Artykuły

Kilka myśli na początek

Z wieloletnich doświadczeń wiem, że największą radość z pierwszego spotkania ze szkołą przeżywają najmłodsi, ci, którzy przed chwilą zostali berłem rektora namaszczeni na studentów. To ich święto i dlatego mówiłem do nich - opowiada Jerzy Stuhr o swoim wykładzie inauguracyjnym na PWST.

Rozpoczął się nowy rok akademicki i znowu mamy nowych studentów, także w krakowskiej Szkole Teatralnej. Wygłosił Pan do nich wykład inauguracyjny. Czy po tylu latach doświadczeń nauczycielskich, rektorskich, aktorskich i reżyserskich na pewno Pan wie, co jest najważniejsze u początku drogi?

- To samo, co w środku drogi i na jej końcu, tzn. świadomość. Ale na początku drogi to jeszcze nie jest świadomość, raczej uświadomienie sobie, gdzie się przyszło i po co. Z wieloletnich doświadczeń wiem, że największą radość z pierwszego spotkania ze szkołą przeżywają najmłodsi, ci, którzy przed chwilą zostali berłem rektora namaszczeni na studentów. To ich święto i dlatego mówiłem do nich.

Zadałem im pytanie, kiedy - według nich jest się twórcą? Pytałem specjalnie, bo oni jeszcze mają ideały, marzenia, utkani są z samych oczekiwań. Czy czują, kiedy "odtwórca" staje się twórcą? W zawodzie aktora jest to ulotne, ale do uchwycenia, że twórcą jesteś wtedy, kiedy udaje ci się wzbudzić uczucie wzruszenia wśród widzów. Nie każdy potrafi tego dokonać. Przekonać - każdy ideolog potrafi. Rozkazać - potrafi każdy wojskowy.

Ale wzruszyć? Jakimż dziwnym osobnikiem musi być ten, który potrafi mnie wzruszyć! Słowem, gestem, swoją postacią. Bo tu chodzi o człowieka - i wypowiedziane przez niego słowo. Człowiek i słowo. I jeśli się udaje wzruszyć, bardzo szeroko rozumianym wzruszeniem, aż po gigantyczny śmiech nawet - to potrafi tylko aktor, twórca maleńkiej sekundy czyjegoś wzruszenia. Twórca tej ciszy na widowni, przejmującej, gdy wypowiesz coś, co trafia...

Jak w "Kontrabasiście", monodramie, w którym gram od lat, gdy bohater mówi "pragnę kobiety, której nigdy nie osiągnę" - zapada taka cisza na widowni, że wiem, że w tym momencie właśnie wzruszyłem... Ale czuję, że zaraz muszę ich rozśmieszyć - dla równowagi. I po to, żeby nie stracili tego emocjonalnego kontaktu z bohaterem.

Zwróciłem się też do młodych reżyserów, którym powiedziałem, że chciałbym, aby swoimi pracami, spektaklami, dawali ludziom nadzieję. Trudno nieść nadzieję i nie stać się dydaktykiem. Rozmawialiśmy o tej maleńkiej różnicy między "artystą" a "dydaktykiem". Artysta jest po to, by mówić: chcę, żeby świat był lepszy. A pedagog mówi: róbcie tak i tak, a świat będzie wtedy lepszy. Artysta ma wizję. Pedagog ma wskazówkę.

Ale i wizja, i wskazówka - jest zwrócona w stronę nadziei. Oni sami zobaczą, że "zło", "pesymizm" łatwiej się przedstawia. Ale chcę wierzyć, że szybko też odczują, iż nadzieja jest bardziej potrzebna odbiorcy i bardziej twórcza dla nich samych.

To powiedziałem, po czym wróciłem do Bytomia, do zamiejscowego Wydziału Tanecznego naszej szkoły, bo za kilka dni mam ze studentami dyplom "Ubu Króla". Do wczoraj układałem przedstawienie w głowie. I tylko mówiłem: to będzie tak, to tak... Teraz zacznie się żmudny trening. Wydział jest oparty na ruchu. A to, jak dobrze wiemy, musi być znakomicie wyćwiczone. Jak to określał niegdyś rektor Eugeniusz Fulde: "Tu żaden święty Improwizy nie pomoże, to trzeba wyćwiczyć". W tym przypadku trzeba perfekcyjnie wyćwiczyć, bo w sekundę powstaje piramida z kilku osób, trzymających na ramionach następnych. Jak w cyrku. Odświeża mnie ta gra ciała. Oczywiście, nie wyrzeźbię słowa tak, jakbym chciał, ale dbam, żeby logika przewodu była obecna. Pod tym względem "Ubu Król" jest prostym utworem, a ruchowo mogą oni zrobić przedstawienie, jakiego nikt inny nie zrobi. To jest kołowrót straszny. Ale już widać, że warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji