Artykuły

Spis kapłańskich dylematów

"Mniejszy brat" w reż. Stanisława Brejdyganta w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie-Wyborczej-Łódź.

Stanisław Brejdygant ma rację, że ksiądz to bohater zaniedbany. Inie ma jej, myśląc, że stuletnie zaległości można odrobić w ciągu godziny.

Podczas tak krótkiego spektaklu jak "Mniejszy brat", portret psychologiczny księdza Henryka, zamierzony jako złożony i niejednoznaczny, stanie się co najwyżej wyliczanką problemów. Dylematami "konsekrowanymi" i czysto laickimi można by obdzielić połowę diecezji. Noszona w sercu tęsknota za niespełnionym ojcostwem, zmarłą żoną i nienarodzonym dzieckiem. Piętno wojny spędzonej w partyzantce. Powołanie kapłańskie jako wotum wdzięczności za ocalenie życia. Próba zadośćuczynienia za śmierć innego człowieka. Alkoholizm. Ziemska miłość księdza do kobiety: zwierciadło miłości Boga czy źródło zgorszenia? Kwestia "proboszczowania": posługa wśród parafian czy obsługa życia religijnego? Hipokryzja hierarchów Kościoła. Życie wspólnot zakonnych...

Nie pomoże tu technika dramaturgiczna "ekspozycji rozłożonej" - stopniowe dawkowanie informacji. Ani sprawne aktorstwo Brejdyganta, który interesująco podaje własny tekst: rwie zdania, zawiesza intonację. Szkoda tylko, że przez jego monolog tak trudno przebić się aktorstwu Julii Krynke, grającej Marię, przykutą do wózka inwalidzkiego pacjentkę szpitala psychiatrycznego, adresatkę monologu-rzeki księdza Henryka. Z uwagą słucha ona słów partnera, grając m.in. gestem i niewerbalnymi jękami. Niestety, Brejdygant nie jest równie uważny i mówi swój monolog "pomimo" jej obecności.

Mowa aktora to jedyny środek, jaki zostaje znacząco użyty w wątłej inscenizacji tekstu. Reżyser, stojąc na scenie, nie panuje nad plastyką obrazów. Te, które się pojawiają, okazująsię, niestety, przypadkowymi.

Na przykład: na siedzącą Marię pada cień od okna. Światło, przechodząc przez przedzielone na czworo szyby, kładzie na niej zarys krzyża. Maria staje się ukrzyżowana, fizycznie - we własnej ułomności, oraz mentalnie - we wspomnieniach jej ukochanego, zabitego w wypadku samochodowym (?) księdza Jana. Ale zaraz Brejdygant przesuwa fotel dziewczyny. Za to nad sceną wisi naiwny witraż, wizerunek Chrystusa. Po co to tautologiczne dopowiedzenie? Zbyt łatwe jest także zakończenie: Maria wstaje (!) z wózka i prosi (!) o błogosławieństwo. Tak jak zbyt gładko użyto muzyki Ennio Morricone z "Misji".

Może Brejdygant utoruje drogę polskim autorom do dojrzalszego namysłu nad klerem? Możliwości otworzył aż nazbyt wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji