Artykuły

Maksym Gorki - >>Mieszczanie<<

Żałować doprawdy wypada, że tylko znikoma liczba warszawiaków oglądać mogła arcydzieło Gorkiego w świetnym wykonaniu katowickiego "Teatru im. St. Wyspiańskiego". Festiwal - wśród wielu innych prawd - dowiódł i tej, że nasze teatry stołeczne będą musiały tęgo popracować, aby prymat w kraju utrzymać. Utrzymać? Raczej - dopiero wywalczyć.

''Mieszczanie" (1901) to był debiut dramatyczny Gorkiego, ale debiut osobliwy t mało jest w literaturze światowej sztuk równie dojrzałych, które by tyle zawierały i tak intensywnym życiem żyły. Prawda postaci - i prawda konfliktów - chwyta za trzewia. I mimo, że Gorki maluje środowisko odrażające; klasę, którą już wtedy, w 1901 r., ukazuje jako nieodwołalnie przez historię skazaną - ze sceny wieje potężnym tchnieniem harda radość życia, wiara w życie, wiara w człowieka. I w żadnym bodaj teatrze świata nie znajdziemy takiego połączenia realizmu - aż okrutnego, bo sięgającego do samego dna rozpaczy ludzkiej, realizmu - z przedziwnie subtelną, z prze dziwnie miękką poezją, liryzmem (postać Pierczychina).

''Przecież życie zawsze było takie samo; ciasne i nędzne", skarży się przejmująco Tatiana, córka Bezsiemionowa -- tępego, chciwego posiadacza: klasycznego przedstawiciela mieszczaństwa rosyjskiego z końca XIX wieku. Ale konflikt miedzy ''ojcami a dziećmi" jest tu tylko konfliktem drugoplanowym, wtórnym, nieistotnym. Tatiana i Piotr - przedstawiciele inteligencji mieszczańskiej, która nie potrafi odejść i walczyć - wprawdzie duszą się w domu rodziców, dręczą się nawzajem, buntują, jęczą, cierpią - ale jest to cierpienie bezpłodne i bunt niekonsekwentny, pozorny. I mimo że Piotr na uniwersytecie ''poliberalizował" sobie odrobinę; mimo że chwilowo ucieka z domu rodzicielskiego - wróci, na pewno wróci. I ''będzie żył jak ty: spokojnie, rozsądnie i zacisznie" - sarkastycznie pociesza Bezsiemionowa Tietierew, który o sobie powiada, że jest ''dowodem rzeczowym" straszliwego ustroju Bezsiemionowych.

Istotny konflikt rozgrywa się na innej płaszczyźnie - mimo że Gorki rzutuje go na tło sporów w rodzinie Bezsiemieniowych. Istotny konflikt - ostry, nieubłagany, wyzwoleńczy - rozgrywa się między Bezsiemionowym a robotnikiem Niłem: pierwszą w teatrze światowym postacią świadomego proletariusza.

''Gospodarzem ten, kto pracuje"... "Nienawidzę ludzi, którzy psują życie" ... - rzuca w twarz Posiadaczowi robotnik Nił. Jest w nim radość życia, i gotowość walki, i pewność zwycięstwa. Jest w nim siła - nowa, zbawcza siła - która zmiecie ustrój Bezsiemionowych, stęchliznę ich domu, myśli, pożądań.

Bezsiemionow instynktownie wyczuwa niebezpieczeństwo, grożące światu jego pojęć i dochodów ze strony Tietierewa, studenta Szyszkina, nauczycielki Cwietajewej, a przede wszystkim i nade wszystko - ze strony robotnika Niła. ''Boję się. Straszne czasy. Wszystko się łamie" -- zwierza się synowi Bezsiemionow. I ten właśnie dramat kruszenia się bytu mieszczańskiego i ustroju kapitalistycznego pokazał po mistrzowsku Gorki. Nie deklaratywnie - abstrakcyjną deklamacją - lecz wcielając dramat społeczny w krew i ciało konkretnych postaci, ścierających się w konkretnych konfliktach.

Jak już wspomniałem na wstępie, przedstawienie w Teatrze Katowickim było znakomite. Reżyser Edward Żytecki przede wszystkim uchwycił i wydobył atmosferę domu - i epoki - Bezsiemionowych. Na ogół wszystkie role - z wyjątkiem spłyconej roli Heleny (wesołej wdowy i ''narzeczonej" Piotra) oraz niedostatecznie pogłębionej roli samego Piotra - były trafnie postawione.

Niezapomnianą postać Tietierewa, śpiewaka cerkiewnego, ''anarchizującego", ''filozofującego" i zgorzkniałego buntownika stworzył Wład. Woźnik, który nawet w scenach ''filozofowania" trzymał widownię w napięciu. Równie sugestywnie zagrał ptasznika Pierczychina Gustaw Holoubek, wydobywając dziwną poezję, dobroć i zarazem śmieszność tej postaci. W dokładnie przemyślanych ruchach i postawie Pierczychina było coś ptasiego.

Wład. Brochwicz, mimo pewnej monotonii środków ekspresji, narysował b. wyrazistego i krwistego Bezsiemionowa. Doskonałą Akuliną, żoną Bezsiemionowa, była Stefania Michnowska. Wymieńmy jeszcze - i z konieczności krótko - Lidię Korwin w roli Ta-tiany; B. Smelę, b. naturalnego Niła; Lilianę Czarską w roli Poli, jego narzeczonej i wreszcie Józ. Pelszyka w doskonale zagranej epizodycznej roli lekarza.

Posprzeczałbym się z reżyserem o ''Marsyliankę", której melodię przejmująco smutno gra katarynka za sceną, w ostatnim akcie. Zamysł reżyserski b. interesujący: chodzi o muzyczną niejako ilustrację schyłku klasy, która kiedyś, z tym bojowym hymnem, szła do szturmu na feudalizm. Ale zamysł podwójnie fałszywy. Przede wszystkim - mieszczaństwo rosyjskie nie miało nigdy bohatersko-rewolucyjnej historii. To raz. Po drugie zaś - ''Marsylianka" w Rosji carskiej (a również i w Kongresówce) była jedną z rewolucyjnych pieśni proletariatu. Nawet w okresie, kiedy Poincaré'go oficjalna orkiestra carska witała ''Marsylianką".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji