydarza, jest ulotny. To mrugnięcie powieki, gest, słowo - chwila. Nie ma gotowego produktu. Za każdym razem tworzę spektakl na nowo, mimo że tekst i scenografia są niezmienne. Za każdym razem staję przed inną publicznością, muszę wyczuć jej potrzeby. Teatr to fascynujące wyzwanie, które podejmuję co wieczór.
Czy zgodziłby się Pan na uczestnictwo w projekcie filmu niezależnego, tworzonego przez amatorów?
- Cały czas mam do czynienia z tego typu projektami. Bardzo często pomagam moim kolegom i występuję w etiudach scenicznych. Nie chodzi o to, by być od razu Martinem Scorsese, ja też kiedyś byłem amatorem. Stawiałem pierwsze kroki w zawodzie.
Czuje się Pan gwiazdą polskiego kina?
- Od dziecka chciałem być aktorem. I zawsze marzyłem, by być popularnym. Każdy młody aktor chyba myśli w ten sposób. Z wiekiem zaczynałem powoli rozumieć, że w aktorstwie chodzi o to, by stać się osobą wiarygodną dla widzów. Jak mówią moi koledzy: "artystą się bywa", podobnie jest z gwiazdorstwem.
Jakie są Pana najbliższe plany zawodowe?
- Ambitne. Skończyłem zdjęcia do filmu w reżyserii Andrzeja Seweryna pod tytułem "Kto nigdy nie żył". To opowieść o księdzu chorym na HIV. Poza tym pojawiło się kilka nowych propozycji, projektów, ale o nich sza! Nie chcę zapeszyć.
Czy w tych planach jest może miejsce na Wrocław?
- Owszem, owszem. Chciałbym wykorzystać potencjał wrocławskich aktorów.
To znaczy ?
- To znaczy, że nic pani więcej na ten temat nie powiem. Może będzie to miłą niespodzianką.