Artykuły

Ciuciubabka

Ostatnia premiera w Teatrze Powszechnym "Czarna komedia" Petera Shaffera bawi za pomocą tanich i ogra­nych chwytów. Na szczęście dla wszystkich co jakiś czas gaśnie światło i kryje żenującą grę.

Sztuka Shaffera powstała pra­wie 30 lat temu. Przewrotny po­mysł, by aktorzy udawali, że jest ciemno, gdy reflektory świecą, a gdy gasną, że jest widno, cokol­wiek się zestarzał, aby tylko dla niego warto było wystawiać tę angielską farsę. Reżyserowi Markowi Sikorze wydało się, że potknięcia ludzi umieszczonych w mieszkaniu, w którym wysiad­ły korki, są wystarczająco za­bawne, by oprzeć przedstawie­nie na serii gagów.

Sprzyja reżyserowi prosta fa­buła: wskutek awarii elektrycz­ności główny bohater - artysta rzeźbiarz Brindsley Miller (Piotr Machalica) - popełnia wiele nietaktów wobec swojej narzeczonej Carol Melkett (Ag­nieszka Kotulanka), przyszłego teścia pułkownika Melketa (Ka­zimierz Kaczor) i sąsiada Harol­da Gorringe' a (Jerzy Zelnik).

Próbuje później wybrnąć z sy­tuacji, korzystając z egipskich ciemności. Mimo wytężonych wysiłków w finale traci wszy­stko: miłość narzeczonej, szacu­nek jej ojca i przyjaźń sąsiada, a na dodatek milioner, noszący się z zamiarem nabycia jego ekstrawaganckich rzeźb, wpada do piwnicy, w której trwa napra­wa korków i już z niej nie wy­chodzi.

Na pogrążonej w "ciemno­ściach" scenie trwa festiwal po­tknięć, uderzeń, upadków, a tak­że obijania się o meble, rozbijania sprzętów, zaczepiania i zaplątywania. Słowem pogrom, do którego sami doprowadzamy, kiedy w domu zgaśnie światło.

Z możliwości, które niesie fa­buła, reżyser wybrał tę jedną - udawanie, że jest ciemno, mimo że świecą reflektory. Błąkanie się po scenie jest efektem sa­mym w sobie, nie służy budowa­niu napięcia, chociaż wszystkie perypetie mają źródło w tej umownej ciemności.

Ze sceny leją się za to potoki jurnego humoru i erotycznych aluzji. Ciemność w nieuniknio­ny sposób prowadzi do ociera­nia, obłapiania i wzajemnego obmacywania często obcych so­bie postaci, a pikanterii ma do­dawać fakt, że jedna z nich ma skłonności homoseksualne.

Do najlepszego dowcipu ura­sta w tej sytuacji pytanie "Czy próbowała pani wykręcić jakiś numer po ciemku?", zadane telefonistce.

Już po kwadransie chwyt "jasno-ciemno" nuży, a aktorzy za­miast rozmawiać i popychać akcję do przodu szukają się na­wzajem, machając rękoma w po­wietrzu. Są przy tym równie za­gubieni co ich bohaterowie. Mil­ler Piotra Machalicy to postać, z którą przez półtorej godziny nic się nie dzieje, poza tym że wy­chodzi mu koszula ze spodni.

Problemy z garderobą ma również Agnieszka Kotulanka (Carol). Nieustannie wdzięczy się do publiczności, podciągając wieczorową suknię.

Kazimierzowi Kaczorowi tra­fiła się rola dziarskiego wojsko­wego, którą odtwarza z wrodzo­nym poczuciem humoru gar­nizonowego. Elżbieta Kępińska rozkręca się dopiero wtedy, gdy grana przez nią panna Furnival upija się do nieprzytomności. Jerzy Zelnik poddał się wyma­ganiom farsy i jego homoseksu­alista Harold jest karykatural­nie przerysowany, lecz nawet rozebranie się do majtek nie czyni go śmiesznym.

Widowisko ratują dwie świet­ne role epizodyczne, grane przez aktorów, którym poczucie humoru nie pomyliło się z szy­derstwem. Cezary Morawski w roli elektryka-filozofa, stworzył jedyną postać z krwi i kości. Clea Katarzyny Skrzyneckiej potrafi w jednej chwili przeob­razić się z artystowskiej divy w prostą sprzątaczkę, komicznie parodiując jej sposób mówie­nia.

Farsa nie stawia wielkich wy­magań teatrowi, lecz wielki te­atr powinien stawiać wymaga­nia farsie. Ostatnia premiera w Powszechnym kompromituje nie artystów, ale tradycję tej sceny. Nie pasuje do niej zaba­wa w ciuciubabkę, w której wszyscy mają zawiązane oczy. Szkoda, że zabrakło opasek dla publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji