Artykuły

Afryka nie mieści się w Bydgoszczy

"Afryka" w reż. Bartosza Frąckowiaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Pierwszy spektakl Teatru Polskiego za nowego dyrektora Pawła Wodzińskiego. "Afryka" stawia pytanie o to, jak mówić o wyzysku Południa przez Północ. W tym przez nas samych.

"Afryka" jest dla nowej dyrekcji Teatru Polskiego w Bydgoszczy rodzajem manifestu. Przestańmy w teatrze kręcić się wyłącznie wokół polskich problemów, historycznych rozliczeń - nawoływał w artykułach dyrektor Paweł Wodziński. Zauważmy wreszcie, że poza rytualnymi sporami o kształt narodowej wspólnoty jest też świat na zewnątrz - narastających nierówności, konfliktów, wyzysku i braku pomysłów na przyszłość.

Hymn polskich kolonii

Dla Bartosza Frąckowiaka, zastępcy Wodzińskiego i reżysera "Afryki", pierwsza premiera w Bydgoszczy to powrót do afrykańskiej tematyki. Trzy lata temu w Wałbrzychu z Weroniką Szczawińską zrealizował "W pustyni i w puszczy. Z Sienkiewicza i innych". Zderzali tam różne oblicza nadwiślańskiego snu o potędze - przezroczysty dla szkolnego czytelnika rasizm i ultrakolonialny wydźwięk powieści Sienkiewicza z fantazjami międzywojennej Ligi Morskiej i Kolonialnej, która żądała dla Polski zagranicznych posiadłości. W finale spektaklu rozbrzmiewał fantastyczny "Hymn polskich kolonii" - z krążącym nad buszem orłem białym i nowym Wawelem budowanym w dżungli.

Z "Afryki" tak wyrazistych obrazów nie zapamiętamy. Dla Frąckowiaka teatr to raczej sceniczny esej niż opowiedziana fabuła czy nakreślony obraz. "Afryka", jak podkreślają twórcy, to dzieło zbiorowe. Frąckowiak zebrał znakomity zespół współrealizatorów. Scenografia Anny Marii Karczmarskiej jest tymczasowa jak fawela, sklecona z resztek zamożnego świata, z wielką wyrwą pośrodku. Rewelacyjna jest muzyka Krzysztofa Kaliskiego; skoro aktor Szymon Czacki w swojej scenie gra na... starej maszynie do pisania, to znaczy, że można tu zagrać na wszystkim.

Aktorskim odkryciem jest debiutująca tu Sonia Roszczuk, wysoką formę trzymają znani bydgoskiej publiczności Anita Sokołowska czy Maciej Pesta. Ale kompozycja całości nie przekonuje.

Stojąca za tekstem "Afryki" Agnieszka Jakimiak jest jedną z najbardziej oryginalnych polskich autorek piszących dziś dla sceny. W Starym Teatrze grany jest jej spektakl-esej o śladach realnej i wizjach alternatywnej biografii Konrada Swinarskiego, o narodowej mitomanii towarzyszącej budowaniu legendy wielkiego artysty. W Poznaniu z kolei Jakimiak przerobiła "Jeżycjadę" Małgorzaty Musierowicz na koncert ironicznych piosenek z pogranicza punka i indie rocka o wyparciu i neurozie, którymi podszyta jest mieszczańska sielanka najbardziej znanej dziewczęcej sagi. "Afryka" jednak nie zalicza się do najlepszych osiągnięć autorki.

Nie ma jednej Afryki

Podstawowy problem tkwi w koncepcji. Nie ma jednej Afryki, mówią Frąckowiak z Jakimiak i przywołują kolonialny katalog uproszczeń i stereotypów, który stoi za wyobrażeniem kontynentu. A potem robią przekrojowy spektakl opowiadający o... Afryce. Jako takiej, jednej, choć zróżnicowanej. Chaotycznie skonstruowaną summę sensów, lektur i obrazów. Przedstawieniu zdecydowanie przydałyby się nożyczki.

Czego tu nie ma? Reporter podążający śladami Kapuścińskiego, XIX-wieczni katoliccy męczennicy z Ugandy, analiza fotografii z Czarnego Lądu i uprzedzeń tkwiących w spojrzeniu patrzącego na nie dostatniego Europejczyka.

Typowe dla dramatopisarki środki - powtórzenia, wyliczanki, słowotwórcze zabawy - grzęzną chwilami w poetyce recytowanego wykładu, nadmiarze przypisów, ilustracji do lekcji, choćby na początku, gdy Czacki i Sokołowska spierają się, czy postać tego pierwszego naprawdę wie coś o Afryce czy tylko powiela stereotypy. Jakimiak najlepsza jest wtedy, gdy daje się ponieść fantazji, tworząc przewrotne i błyskotliwe kontrasty. Jednak tekstowy i inscenizacyjny nadmiar przeszkadza tu celom, które postawili sobie twórcy - politycznemu komunikatowi i krytycznej analizie.

Sam wątek działalności katolickich misjonarzy w Ugandzie, uważne prześledzenie wypowiedzi dostojników o AIDS i prezerwatywach oraz retoryki używanej do seksualnego dyscyplinowania afrykańskich owieczek od XIX w. przez Jana Pawła II po Benedykta XVI - to temat na osobne przedstawienie. I zarazem jeden z mocniejszych momentów spektaklu.

Zwłaszcza że wymierzone w Kościół oskarżenie skontrapunktowane jest satyrą na zachodnią, jak najbardziej świecką i nowoczesną hipokryzję. Na scenie pojawiają się takie postaci, jak Wolność, Równość, Braterstwo, Moralność czy Racjonalizm. Ich partie śpiewane są na modłę Męki Pańskiej, wykonywanej w katolickich kościołach w Niedzielę Palmową i Wielki Piątek. Opowiadają, w jaki sposób tzw. europejskie wartości stają się narzędziem bądź kamuflażem dla wysublimowanych mechanizmów kolonizacji i wyzysku. Tak samo jak niegdyś chrześcijaństwo. Czy można tego uniknąć? Wywrotowe zderzenie, nieoczywiste sensy, otwarte pytania.

Na "Afrykę" warto się wybrać choćby dla świetnych aktorskich miniatur, kameralnych koncertów na performera i politycznego wykładu. Nie każdemu to wystarczy. Jednak krytykując premierę Frąckowiaka, możemy się kłócić na nowe tematy. Zamiast rozpamiętywać na scenie nasze traumy ze Wschodu i Zachodu, zastanawiamy się, jak mówić w teatrze o wyzysku Południa przez Północ - w tym przez nas samych.

I może to jest właśnie sukces bydgoskiego teatru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji