Artykuły

Bajka o szczęsciu dla dzieci

- Mam sporą tremę, bo to mój debiut bajkowy - mówi reżyser JULIA WERNIO przed premierą "Bajki o szczęściu" w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie (3 grudnia).

Bajka Izabeli Degórskiej była w 2001 r. wyróżniona w XII Konkursie na Sztukę dla Dzieci i Młodzieży organizowanym przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu i Telewizję Polską SA. W Częstochowie reżyseruje ją Julia Wernio, związana dotychczas z Teatrem Witkacego w Zakopanem czy Teatrem Nowym w Gdyni.

Tadeusz Piersiak: To Pani pierwszy profesjonalny kontakt z częstochowskim teatrem. Jak do niego doszło?

Julia Wernio, reżyser: Rzeczywiście, pracuję tu po raz pierwszy. Ale słyszałam o nim, mi.in. dzięki nazwiskom kolejnych dyrektorów (przykro, że teraz okrył się żałobą po śmierci Marka Perepeczki). Parę lat temu poszła wieść po kraju, że w Częstochowie zaczynają się dziać bardzo interesujące artystycznie spektakle, że zmienia się trochę profil twórczy. To zawsze jest dla reżysera zachętą, gdy dostaje propozycję z teatru, o którym w Polsce dobrze się mówi.

Jest Pani szefem artystycznym Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Czy Pani obecność tu oznacza jakieś zacieśnienie kontaktów obu placówek? W ubiegły weekend na naszych spotkaniach teatralnych był zespół od Was...

- W Rzeszowie jestem od początku tego sezonu i owe kontakty już zastałam. Bardzo się z nich cieszę, bo i spektakl "Jabłko", który tu prezentowaliśmy, i moja ulubiona - nie ukrywam - "Skrzyneczka", pokazana na Rzeszowskich Spotkaniach Teatralnych, zostały bardzo gorąco przyjęte przez widownię. To ważne: oferta każdego z teatrów poszerza się, zyskują aktorzy a przede wszystkim widzowie.

Pani nazwisko wiąże się z teatrem dorosłym. W Częstochowie jednak realizuje Pani propozycję dla dzieci...

- Mam sporą tremę, bo to mój debiut bajkowy (nie liczę realizacji spektaklu telewizyjnego "Kajtuś Czarodziej"). Nieustannie staram się pamiętać, że najmłodszy widz jest dużym wyzwaniem. Dzieci są mądre, inteligentne, sprytne, łakną intensywnych przeżyć. Nie należy ich lekceważyć, oszukiwać, przede wszystkim zaś - udawać, że to my jesteśmy mądrzejsi.

Do tej pory "Bajka o szczęściu" miała szczególne powodzenie u lalkarzy. W Częstochowie jednak nie będzie spektaklem lalkowym. Czy może wybrała Pani konwencję: aktor z lalką?

- Będzie to pierwsza realizacja "Bajki..." wyłącznie w żywym planie. Nie chcę zdradzać wszystkich tajemnic, bo wtedy nie byłoby niespodzianki, powiem tylko tyle, że odważyliśmy się nasze zwierzątka (a mamy wśród głównych bohaterów myszkę i świnkę, koguta i osła) mocno upersonifikować: zwierzęta mają ludzkie charaktery i odwrotnie. To opowieść o definicji szczęścia: najważniejsze w życiu jest to, co zyskamy u ludzi - przyjaźń. To jest to, co nas chroni, o co należy walczyć i czego - broń Boże - nie wolno zamieniać na rzeczy. Bajka Izabeli Degórskiej z jednej strony ma proste przesłanie, z drugiej - okrutnie aktualne, przekładające się na świat dorosłych, ale i dzieci. Myślę, że najmłodsze pokolenie, które wchodzi w naszą rzeczywistość, mocno komercyjną, jest osaczone przez kolorowy system reklam. One wpajają mu zasadę: mieć, mieć i jeszcze raz mieć. Mamią. Zachęcają, by gonić za promocją i ofertami, zdobyć coś, co jest martwe, co się rozpadnie - przedmiot. Podczas spektaklu dzieci będą miały szansę przeżyć to, a nie tylko być dydaktycznie skarcone.

Zaczynała Pani karierę z Andrzejem Dziukiem w Teatrze Witkacego, więc jest w Pani pociąg do eksperymentu. Uwidoczni się on w tej bajce?

- Trudno mówić o eksperymencie. Staraliśmy się, żeby z jednej strony jak najlepiej opowiedzieć samą fabułę, a z drugiej - zaczarować ten świat. Po co? Żeby dzieci śmiały się i bały. Żeby uzyskać z nimi bliski kontakt. Żeby przebić tę czwartą ścianę - między sceną a widownią. Jest to otwarta formuła teatralna (mamy np. dużo piosenek), ale nie dochodzi do jakichś rewolucji.

Kogo zobaczymy w obsadzie?

- W głównej roli mamy Andrzeja Iwińskiego; gra Staruszka, a w naszej pracy był jakąś taką ostoją. Obok niego zobaczymy Ewę i Michała Kulów, Waldka Kopcia, Nikodema Kasprowicza, Iwonę Chołuj i Roberta Rutkowskiego. Moim asystentem był Antoni Rot. Pracowaliśmy w fantastycznej atmosferze, krótko i intensywnie. Zawsze kiedy wchodzi się w nowy teatr, człowiek ma tremę, natomiast tutaj było świetnie: zespół z dużą chęcią do roboty i szaloną wyobraźnią. Spotkanie z teatrem częstochowskim jest dla mnie przemiłym doświadczeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji