Więcej pieniędzy dla Prapremier
- Bydgoski festiwal ma budżet lokalnego przeglądu, ale potencjał taki, by grać w teatralnej pierwszej lidze. Bez dodatkowych pieniędzy to się nie uda, lecz będziemy nad tym pracować - mówi Paweł Wodziński, nowy dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy.
27 września już po raz 13. rozpocznie się Festiwal Prapremier. To ostatnia edycja przygotowana przez Pawia Łysaka i Pawła Sztarbowskiego, do niedawna szefów bydgoskiej sceny. W programie m.in. "Towiańczycy. Królowie chmur" z Teatru Starego z Krakowa, eksperymentalny "Chopin bez fortepianu", "Klątwa" duetu Strzępka - Demirski
I choć program tegorocznych Prapremier pokazuje, że impreza trzyma wypracowany przez lata poziom, znów powraca dyskusja o ich przyszłości. - Nie jest tajemnicą, że festiwal wymaga wsparcia i pomocy z różnych stron. Zakorzenił się w świadomości odbiorców, ale stoi w miejscu - uważa Paweł Łysak. - To trudny moment, bo w Polsce pojawia się coraz więcej festiwali. Mamy więc przed sobą dwie drogi: komercja, popularność i mało ambitny repertuar albo nastawienie na jakość i nowość w teatrze. Tą drugą powinny iść Prapremiery, ale do tego potrzebne są dodatkowe pieniądze.
Budżet tegorocznego festiwalu to ok. 800 tys. zł wydzielone z kasy teatru.
- Nigdy nam nie wystarczało na ściągnięcie do Bydgoszczy przedstawień Warlikowskiego albo Lupy - przyznaje Paweł Sztarbowski. - Żeby festiwal mógł aspirować do roli najlepszych w kraju, musiałby mieć budżet trzy albo cztery razy większy.
Paweł Wodziński [na zdjęciu], obecny szef bydgoskiej sceny, chciałby w przyszłości pracować nad poprawieniem pozycji festiwalu w Polsce. - Boska Komedia w Krakowie, wrocławski Dialog albo Malta w Poznaniu to imprezy, które grają w teatralnej pierwszej lidze. Niżej są na przykład cenione w kraju Konfrontacje Teatralne w Lublinie z budżetem nieco ponad milion złotych. Jeszcze niżej Prapremiery. Przeskoczyć dwa szczeble od razu będzie ciężko, ale jeden znacznie łatwiej - mówi.