Artykuły

Fredro i dzisiejsze obyczaje

Przedziwne rzeczy wyczynia się u nas z Fredrą od paru dziesiąt­ków lat i myliłby się ten, kto by sądził, że przenoszenie jego kome­dii w dzisiejsze obyczaje jest czymś nowym i okropnie awangardo­wym. Jak dotąd wszelkie zabiegi tego typu kończyły się niepowo­dzeniem. Tak też się stało z "Dama­mi i huzarami" w Teatrze Słowac­kiego.

Tytuł przedstawienia powinien brzmieć: "Baby, babki i żołdacy". Oddawałoby to, bodaj w przybli­żeniu, rodzaj humoru, jakim nas uraczono na dostojnej scenie. Jest to humor wulgarny, żeby nie po­wiedzieć - koszarowy. Mikołaj Grabowski ubrał aktorów współ­cześnie, umieścił ich jednak w cał­kiem niedzisiejszym dworku. Ka­zał im grać grubą farsę z kopniaka­mi, macankami i erotycznymi mo­mentami. A wszystko zapewne dla większej wesołości. Aktorzy stara­ją się więc, jak mogą i grepsują na potęgę, a zwłaszcza Andrzej Grabowski (Major) i trzy, pożal się Bóg, damy: Iwona Bielska, Anna Tomaszewska i Urszula Popiel. Na tym tle spokojnym umiarem wyróżnia się para młodych: Kata­rzyna Aleksandrowicz (Zofia) i Błażej Peszek (PWST) jako Ed­mund.

Już przed wojną stary aktor, Władysław Szymanowski prze­strzegał aktorki, nadmiernie ko­kietujące na scenie partnerów, że u Fredry rzecz dzieje się w domu szlacheckim, nie w domu publicz­nym. Po przedstawieniu Grabow­skiego nie jesteśmy tego całkiem pewni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji