Artykuły

Nadludzie prywatnie

"Nadludzie" Stanisława Brejdyganta w reżyserii autora w Teatrze Nowym w Łodzi. Recenzja łódzkiego portalu kulturalnego www.reymont.pl

W Teatrze Nowym Stanisław Brejdygant po raz kolejny wyreżyserował swoją sztukę i zagrał w niej główną rolę. I choć "Nadludzie" to spektakl lepszy od "Mniejszego brata", nie można oprzeć się wrażeniu, że twórca powinien trochę powściągnąć swoje ambicje. W dialogu z dobrym reżyserem sztuka mogłaby przemówić pełniejszym głosem.

"Nadludzie" to właściwie dwie jednoaktówki - w pierwszej grany przez Marka Cichuckiego Adolf Hitler spotyka się ze swym dawnym współpracownikiem, granym przez Stanisława Brejdyganta. Po przerwie role się odwracają - teraz w tyrana wciela się Brejdygant, a Cichucki gra jego ofiarę. Akcja przenosi się do ZSRR, obserwujemy spotkanie Józefa Stalina z aktorem Salomonem Michoelsem. A zatem tytułowi nadludzie to Hitler i Stalin, pokazani pod koniec swego panowania w prywatnych rozmowach, które są dla nich czymś w rodzaju autoterapii.

Obaj bohaterowie uroili sobie, że są przeznaczeni do wielkiej misji, do rządzenia światem. Prywatnie jednak zaprząta ich coś innego: Na ile szczere jest deklarowane przez wszystkich wokół uwielbienie? Czy moje dzieło przetrwa? Kim jestem wobec wielkości historycznych? Przeglądanie się w lustrze cudzych opinii musi jednak okazać się porażką, bo rozmowa nieuchronnie skończy się egzekucją, o czym obie strony wiedzą.

Nie do końca wiadomo, w którym kierunku iść ma wobec tego interpretacja przedstawienia. Czy chodzi o mechanizmy totalitarnej władzy, ujawnione przy okazji przyczyny monstrualnych zbrodni bohaterów czy o psychologiczną rozgrywkę władcy z poddanym? Czy chodzi o podobieństwa czy różnice między wodzami? Jeśli o wszystko naraz, to zamiar nie byłby podjęty "podług sił".

Wiedza historyczna i psychologiczna prowadzą autora spektaklu do tezy, że nadmierne ambicje wodzowskie były kompensacją niezrealizowania w innych dziedzinach. Impotencja Hitlera i zazdrość Stalina wobec sławy artystów miałyby ich prowadzić do podjęcia gry o władzę, gry, w której trzeba iść coraz dalej. Być może jest w tym wiele racji, ale na pewno nie cała.

Aktorzy stają przed trudnym zadaniem zagrania demona. Lepiej radzi sobie Cichucki, choć jego Hitler jest nieco przerysowany w gestach i sposobie poruszania. Jako aktor Michoels musi zagrać Ryszarda III w dawnej manierze, co praktycznie jest kolejną mini rolą. Brejdygant gra poprawnie, ale jako upijający się Emil Maurice nie potrafi zgrać kolejnych kieliszków z zaburzeniami ruchu i mowy.

Ciekawa jest instalacja z dokumentalnych zdjęć, która towarzyszy wchodzącym do sali widzom. Efekt psuje się w czasie przerwy, kiedy publiczność snuje się wśród zdjęć w oczekiwaniu na ciąg dalszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji